– Oczywiście, oczywiście, panie Kinross!
To najdziwniejszy klient, jaki kiedykolwiek mi się trafił – pomyślał Walter Maudling, patrząc w ślad za wysokim, mającym w sobie coś z kota mężczyzną, który wychodził z Banku Anglii. Alexander Kinross! Bank Anglii w nadchodzących latach często będzie słyszał to nazwisko i oglądał zawartość jego skrzyni z narzędziami.
Alexander wymienił amerykańskie dolary na czterysta funtów w złotych suwerenach, ale nie roztrwonił ich na drogie hotele ani rozrzutne życie, nie kupił również obowiązkowego garnituru. Zamiast tego nabył odzież z irchy, bawełny i nową flanelową bieliznę. Zatrzymał się w pensjonacie w Kensington, gdzie proponowano dobre domowe jedzenie i czyste pokoje. Zwiedził muzea, prywatne i państwowe galerie sztuki, Tower, zobaczył również rzeźby woskowe Madame Tussaud. W prywatnej galerii zapłacił pięćdziesiąt cennych funtów za obraz kogoś, kto nazywał się Dante Gabriel Rossetti, ponieważ kobieta na płótnie przypominała Honorię Brown. Kiedy poprosił pana Maudlinga o przechowanie obrazu w Banku Anglii, dżentelmen nawet nie mrugnął okiem; skoro Alexander Kinross zapłacił za płótno pięćdziesiąt funtów, z pewnością w przyszłości stanie się ono dziełem sztuki. Zresztą było całkiem ładne, nastrojowe i romantyczne.
Po pokonaniu koleją całej Anglii i przebyciu długiej trasy na północ Alexander dotarł do wioski Auchterderran w hrabstwie Kinross, w pobliżu miasta Kinross.
Elizabeth nigdy się nie dowiedziała, co naprawdę zdarzyło się Alexandrowi Kinrossowi; to, co zasłyszała, było w połowie mitem. Wrócił, ponieważ chciał dostać obietnicę, że może w przyszłości liczyć na żonę. Na razie nie miał zamiaru się żenić, gdy postanowił wcześniej zrealizować swoje ambitne plany: podążyć – dosłownie – śladami Aleksandra Wielkiego; wyruszyć z Macedonii i dotrzeć do wszystkich krain, które podbił genialny zdobywca. Alexander był pewien, że taka podróż nie sprawiłaby przyjemności żadnej młodej kobiecie, w związku z tym postanowił, że ożeni się po powrocie i zabierze żonę do Nowej Południowej Walii. Dokonał już wyboru. Zdecydował się na najstarszą córkę stryja Jamesa, Jean. Pamiętał ją tak dokładnie, jakby po raz ostatni spotkał się z nią wczoraj. Była przepiękną, rozkoszną dziesięciolatką, która patrzyła na Alexandra z uwielbieniem, zapewniała, że go kocha i że zawsze będzie go kochać. No cóż, teraz powinna mieć szesnaście lat – idealny wiek. Nim Alexander wróci z wyprawy, Jean skończy osiemnaście lat i będzie wystarczająco dojrzała, by wziąć ślub.
Przyjechał do Kinross w niedzielne popołudnie na grzbiecie wynajętego konia i poszedł prosto na spotkanie ze stryjem Jamesem. Starszy pan powitał bratanka z wyraźną niechęcią.
– Jak zawsze wyglądasz na niemrawego, Alexandrze – powiedział James, prowadząc gościa do frontowego salonu, a potem wołając o herbatę. – Ponieważ zniknąłeś z powierzchni ziemi, musiałem opłacić pogrzeb twojego ojca.
– Dziękuję za taktowne przekazanie mi smutnej wiadomości, sir – powiedział Alexander z nieprzeniknioną twarzą. – Ile kosztował pogrzeb?
– Pięć funtów. Z trudem je wysupłałem.
Alexander sięgnął do kieszeni skórzanego kaftana z frędzlami.
– Proszę, sześć funtów, jeden funt w podziękowaniu. Dawno zmarł?
– Rok temu.
– Chyba nie mogę liczyć na to, że stary Murray poszedł za Duncanem do piekła?
– Jesteś gnidą i bluźniercą, Alexandrze. Zawsze nim byłeś. Dzięki Bogu, że nie łączą nas więzy krwi.
– To Murray powiedział o tym stryjowi, prawda? A może Duncan?
– Mój brat zmarł, ukrywając swoją hańbę. Doktor Murray zdradził mi jego tajemnicę podczas pogrzebu, uznał, że ktoś musi o tym wiedzieć.
