— Może innym razem. Trochę się spieszę.
— Weź mnie na ręce, mówię! Wskażę ci drogę do Garstangu. Muszę dostać tego skurwysyna Terranovę. No, na co czekasz? Sam nie odnajdziesz wejścia, a jeśli nawet, to wykończą cię skurwysyńskie elfy… Ja nie mogę chodzić, ale jestem jeszcze zdolna do rzucenia paru zaklęć. Jeśli ktoś stanie nam na drodze, pożałuje.
Wrzasnęła, gdy ją podnosił.
— Przepraszam.
— Nie szkodzi — otoczyła mu szyję ramionami, — To ta noga. Ciągle pachniesz jej perfumami, wiesz? Nie, nie tędy. Zawróć i idź pod górę. Jest drugie wejście, od strony Tor Lara. Może tam nie ma elfów… Auuu! Ostrożniej, cholera!
— Przepraszam. Skąd wzięli się tu Scoia'tael?
— Byli w podziemiach. Thanedd jest pusta jak łupina, tam jest wielka kawerna, można wpłynąć statkiem, jeśli się wie którędy. Ktoś im zdradził którędy… Auuuu! Uważaj! Nie trzęś mną!
— Przepraszam. A więc Wiewiórki przypłynęły morzem? Kiedy?
— Cholera wie kiedy. Może wczoraj, może tydzień temu? Myśmy szykowali się na Vilgefortza, a Vilgefortz na nas. Vilgefortz, Francesca, Terranova i Fercart… Nieźle nas wyrolowali. Filippa myślała, że im chodziło o powolne przejęcie władzy w Kapitule, o wywieranie wpływu na królów… A oni mieli zamiar wykończyć nas w trakcie zjazdu… Geralt, ja tego nie wytrzymam… Noga… Połóż mnie na chwilę. Auuuuu!
— Keira, to otwarte złamanie. Krew cieknie przez nogawkę.
— Zamknij się i słuchaj. Bo tu chodzi o twoją Yennefer. Weszliśmy do Garstangu, do sali obrad. Tam jest blokada antymagiczna, ale to nie działa na dwimeryt, czuliśmy się bezpieczni. Zaczęła się kłótnia. Tissaia i ci neutralni wrzeszczeli na nas, myśmy wrzeszczeli na nich. A Vilgefortz milczał i uśmiechał się…
— Powtarzam, Vilgefortz jest zdrajcą! Skumał się z Emhyrem z Nilfgaardu, wciągnął do spisku innych! Złamał Prawo, sprzeniewierzył się nam i królom…
— Powoli, Filippa. Ja wiem, że łaski, którymi otacza cię Vizimir, znaczą dla ciebie więcej niż solidarność Bractwa. To samo dotyczy ciebie, Sabrina, bo identyczną rolę odgrywasz w Kaedwen. Keira Metz i Triss Merigold reprezentują interesy Foltesta z Temerii, Radcliffe jest narzędziem Demawenda z Aedirn…
— Co to ma do rzeczy, Tissaia?
— Interesy królów nie muszą pokrywać się z naszymi. Ja doskonale wiem, o co chodzi. Królowie rozpoczęli eksterminację elfów i innych nieludzi. Może ty, Filippa, uważasz to za słuszne. Może ty, Radcliffe, uważasz za właściwe wspomagać wojska Demawenda w obławach na Scoia'tael. Ale ja jestem temu przeciwna. I nie dziwię się Enid Findabair, że jest temu przeciwna. Ale to jeszcze nie oznacza zdrady. Nie przerywaj mi! Ja doskonale wiem, co zamierzyli wasi królowie, wiem, że chcą rozpętać wojnę. Działania, które miałyby tej wojnie zapobiec, są może zdradą w oczach twojego Vizimira, ale w moich nie. Jeżeli chcesz sądzić Vilgefortza i Franceskę, sądź również mnie!
— O jakiej wojnie mówi się tutaj? Mój król, Esterad z Koviru, nie poprze żadnych agresywnych działań wobec cesarstwa Nilfgaardu! Kovir jest i pozostanie neutralny!
