— Co w tym dziwnego? Pochodzi z Północy, z barbarzyńskiej Cintry…
— Tym mniej prawdopodobne są plotki o ożenku Emhyra. Nie, nie, to absolutnie niemożliwe. Imperator pojmie za żonę najmłodszą córkę de Wetta, tak jak planowano. Nie poślubi tej uzurpatorki!
— Najwyższy czas, by wreszcie kogoś poślubił. Ze względu na dynastię… Najwyższy czas, byśmy mieli małego arcyksięcia…
— Niech się więc żeni, ale nie z tą przybłędą!
— Ciszej, bez egzaltacji. Zaręczam wam, szlachetni panowie, że do tego związku nie dojdzie. Jaki cel miałby przyświecać takiemu mariażowi?
— To polityka, hrabino. Toczymy wojnę. Ten związek miałby znaczenie polityczne i strategiczne… Dynastia, z której pochodzi princessa, ma legalne tytuły i potwierdzone prawa lenne do ziem nad Dolną Yarrą. Gdyby została małżonką imperatora… Ha, to byłoby doskonałe posunięcie. Popatrzcie tylko tam, na posłów króla Esterada, jak szepczą…
— Popieracie tedy tę dziwaczną parantelę, mości książę? A może wręcz doradzaliście to Emhyrowi, co?
— To moja rzecz, margrabio, co popieram, a czego nie. A decyzji imperatora nie radziłbym wam kwestionować.
— A zatem podjął już decyzję?
— Nie sądzę.
— Jesteście więc w błędzie, nie sądząc, — Co chcesz przez to powiedzieć, pani?
— Emhyr odprawił z dworu baronową Tarnhann. Nakazał, by powróciła do męża.
— Zerwał z Dervlą Tryffin Broinne? Nie może to być! Dervla była jego faworytą od trzech lat…
— Powtarzam, odprawił ją z dworu.
— To prawda. Powiadają, że Złotowłosa Dervla straszliwie się awanturowała. Czterech gwardzistów przemocą wsadzało ją do karety…
— Jej mąż się uraduje…
— Wątpię.
— Na Wielkie Słońce! Emhyr zerwał z Dervlą? Zerwał z nią dla tej znajdy? Dla tej dzikuski z Północy?
— Ciszej… Ciszej, do diaska…
— Kto to popiera? Które stronnictwo to popiera?
— Ciszej, prosiłam. Patrzą na nas…
— Ta dziewka… Chciałem powiedzieć, princessa… Podobno jest brzydka… Gdy imperator ją zobaczy…
— Chcecie powiedzieć, że jeszcze jej nie widział?
— Nie miał czasu. Przybył z Darń Ruach przed godziną.
— Emhyr nigdy nie gustował w brzydkich. Aine Dermott… Clara aep Gwydolyn Gór… A Dervla Tryffin Broinne to przecież prawdziwa piękność…
— Może ta znąjdka z czasem wyładnieje…
— Gdy się ją domyje? Księżniczki z Północy podobno myją się rzadko…
— Baczcie na słowa. Mówicie, być może, o małżonce imperatora…
— To jeszcze dziecko. Ma nie więcej niż czternaście lat.
— Powtarzam, to byłby związek polityczny… Czysto formalny…
— Gdyby tak było, Złotowłosa Dervla pozostałaby na dworze. Znąjdka z Cintry politycznie i formalnie zasiadałaby na tronie obok Emhyra… Ale wieczorem Emhyr dawałby jej do zabawy tiarę i klejnoty koronne, a sam szedłby do sypialni Dervli… Przynajmniej do czasu, gdy smarkula osiągnęłaby wiek, w którym bezpiecznie się rodzi.
— Hmmm… Tak… Coś w tym jest. Jak ma na imię ta… princessa?
— Xerella, czy jakoś tak.
— Skądże, nieprawda. Zwie się… Zirilla. Tak, chyba Zirilla.
— Barbarzyńskie imię.
— Ciszej, u kaduka…
— I więcej powagi. Zachowujecie się jak smarkacze!
— Baczcie na słowa! Baczcie, bym ich nie uznał za zniewagę!
— Jeśli żądacie satysfakcji, wiecie, gdzie mnie szukać, margrabio!
— Ciszej! Spokój! Imperator…
Herold nie musiał się specjalnie wysilać. Wystarczyło jednego uderzenia laską o posadzkę, by udekorowane czarnymi beretami głowy arystokratów i rycerzy schyliły się niby kłosy pod uderzeniem wichru. W sali tronowej zapanowała cisza, taka że głosu herold również nie musiał nadmiernie wytężać.
