— Nie wystawiaj na próbę mojej cierpliwości, adeptko. Twoje imię, klasa, imię preceptorki. Prędko!
— Co?
— Udajesz głupią, adeptko? Imię! Jak się nazywasz? Ciri zacisnęła zęby, a jej oczy zapaliły się zielonym żarem.
— Anna Ingeborga Klopstock — wycedziła bezczelnie.
Kobieta uniosła rękę i Ciri natychmiast zrozumiała cały ogrom pomyłki. Yennefer tylko raz i znużona długim marudzeniem zademonstrowała jej, jak działa czar paraliżujący. Wrażenie było wyjątkowo paskudne. Teraz też takie było.
Fabio krzyknął głucho i rzucił się w jej stronę, ale druga kobieta, ta jasnowłosa, chwyciła go za kołnierz i osadziła w miejscu. Chłopiec targnął się, ale ramię kobiety było jak z żelaza. Ciri nie mogła nawet drgnąć. Miała wrażenie, że powoli wrasta w ziemię. Ciemnowłosa pochyliła się i utkwiła w niej błyszczące oczy.
— Nie jestem zwolenniczką kar cielesnych — powiedziała lodowato, ponownie poprawiając mankiety rękawiczek — Ale postaram się, by cię wychłostano, adeptko. Nie za nieposłuszeństwo, nie za kradzież amuletu i nie za wagary. Nie za to, że nosisz niedozwolony ubiór, że chodzisz z chłopakiem i rozmawiasz z nim o sprawach, o których zakazano ci mówić. Będziesz wychłostana za to, że nie potrafiłaś rozpoznać arcymistrzyni.
— Nie! — krzyknął Fabio. - Nie rób jej krzywdy, wielmożna pani! Ja jestem klerkiem w banku pana Molnara Giancardiego, a ta panienka jest…
— Zamknij się! - wrzasnęła Ciri. - Zam… Zaklęcie kneblujące było rzucone szybko i brutalnie. Poczuła w ustach krew.
— No? — ponagliła Fabia ta jasnowłosa, puszczając i pieszczotliwym ruchem wygładzając zmięty kołnierz chłopca.
— Mów. Kim jest ta harda panienka?
Margarita Laux-Antille z pluskiem wynurzyła się z basenu, rozbryzgując wodę. Ciii nie mogła się powstrzymać, by się nie przyglądać. Widziała nagą Yennefer nie raz i nie sądziła, by ktokolwiek mógł mieć piękniejszą figurę. Była w błędzie. Na widok nagiej Margarity Laux-Antille pokraśniałyby z zawiści nawet marmurowe posągi bogiń i nimf.
Czarodziejka chwyciła ceber z zimną wodą i wylała go sobie na biust, klnąc przy tym nieprzyzwoicie i otrząsając się.
— Hej, dziewczyno — skinęła na Ciri. - Bądź tak dobra i podaj mi ręcznik. No, przestań się wreszcie na mnie boczyć.
Ciri fuknęła z cicha, nadal obrażona. Gdy Pabio zdradził, kim jest, czarodziejki wlokły ją przemocą przez pół miasta, wystawiając na pośmiewisko. W banku Giancardiego sprawa, rzecz jasna, wyjaśniła się natychmiast. Czarodziejki przeprosiły Yennefer, tłumacząc swoje zachowanie. Chodziło o to, że adeptki z Aretuzy zostały czasowo przeniesione do Loxii, bo pomieszczenia szkoły zamieniano na kwatery dla uczestników i gości zjazdu czarodziejów. Korzystając z zamieszania przy przeprowadzce, kilka adeptek wymknęło się z Thanedd i zwagarowało do miasta. Margarita Laux-Antille i Tissaia de Vries, zaalarmowane aktywizacją amuletu Ciri, wzięły ją za jedną z wagarowiczek.
Czarodziejki przeprosiły Yennefer, ale żadna nie pomyślała o tym, by przeprosić Ciri. Yennefer, wysłuchując przeprosin, patrzyła na nią, a Ciri czuła, jak płoną jej uszy. A najbiedniejszy był Fabio — Molnar Giancardi zrugał go tak, że chłopiec miał łzy w oczach. Ciri było go żal, ale była też z niego dumna — Fabio dotrzymał słowa i nawet słówkiem nie pisnął o wiwernie.