— Jesteś członkiem Rady, Carduin! A nie ambasadorem twego króla!
— I kto to mówi, Sabrina?
— Dość! - Filippa walnęła pięścią w stół. - Zaspokoję twoją ciekawość, Carduin. Pytasz, kto przygotowuje wojnę? Przygotowuje ją Nilfgaard, który zamierza nas zaatakować i zniszczyć. Ale Emhyr var Emreis pamięta Wzgórze Sodden i tym razem postanowił zabezpieczyć się, wyłączyć czarodziejów z gry. W tym celu nawiązał kontakt z Vilgefortzem z Roggeveen. Kupił go, obiecując władzę i zaszczyty. Tak, Tissaia. Vilgefortz, bohater spod Sodden, ma oto zostać namiestnikiem i władcą wszystkich zdobytych krajów Północy. To Vilgefortz, wspomagany przez Terranovę i Fercarta, ma rządzić prowincjami, które powstaną w miejscu podbitych królestw, to on ma wymachiwać nilfgaardzkim batogiem nad zamieszkującymi te kraje niewolnikami trudzącymi się dla Cesarstwa. A Francesca Finabair, Enid an Gleanna, ma zostać królową państwa Wolnych Elfów. Będzie to oczywiście nilfgaardzki protektorat, ale elfom to wystarczy, jeśli tylko cesarz Emhyr da im wolną rękę w mordowaniu ludzi. A elfy niczego bardziej nie pragną, jak mordować Dh'oine.
— To ciężkie oskarżenie. Dlatego też dowody będą musiały być równie ważkie. Ale nim rzucisz owe dowody na szalę, Filippo Eilhart, bądź świadoma mego stanowiska. Dowody można fabrykować, działania i ich motywy można interpretować. Ale zaistniałych faktów nic nie zmieni. Złamałaś jedność i solidarność Bractwa, Filippo Eilhart. Zakułaś członków Kapituły w kajdany jak bandytów. Nie śmiej więc proponować mi objęcia stanowiska w nowej Kapitule, którą zamierza utworzyć twoja zaprzedana królom szajka puczystów. Między nami jest śmierć i krew. Śmierć Hena Gedymdeitha. I krew Lydii van Bredevoort. Tę krew rozlałaś z pogardą. Byłaś moją najlepszą uczennicą, Filippo Eilhart. Byłam zawsze z ciebie dumna. Ale teraz mam dla ciebie wyłącznie pogardę.
Keira Metz była blada jak pergamin.
— Od jakiegoś czasu — szepnęła — w Garstangu jest jakby ciszej. Kończy się… Gonią się po pałacu. Tam jest pięć kondygnacji, siedemdziesiąt sześć komnat i sal. Jest gdzie się gonić…
— Miałaś mówić o Yennefer. Spiesz się. Boję się, że zemdlejesz.
— O Yennefer? Ach, tak… Wszystko szło po naszej myśli, kiedy nagle pojawiła się Yennefer. I wprowadziła na salę to medium…
— Kogo?
— Dziewczynę, może czternastoletnią. Szare włosy, wielkie zielone oczy… Zanim zdążyliśmy się dobrze przyjrzeć, dziewczyna zaczęta wieszczyć. Powiedziała o wydarzeniach w Dol Angra. Nikt nie miał wątpliwości, że mówi prawdę. Była w transie, a w transie się nie kłamie.
— Wczoraj w nocy — powiedziało medium — wojska ze znakami Lyrii i sztandarami Aedirn dokonały agresji na cesarstwo Nilfgaardu. Zaatakowano Glevitzingen, pograniczny fort w Dol Angra. Heroldowie w imieniu króla Demawenda otrąbili po okolicznych wsiach, że od dziś Aedirn przejmuje władzę nad całym krajem. Wezwano ludność do zbrojnego powstania przeciw Nilfgaardowi…
— To niemożliwe! To ohydna prowokacja!
— Gładko przechodzi ci przez usta to słowo, Filippo Eilhart — powiedziała spokojnie Tissaia de Vries. - Ale nie łudź się, twoje wrzaski nie przerwą transu. Mów dalej, dziecko.