W tym momencie do salonu weszła Jean z herbatą i ciastem. Och, była taka piękna! Wyrosła dokładnie tak, jak Alexander sobie wyobrażał, miała szklane rzęsy Honorii Brown i jej akwamarynowe oczy. Nie mógł jednak liczyć na to, by Jean go rozpoznała, a tym bardziej pamiętała o niegdysiejszych obietnicach, iż zawsze będzie go kochać. Spojrzała na niego bez zainteresowania, po czym wyszła z pokoju. No cóż, to całkiem zrozumiałe. Alexander bardzo się zmienił. Lepiej przejść do rzeczy.
– Przyjechałem prosić o rękę Jean – powiedział.
– Chyba żartujesz!
– Wcale nie. Mam zaszczyt prosić o Jean, chociaż zdaję sobie sprawę, że na razie jest za młoda. Mogę zaczekać.
– Możesz czekać aż do śmierci! – warknął James, błyskając oczami. – Mam oddać dziewczynę z rodu Drummondów bękartowi? Szybciej wydam ją za anabaptystę!
Alexander jakiś cudem zdołał pokonać złość.
– Nikt o tym nie wie oprócz stryja, mnie i starego Murraya, więc jakie to ma znaczenie? Już niedługo będę bardzo bogatym człowiekiem.
– Bzdura! Gdzie się podziewałeś, gdy uciekłeś?
– Byłem w Glasgow, uczyłem się robić kotły.
– Myślisz, że zbijesz na tym fortunę?
– Nie, mam w zanadrzu coś innego – zaczął Alexander. Chciał powiedzieć Jamesowi o złocie i zamknąć mu w ten sposób usta!
Niestety, James miał dosyć. Wstał, podszedł do frontowych drzwi, otworzył je teatralnym gestem i pokazał drogę.
– Wynoś się stąd, i to natychmiast, Alexandrze jakiś tam! Nie dostaniesz Jean ani żadnej innej młodej kobiety z Kinross! Jeśli spróbujesz, doktor Murray i ja postawimy cię pod pręgierzem!
– W takim razie zapewniam cię, Jamesie Drummondzie – warknął Alexander, powoli cedząc słowa – że w przyszłości z radością oddasz mi jedną z córek za żonę.
Poszedł ścieżką, wsiadł na konia i odjechał.
Ciekawe, gdzie tak dobrze nauczył się jeździć konno i skąd wziął takie ubranie – zastanawiał się James. Za późno.
Pięcioletnia Elizabeth była w kuchni z Jean i Anne. Uczyła się, jak robić babeczki z masłem. Ponieważ Jean nawet nie wspomniała o gościu w salonie, Elizabeth nie wiedziała, że w sąsiednim pokoju przebywał niemrawy uczeń kotlarza, jej kuzyn Alexander.
Popełniłem poważny błąd – przyznał Alexander w głębi ducha, puszczając konia kłusem. Gdyby chociaż przez chwilę poważnie się nad tym zastanowił, doszedłby do wniosku, że nie mógł otrzymać od stryja Jamesa innej odpowiedzi, w rzeczywistości jednak myślał tylko o jednym – o podobieństwie młodziutkiej Jean do Honorii Brown.
Ożeniłbym się z Honorią Brown – pomyślał – gdyby nie to, że była przypisana do skrawka ziemi w Indianie.
Teraz mu się nie spieszyło, by znów zbijać fortunę. Wrzucił amerykańskie siodło na dobrego konia, załadował dobytek do dwóch sakw i ruszył przez Europę, po drodze zapoznając się z historią: gotyckimi katedrami, w połowie zbudowanymi z drewna miastami i ogromnymi zamkami. Gdy dotarł do Grecji, zachwyciły go wspaniałe niegdyś świątynie, które zostały powalone przez ruchy skorupy ziemskiej. Niestety, w rządzonej przez rozpadające się imperium otomańskie Macedonii łatwiej było znaleźć ślady islamu niż Aleksandra Wielkiego.
Przemierzając Turcję, myszkując po Issos, wędrując śladami swojego imiennika na południe do Egiptu, Alexander zdał sobie sprawę, że niewiele zostało tu pamiątek po Aleksandrze Wielkim. To, co przetrwało zawieruchy historii, zostało wzniesione z twardego kamienia, tak jak piramidy, zikkuraty, świątynie czy też wąwóz z czerwonego piaskowca, gdzie w zboczach wyryto majestatyczne świątynie. Babilon był zbudowany z glinianych cegieł, po wiszących ogrodach dawno temu zaginął wszelki ślad, nic nie zdradzało tajemnicy, która wiązała się ze śmiercią i życiem Aleksandra Wielkiego.