Выбрать главу

– Panie Kinross – westchnął pan Maudling – jest pan fenomenem. – Jak król Midas, wszystko, czego pan dotknie, zamienia się w złoto.

– Kiedyś też tak myślałem, ale zmieniłem zdanie. Człowiek znajduje skarby, jeśli dobrze patrzy na to, co ma przed oczami – wyjaśnił Alexander Kinross. – To cała tajemnica. Trzeba widzieć to, na co się patrzy. Większość ludzi tego nie robi. To nieprawda, że szansa zdarza się tylko raz i tylko raz puka do naszych drzwi, ona nieustannie wybija na nich swój rytm.

– A czy nie dobija się teraz głośno z królestwa finansów w Londynie?

– Dobry Boże, nie! – zapewnił Alexander, zaszokowany. – Wyjeżdżam do Nowej Południowej Walii. Tym razem po złoto. Potrzebny mi list kredytowy do jakiegoś banku w Sydney. Proszę tylko, żeby był przyzwoity! Chociaż prawdopodobnie moje złoto i tak przyjedzie tutaj.

– Banki – powiedział pan Maudling z godnością – są przeważnie bez zarzutu.

– Bzdury! – zaprotestował Alexander pogardliwie. – Bank w Sydney prawdopodobnie niczym się nie różni od banku w Glasgow czy San Francisco, wszystkie można okraść. – Wstał i bez wysiłku dźwignął paczkę. – Przechowa pan moje skarby, póki nie zadecyduję, co z nimi zrobić?

– Za skromną opłatą.

– Tego się spodziewałem. A teraz pora na „Timesa”.

– Jeśli poda mi pan, gdzie się pan zatrzymał, każę tam odesłać pańskie ubrania.

– Nie, na zewnątrz czeka na mnie dorożka.

Pan Maudling poczuł, że ogarnia go ciekawość, dlatego zapytał:

– Do „Timesa”? Ma pan zamiar napisać artykuł o swoich podróżach?

– Ależ skąd! Nie, chcę zamieścić ogłoszenie. Skoro płynąc do Nowej Południowej Walii, muszę spędzić dwa miesiące na statku, nie mam zamiaru leniuchować. Szukam człowieka, który nauczy mnie francuskiego i włoskiego.

Chociaż zdaniem Ważnych Osobistości James Summers mówił po angielsku z wyraźnym, niemiłym dla ucha akcentem z głębi kraju, jego francuszczyzna i język włoski były bez zarzutu – tak przynajmniej twierdzili autorzy referencji. Przez ponad dziesięć pierwszych lat życia Jima jego ojciec był właścicielem angielskiej piwiarni w Paryżu, potem kierował takim samym lokalem w Wenecji. Alexander wybrał go spośród wielu mężczyzn, którzy odpowiedzieli na ogłoszenie, z powodu dziwnej dwoistości natury. Matka Summersa, Francuzka, pochodziła z dobrego domu, dlatego upierała się, żeby syn poznał francuską klasykę literatury. Potem, po jej śmierci, ojciec ożenił się z równie wykształconą Włoszką. Ponieważ była bezdzietna, wszystkie uczucia przelała na pasierba. Mimo to Jamesa Summersa ani trochę nie ciągnęło do nauki!

– Dlaczego zgłosił się pan do tej pracy? – spytał Alexander.

– Ponieważ w ten sposób mogę się dostać do Nowej Południowej Walii – wyznał Summers prosto z mostu.

– Czemu chce się pan tam dostać?

– No cóż, z moim akcentem nie zatrudnią mnie w Eaton, Harrow ani Winchesterze, prawda? Moja angielszczyzna jest typowa dla Smethwick, ponieważ stamtąd pochodził mój ojciec. – Wzruszył ramionami. – Poza tym, panie Kinross, nie jestem stworzony do życia wśród uczniów w klasie, a jako mężczyzna nigdy nie zostanę prywatnym nauczycielem dziewcząt, nie sądzi pan? Prawda wygląda tak, że lubię ciężką pracę, którą mogę wykonywać własnymi rękami. Jednocześnie lubię ponosić za coś odpowiedzialność. Może znajdę coś dla siebie w Nowej Południowej Walii. Słyszałem, że tam nie jest ważne, jak człowiek mówi.