Yennefer, jak się okazało, doskonale znała Tissaię i Margaritę. Czarodziejki zaprosiły ją do „Srebrnej Czapli", najlepszego i najdroższego zajazdu w Gors Velen, gdzie Tissaia de Vries zatrzymała się po przyjeździe, z sobie tylko znanych powodów zwlekając z udaniem się na wyspę. Margarita Laux-Antille, która, jak się okazało, była rektorką Aretuzy, przyjęła zaproszenie starszej czarodziejki i chwilowo dzieliła z nią mieszkanie. Zajazd był prawdziwie luksusowy — miał w podziemiach własną łaźnię, którą Margarita i Tissaia wynajęły do swego wyłącznego użytku, płacąc za to niewyobrażalne pieniądze. Yennefer i Ciri, rzecz jasna, zostały zachęcone do korzystania z łaźni — w rezultacie wszystkie na przemian pławiły się w basenie i pociły w parze już od kilku godzin, plotkując przy tym nieustannie.
Ciri podała czarodziejce ręcznik. Margarita delikatnie uszczypnęła ją w policzek. Ciri znowu fuknęła i z pluskiem wskoczyła do basenu, do pachnącej rozmarynem wody.
— Pływa jak mała foczka — zaśmiała się Margarita, wyciągając się obok Yennefer na drewnianej leżance. -A zgrabna jak najada. Dasz mi ją, Yenna?
— W tym celu ją tu przywiozłam.
— Na który rok mam ją przyjąć? Zna podstawy?
— Zna. Ale niech zacznie jak wszystkie, od freblówki. Nie zaszkodzi jej to.
— Mądrze — powiedziała Tissaia de Vries, zajęta poprawianiem ustawienia pucharków na marmurowym, pokrytym warstewką skroplonej pary blacie stołu. - Mądrze, Yennefer. Dziewczynie będzie łatwiej, jeśli rozpocznie wraz z innymi nowicjuszkami.
Ciri wyskoczyła z basenu, siadła na brzegu cembrowiny, wyżymając włosy i pluszcząc nogami w wodzie. Yennefer i Margarita plotkowały leniwie, co jakiś czas wycierając twarze zmoczonymi w zimnej wodzie ściereczkami. Tissaia, skromnie owinięta w prześcieradło, nie włączała się do rozmowy, sprawiając wrażenie całkowicie pochłoniętej robieniem porządku na stoliku.
— Uniżenie przepraszam wielmożne damy! — zawołał nagle z góry niewidoczny właściciel zajazdu. - Raczcie wybaczyć, że śmiem przeszkadzać, ale… Jakiś oficer pragnie pilnie widzieć panią de Vries! Mówi, że to nie cierpi zwłoki!
Margarita Laux-Antille zachichotała i mrugnęła do Yennefer, po czym obie jak na komendę odrzuciły z bioder ręczniki i przybrały dość wyszukane i bardzo wyzywające pozy.
— Niech oficer wejdzie! — krzyknęła Margarita, powstrzymując śmiech. - Zapraszamy! Jesteśmy gotowe!
— Jak dzieci — westchnęła Tissaia de Vries, kręcąc głową. - Okryj się, Ciri.
Oficer wszedł, ale figiel czarodziejek całkowicie spalił na panewce. Oficer nie zmieszał się na ich widok, nie zaczerwienił, nie otworzył ust, nie wybałuszył oczu. Bo oficer był kobietą. Wysoką, smukłą kobietą z grubym czarnym warkoczem i mieczem u boku.
— Pani — powiedziała sucho kobieta, z chrzęstem kolczugi kłaniając się lekko w stronę Tissai de Vries. - Melduję wykonanie twych poleceń. Proszę o pozwolenie na powrót do garnizonu.
— Zezwalam — odrzekła krótko Tissaia. - Dziękuję za eskortę i za pomoc. Szczęśliwej drogi.
Yennefer usiadła na leżance, patrząc na czarno-złoto-czerwoną kokardę na ramieniu wojowniczki.
— Czy ja ciebie nie znam?
Wojowniczka ukłoniła się sztywno, otarła spoconą twarz. W łaźni było gorąco, a ona miała na sobie kolczugę i skórzany kaftan.
— Często bywałam w Yengerbergu — powiedziała. - Pani Yennefer. Zwę się Rayla.
— Sądząc po kokardzie, służysz w oddziałach specjalnych króla Demawenda?
— Tak, pani.
— W randze?
— Kapitana.
— Bardzo dobrze — roześmiała się Margarita Laux-Antille. - W wojsku Demawenda, jak konstatuję z zadowoleniem, zaczęto nareszcie dawać oficerskie patenty żołnierzom mającym jaja.
— Czy mogę odejść? - wojowniczka wyprostowała się, opierając dłoń na głowicy miecza.
— Możesz.
— Wyczułam wrogość w twoim głosie, Yenna — powiedziała po chwili Margarita. - Co masz do pani kapitan?
Yennefer wstała, zdjęła dwa pucharki ze stolika.
— Widziałaś słupy stojące na rozstajach? — spytała. -Musiałaś widzieć, musiałaś wąchać smród gnijących trupów. Te słupy to ich pomysł i ich dzieło. Jej i jej podkomendnych z oddziałów specjalnych. Banda sadystów!