— Nie! — krzyknął Fabio. - Nie rób jej krzywdy, wielmożna pani! Ja jestem klerkiem w banku pana Molnara Giancardiego, a ta panienka jest…
— Zamknij się! - wrzasnęła Ciri. - Zam… Zaklęcie kneblujące było rzucone szybko i brutalnie. Poczuła w ustach krew.
— No? — ponagliła Fabia ta jasnowłosa, puszczając i pieszczotliwym ruchem wygładzając zmięty kołnierz chłopca.
— Mów. Kim jest ta harda panienka?
Margarita Laux-Antille z pluskiem wynurzyła się z basenu, rozbryzgując wodę. Ciii nie mogła się powstrzymać, by się nie przyglądać. Widziała nagą Yennefer nie raz i nie sądziła, by ktokolwiek mógł mieć piękniejszą figurę. Była w błędzie. Na widok nagiej Margarity Laux-Antille pokraśniałyby z zawiści nawet marmurowe posągi bogiń i nimf.
Czarodziejka chwyciła ceber z zimną wodą i wylała go sobie na biust, klnąc przy tym nieprzyzwoicie i otrząsając się.
— Hej, dziewczyno — skinęła na Ciri. - Bądź tak dobra i podaj mi ręcznik. No, przestań się wreszcie na mnie boczyć.
Ciri fuknęła z cicha, nadal obrażona. Gdy Pabio zdradził, kim jest, czarodziejki wlokły ją przemocą przez pół miasta, wystawiając na pośmiewisko. W banku Giancardiego sprawa, rzecz jasna, wyjaśniła się natychmiast. Czarodziejki przeprosiły Yennefer, tłumacząc swoje zachowanie. Chodziło o to, że adeptki z Aretuzy zostały czasowo przeniesione do Loxii, bo pomieszczenia szkoły zamieniano na kwatery dla uczestników i gości zjazdu czarodziejów. Korzystając z zamieszania przy przeprowadzce, kilka adeptek wymknęło się z Thanedd i zwagarowało do miasta. Margarita Laux-Antille i Tissaia de Vries, zaalarmowane aktywizacją amuletu Ciri, wzięły ją za jedną z wagarowiczek.
Czarodziejki przeprosiły Yennefer, ale żadna nie pomyślała o tym, by przeprosić Ciri. Yennefer, wysłuchując przeprosin, patrzyła na nią, a Ciri czuła, jak płoną jej uszy. A najbiedniejszy był Fabio — Molnar Giancardi zrugał go tak, że chłopiec miał łzy w oczach. Ciri było go żal, ale była też z niego dumna — Fabio dotrzymał słowa i nawet słówkiem nie pisnął o wiwernie.
Yennefer, jak się okazało, doskonale znała Tissaię i Margaritę. Czarodziejki zaprosiły ją do „Srebrnej Czapli", najlepszego i najdroższego zajazdu w Gors Velen, gdzie Tissaia de Vries zatrzymała się po przyjeździe, z sobie tylko znanych powodów zwlekając z udaniem się na wyspę. Margarita Laux-Antille, która, jak się okazało, była rektorką Aretuzy, przyjęła zaproszenie starszej czarodziejki i chwilowo dzieliła z nią mieszkanie. Zajazd był prawdziwie luksusowy — miał w podziemiach własną łaźnię, którą Margarita i Tissaia wynajęły do swego wyłącznego użytku, płacąc za to niewyobrażalne pieniądze. Yennefer i Ciri, rzecz jasna, zostały zachęcone do korzystania z łaźni — w rezultacie wszystkie na przemian pławiły się w basenie i pociły w parze już od kilku godzin, plotkując przy tym nieustannie.
Ciri podała czarodziejce ręcznik. Margarita delikatnie uszczypnęła ją w policzek. Ciri znowu fuknęła i z pluskiem wskoczyła do basenu, do pachnącej rozmarynem wody.