Alexander oparł się o krzesło i bacznie zlustrował wzrokiem Jima Summersa. Było coś, co w tym człowieku bardzo mu się podobało, coś w rodzaju wrodzonej niezależności połączonej z pewną dozą pokory i skromności, które kazały mu polegać na czyjejś inteligencji i zdolnościach. Alexander podejrzewał, że ojciec Jima musiał być twardym, ale sprawiedliwym człowiekiem. Może stanowił chlubny wyjątek: sprzedawał alkohol, na który sam nie dawał się skusić. W związku z tym jego syn kojarzył wykształcenie z łagodnością kobiet, ale chciał być taki jak ojciec. Służący, ale nie służalczy.

– Ma pan tę pracę, panie Summers – powiedział Alexander – chociaż możliwe, że nie zwolnię pana po dotarciu do Sydney, oczywiście, jeśli praca u mnie przypadnie panu do gustu. Gdy opanuję francuski i włoski, będę potrzebował człowieka do wszelkich poruczeń.

Nijaka, ale atrakcyjna twarz Summersa rozjaśniła się.

– Och, dziękuję, panie Kinross. Najmocniej dziękuję!

Przypłynęli do Sydney trzynastego kwietnia tysiąc osiemset siedemdziesiątego drugiego roku, w dwudzieste dziewiąte urodziny Alexandra. Prawdę mówiąc, podróż zajęła im ponad rok, ponieważ Alexander robił wolniejsze postępy we włoskim i francuskim, niż się spodziewał, a poza tym, co ważniejsze, nie widział wcześniej Japonii, Alaski, Kamczatki, północno – - zachodniej Kanady i Filipin.

W Jimie Summersie znalazł idealne wsparcie dla swojej niewyczerpanej energii; człowiek ten był zadowolony z wszystkiego, co robili, podobało mu się każde miejsce, w które zawędrowali, a jednocześnie z prawdziwą radością wykonywał wszelkie zlecenia pana Kinrossa. Zwracał się do Alexandra per „panie Kinross” i chciał, żeby Alexander mówił do niego „Summers”, nie „Jim”, ponieważ to drugie sugerowałoby zbyt dużą zażyłość.

– Nareszcie – powiedział Alexander do Summersa pod koniec pierwszego dnia w Sydney. – San Francisco zbudowano na półwyspie, który wcina się w ogromną zatokę, dzięki czemu ścieki spływają do morza poza zasięgiem nosów mieszkańców. Tymczasem Sydney otacza swój port, jakby obejmowało go ramionami, dlatego ścieki są uwięzione w niewielkim akwenie. Nie znoszę tutejszego smrodu – przypomina mi Bombaj, Kalkutę i Wampoa. Co gorsza, żeby uniemożliwić ucieczkę przykrych zapachów w głąb lądu, ci głupcy umieścili obrzydliwy wylot ścieków na samym końcu portu. Fuj!

W głębi duszy Summers uznał, że pan Kinross jest trochę zbyt surowy w stosunku do Sydney, które jego zdaniem było śliczne. Z drugiej jednak strony zauważył, że aparat węchowy pana Kinrossa jest niezwykle wrażliwy. Pewnego dnia powiedział nawet nad rzeką Jukon na Alasce, że wyczuwa zapach złota, dużych ilości złota.

– Ponieważ jednak nie mam zamiaru spędzać okresów zimowych na terenach o chłodnym klimacie, Summers, nie zostaniemy tutaj – oznajmił.

Zaraz po przedstawieniu swojego listu kredytowego w banku, który polecił pan Maudling, Alexander wsiadł do pociągu, a potem dyliżansu, jadącego na zachód, do Bathurst, miasta położonego na terenach, gdzie występowało złoto. Mimo to samo Bathurst nie było miastem górniczym, dzięki czemu – zdaniem Alexandra – panował w nim spokój i porządek.

Zamiast poszukać hotelu albo pensjonatu Alexander wynajął na przedmieściach niewielką chatkę z kilkoma akrami ziemi i zainstalował tam Summersa.

– Znajdź kobietę, która będzie sprzątała i gotowała – poinstruował go, wręczając mu listę. – Zapłać jej trochę więcej, niż wynosi aktualna stawka, wtedy będzie się starała, nie chcąc stracić pracy. Kiedy będę szukał złota, chcę, żebyś kupił to, co jest na tej liście. Tu masz upoważnienie, dzięki któremu będziesz mógł brać pieniądze z mojego banku. Jeśli nie umiesz prowadzić ksiąg rachunkowych, będziesz musiał się tego nauczyć. Poszukaj dobrego księgowego i zapłać mu, żeby ci wszystko pokazał.