— Cesarz Emhyr var Emreis wydał rozkaz, by odpowiedzieć ciosem na cios. Wojska nilfgaardzkie dziś o świcie wkroczyły do Lyrii i Aedirn.
— Tak tedy — uśmiechnęła się Tissaia — nasi królowie pokazali, jacy to z nich rozumni, światli i miłujący pokój władcy. A niektórzy z czarodziejów udowodnili, czyjej sprawie naprawdę służą. Tych, którzy mogliby zapobiec zaborczej wojnie, przezornie zakuto w kajdany z dwimerytu i postawiono im bzdurne zarzuty…
— To wszystko wierutne kłamstwo!
— Do dupy z wami wszystkimi! — wrzasnęła nagle Sa-brina Glevissig. - Filippa! Co to wszystko znaczy? Co ma znaczyć ta draka w Dol Ańgra? Czy nie ustaliliśmy, żeby nie zaczynać za wcześnie? Dlaczego ten pieprzony Dema-wend nie wstrzymał się? Dlaczego ta zdzira Meve…
— Zamilcz, Sabrina!
— Ależ nie, niech mówi — Tissaia de Vries uniosła głowę. - Niech powie o skoncentrowanej na granicy armii Henselta z Kaedwen. Niech powie o wojskach Foltesta z Temerii, które już pewnie spuszczają na wodę łodzie, do tej pory ukrywane w zaroślach nad Jarugą. Niech powie o korpusie ekspedycyjnym pod dowództwem Vizimira z Redanii, stojącym nad Pontarem. Czy ty sądziłaś, Filippa, że my jesteśmy ślepi i głusi?
— To jest jedna wielka cholerna prowokacja! Król Vizimir…
— Król Vizimir — przerwało beznamiętnym głosem szarowłose medium — został wczoraj w nocy zamordowany. Zasztyletowany przez zamachowca. Redania nie ma już króla.
— Redania już od dawna nie miała króla — Tissaia de Vries wstała. - W Redanii panowała jaśnie wielmożna Filippa Eilhart, godna następczyni Raffarda Białego. Gotowa dla władzy absolutnej poświęcić dziesiątki tysięcy istnień.
— Nie słuchajcie jej! — wrzasnęła Filippa. - Nie słuchajcie tego medium! To narzędzie, bezrozumne narzędzie… Komu ty służysz, Yennefer? Kto rozkazał ci przyprowadzić tu tego potwora?
— Ja — powiedziała Tissaia de Vries.
— Co było dalej? Co stało się z dziewczyną? Z Yennefer?
— Nie wiem — Keira zamknęła oczy. - Tissaia nagle zniosła blokadę. Jednym zaklęciem. W życiu nie widziałam czegoś podobnego… Oszołomiła nas i przyblokowała, potem uwolniła Vilgefortza i innych… A Francesca otworzyła wejścia do podziemi i w Garstangu nagle zaroiło się od Scoia'tael. Dowodził nimi cudak w zbroi i skrzydlatym, nilfgaardzkim hełmie. Pomagał mu typ ze znamieniem na twarzy. Ten umiał rzucać zaklęcia. I zasłaniać się magią…
— Rience.
— Może, nie wiem. Było gorąco… Runął strop. Zaklęcia i strzały… Masakra… Wśród nich zabity Fercart, wśród nas zabity Drithelm, zabity Radcliffe> zabici Marąuard, Rejean i Bianca d'Este… Kontuzjowana Triss Merigold, ranna Sabrina… Gdy Tissaia zobaczyła trupy, zrozumiała swój błąd, próbowała nas chronić, próbowała mitygować Vilgefortza i Terranovę… Vilgefortz wyśmiał ją i wykpił. Wtedy straciła głowę i uciekła. Och, Tissaia… Tyle trupów…
— Co z dziewczyną i Yennefer?
— Nie wiem — czarodziejka zaniosła się kaszlem, splunęła krwią. Oddychała bardzo płytko i z wyraźnym trudem. - Po którejś z rzędu eksplozji na moment straciłam przytomność. Ten z blizną i jego elfy obezwładnili mnie. Terranova najpierw mnie skopał, a potem wyrzucił oknem.