— Pływa jak mała foczka — zaśmiała się Margarita, wyciągając się obok Yennefer na drewnianej leżance. -A zgrabna jak najada. Dasz mi ją, Yenna?
— W tym celu ją tu przywiozłam.
— Na który rok mam ją przyjąć? Zna podstawy?
— Zna. Ale niech zacznie jak wszystkie, od freblówki. Nie zaszkodzi jej to.
— Mądrze — powiedziała Tissaia de Vries, zajęta poprawianiem ustawienia pucharków na marmurowym, pokrytym warstewką skroplonej pary blacie stołu. - Mądrze, Yennefer. Dziewczynie będzie łatwiej, jeśli rozpocznie wraz z innymi nowicjuszkami.
Ciri wyskoczyła z basenu, siadła na brzegu cembrowiny, wyżymając włosy i pluszcząc nogami w wodzie. Yennefer i Margarita plotkowały leniwie, co jakiś czas wycierając twarze zmoczonymi w zimnej wodzie ściereczkami. Tissaia, skromnie owinięta w prześcieradło, nie włączała się do rozmowy, sprawiając wrażenie całkowicie pochłoniętej robieniem porządku na stoliku.
— Uniżenie przepraszam wielmożne damy! — zawołał nagle z góry niewidoczny właściciel zajazdu. - Raczcie wybaczyć, że śmiem przeszkadzać, ale… Jakiś oficer pragnie pilnie widzieć panią de Vries! Mówi, że to nie cierpi zwłoki!
Margarita Laux-Antille zachichotała i mrugnęła do Yennefer, po czym obie jak na komendę odrzuciły z bioder ręczniki i przybrały dość wyszukane i bardzo wyzywające pozy.
— Niech oficer wejdzie! — krzyknęła Margarita, powstrzymując śmiech. - Zapraszamy! Jesteśmy gotowe!
— Jak dzieci — westchnęła Tissaia de Vries, kręcąc głową. - Okryj się, Ciri.
Oficer wszedł, ale figiel czarodziejek całkowicie spalił na panewce. Oficer nie zmieszał się na ich widok, nie zaczerwienił, nie otworzył ust, nie wybałuszył oczu. Bo oficer był kobietą. Wysoką, smukłą kobietą z grubym czarnym warkoczem i mieczem u boku.
— Pani — powiedziała sucho kobieta, z chrzęstem kolczugi kłaniając się lekko w stronę Tissai de Vries. - Melduję wykonanie twych poleceń. Proszę o pozwolenie na powrót do garnizonu.
— Zezwalam — odrzekła krótko Tissaia. - Dziękuję za eskortę i za pomoc. Szczęśliwej drogi.
Yennefer usiadła na leżance, patrząc na czarno-złoto-czerwoną kokardę na ramieniu wojowniczki.
— Czy ja ciebie nie znam?
Wojowniczka ukłoniła się sztywno, otarła spoconą twarz. W łaźni było gorąco, a ona miała na sobie kolczugę i skórzany kaftan.
— Często bywałam w Yengerbergu — powiedziała. - Pani Yennefer. Zwę się Rayla.
— Sądząc po kokardzie, służysz w oddziałach specjalnych króla Demawenda?
— Tak, pani.
— W randze?
— Kapitana.
— Bardzo dobrze — roześmiała się Margarita Laux-Antille. - W wojsku Demawenda, jak konstatuję z zadowoleniem, zaczęto nareszcie dawać oficerskie patenty żołnierzom mającym jaja.
— Czy mogę odejść? - wojowniczka wyprostowała się, opierając dłoń na głowicy miecza.
— Możesz.
— Wyczułam wrogość w twoim głosie, Yenna — powiedziała po chwili Margarita. - Co masz do pani kapitan?
Yennefer wstała, zdjęła dwa pucharki ze stolika.
— Widziałaś słupy stojące na rozstajach? — spytała. -Musiałaś widzieć, musiałaś wąchać smród gnijących trupów. Te słupy to ich pomysł i ich dzieło. Jej i jej podkomendnych z oddziałów specjalnych. Banda sadystów!