— Emhyr var Emreis, Deithwen Addan yn Carn aep Monrudd!
Biały Płomień Tańczący na Kurhanach Wrogów wszedł na salę. Przemaszerował szpalerem szlachty swym zwykłym szparkim krokiem, energicznie machając prawą ręką. Jego czarny strój niczym nie różnił się od stroju dworaków, jeśli nie liczyć braku kryzy. Ciemne włosy imperatora, jak zwykle nie ufryzowane, utrzymywała we względnym ładzie wąska złota obręcz, na szyi połyskiwał cesarski alszband.
Emhyr dość niedbale zasiadł na tronie na podwyższeniu, oparł łokieć na poręczy, a podbródek na dłoni. Nie zarzucił nogi na drugą poręcz tronu, co znaczyło, że ceremoniał obowiązuje nadal. Żadna z pochylonych głów nie uniosła się nawet na cal.
Imperator chrząknął głośno, nie zmieniając pozycji. Dworacy odetchnęli i wyprostowali się. Herold ponownie uderzył laską o posadzkę.
— Cirilla Fiona Elen Riannon, królowa Cintry, księżna Brugge i diuszesa na Sodden, dziedziczka Inis Ard Skellig i Inis An Skellig, suzerenka Attre i Abb Yarra!
Wszystkie oczy zwróciły się ku drzwiom, w których stanęła wysoka i dostojna Stella Congreve, hrabina Lid-dertal. Zaś u boku hrabiny szła właścicielka wszystkich wymienionych przed momentem imponujących tytułów. Szczupła, jasnowłosa, niezwykle blada, lekko zgarbiona, w długiej błękitnej sukience. W sukience, w której najwyraźniej czuła się nieswojo i źle.
Emhyr Deithwen wyprostował się na tronie, a dworacy natychmiast zgięli się w ukłonach. Stella Congreve niezauważalnie popchnęła jasnowłosą dziewczynę, obie defilowały wzdłuż szpaleru kłaniających się arystokratów, przedstawicieli pierwszych rodów Nilfgaardu. Dziewczyna kroczyła sztywno i niepewnie. Potknie się, pomyślała hrabina.
Cirilla Fiona Elen Riannon potknęła się.
Nieładna i chuderlawa, pomyślała hrabina, zbliżając się do tronu. Niezgrabna, a do tego wszystkiego mało rozgarnięta. Ale zrobię z niej piękność. Zrobię z niej królową, Emhyr, tak jak rozkazałeś.
Biały Płomień Nilfgaardu przyglądał się im z wysokości swego tronu. Jak zwykle, oczy miał lekko zmrużone, na wargach tańczył mu cień drwiącego uśmieszku.
Królowa Cintry potknęła się po raz wtóry. Imperator oparł łokieć na poręczy tronu, dotknął dłonią policzka. Uśmiechał się. Stella Congreve była już na tyle blisko, by rozpoznać ten uśmiech. Zmartwiała z przerażenia. Coś jest nie tak, pomyślała ze zgrozą, coś jest nie tak. Polecą głowy. Na Wielkie Słońce, polecą głowy…
Odzyskała przytomność umysłu, ukłoniła się, zmuszając do dygnięcia również dziewczynę.
Emhyr var Emreis nie wstał z tronu. Ale skłonił lekko głowę. Dworacy wstrzymali oddech.
— Królowo — przemówił Emhyr. Dziewczyna skurczyła się. Imperator nie patrzył na nią. Patrzył na zgromadzoną na sali szlachtę.
— Królowo — powtórzył. - Szczęśliwy jestem, mogąc powitać cię w moim pałacu i w moim państwie. Ręczę ci cesarskim słowem, że bliski jest dzień, w którym wszystkie należne tytuły powrócą do ciebie wraz z ziemiami, które są twym prawnym dziedzictwem, które legalnie i niezaprzeczalnie ci przynależą. Uzurpatorzy, którzy panoszą się w twych włościach, wszczęli ze mną wojnę. Zaatakowali mnie, głosząc przy tym, że bronią twoich praw i sprawiedliwych racji. Niech tedy cały świat dowie się, że to do mnie, nie do nich, zwracasz się o pomoc. Niech cały świat dowie się, że tu, w moim państwie, zażywasz przysługującej suzerence czci i królewskiego imienia, podczas gdy wśród mych wrogów byłaś jedynie wygnańcem. Niech cały świat wie, że w moim państwie jesteś bezpieczna, podczas gdy moi wrogowie nie tylko odmawiali ci korony, ale i usiłowali nastawać na twe życie.