— To wojna, Yennefer. Ta Rayla nie raz musiała widzieć towarzyszy broni, którzy wpadli żywi w łapy Wiewiórek. Powieszonych za ręce na drzewach jako cel dla strzał. Oślepionych, wykastrowanych, z nogami spalonymi w ogniskach. Okrucieństw, które popełniają Scoia'tael, nie powstydziłaby się sama Falka.
— Metody oddziałów specjalnych też jako żywo przypominają metody Falki. Ale nie o to chodzi, Rita. Ja nie rozczulam się nad losem elfów, wiem, czym jest wojna. Wiem też, jak wygrywa się wojny. Wygrywa się je żołnierzami, którzy z przekonaniem i poświęceniem bronią kraju, bronią swego domu. Nie z takimi jak ta Rayla, z najemnikami bijącymi się dla pieniędzy, którzy nie umieją i nie zechcą się poświęcać. Oni nawet nie wiedzą, czym jest poświęcenie. A jeśli wiedzą, pogardzają nim.
— Pal sześć ją, jej poświęcenie i jej pogardę. Co to nas obchodzi? Ciri, narzuć coś na siebie i skocz na górę po nową karafkę. Mam ochotę się dzisiaj urżnąć.
Tissaia de Vries westchnęła, kręcąc głową. Uwadze Margarity to nie uszło.
— Na szczęście — zachichotała — nie jesteśmy już w szkole, kochana mistrzyni. Wolno już nam robić, co się nam podoba.
— Nawet w obecności przyszłej adeptki? — spytała zjadliwie Tissaia. - Ja, gdy byłam rektorką Aretuzy…
— Pamiętamy, pamiętamy — przerwała z uśmiechem Yennefer. - Choćbyśmy chciały, nie zapomnimy. Idź po karafkę, Ciri.
Na górze, czekając na karafkę, Ciri była świadkiem odjazdu wojowniczki i jej oddziałku składającego się z czterech żołnierzy. Z ciekawością i podziwem przyglądała się ich postawom, minom, odzieniu i broni. Rayla, kapitan z czarnym warkoczem, właśnie kłóciła się z właścicielem zajazdu.
— Nie będę czekała do świtu! I łajno mnie obchodzi, że bramy zamknięte! Chcę natychmiast za mury! Wiem, że zajazd ma w stajniach własną poternę! Rozkazuję ją otworzyć!
— Przepisy…
- Łajno mnie obchodzą przepisy! Wykonuję rozkazy arcymistrzyni de Vries!
— Dobrze już, kapitanie, nie krzyczcie. Otworzę wam…
Owa poterna, jak się okazało, była wąskim, solidnie zaryglowanym przejściem, prowadzącym wprost za mury miasta. Zanim Ciri odebrała z rąk pachołka karafkę, zobaczyła, jak ową poternę otworzono, a Rayla i jej oddział wyjechali na zewnątrz, w noc.
Zamyśliła się.
— No, nareszcie — ucieszyła się Margarita, nie wiadomo, czy na widok Ciri, czy niesionej przez nią karafki. Ciri postawiła karafkę na stoliku — najwidoczniej źle, bo Tissaia de Vries natychmiast ją poprawiła. Nalewając, Yennefer popsuła całe ustawienie i Tissaia znowu musiała poprawiać. Ciri ze zgrozą wyobraziła sobie Tissaię w roli nauczycielki.
Yennefer i Margarita wróciły do przerwanej rozmowy, nie żałując karafki. Dla Ciri stało się jasnym, że wkrótce będzie znowu musiała biec po nową. Zamyśliła się, przysłuchując rozmowie czarodziejek.
— Nie, Yenna — potrząsnęła głową Margarita. - Nie jesteś, jak widzę, na bieżąco. Zerwałam z Larsem. To już skończone. Elaine deireadh, jak mawiają elfy.
— I dlatego masz ochotę się urżnąć?