Выбрать главу

— Ten dzień rozstania nie powinien nigdy nadejść — powiedział Noim.

— Rozstania prowadzą do ponownego połączenia się — oświadczyłem swobodnie.

— Może zdołasz osiągnąć jakieś porozumienie z bratem, Kinnallu?

— Na to nie ma nadziei.

— Stirron mówi o tobie ciepło, czyżby nieszczerze?

— W tej chwili stać go na serdeczność. Wkrótce jednak brat stałby mu się niewygodny, moja obecność stałaby się krępująca, a wreszcie niemożliwa. Septarcha śpi spokojniej, jeśli nie ma w pobliżu rywala królewskiej krwi.

Prom wezwał mnie sygnałem rogu.

Uścisnąłem Noima i powiedziałem mu jeszcze: — Kiedy zobaczysz septarchę, powiedz mu, że brat go kocha. — Potem wszedłem na pokład.

Przeprawa trwała bardzo krótko. Po niecałej godzinie znalazłem się na obcej ziemi Glinu. Urzędnik imigracyjny przesłuchiwał mnie szorstko, ale zmiękł na widok mego paszportu w kolorze jaskrawoczerwonym, wskazującym na me szlachetne urodzenie — i ze złotym paskiem, co znaczyło, że należę do rodziny septarchy. Natychmiast otrzymałem wizę na nieokreślony czas pobytu. Tego rodzaju urzędnicy nie należą do osób dyskretnych. Nie ulega wątpliwości, że gdy tylko ich opuściłem, natychmiast rzucił się do telefonu, aby poinformować swój rząd, że książę Salli znalazł się w ich kraju. Przypuszczam, że niewiele później wiadomość ta dotarła do dyplomatycznego reprezentanta Salli w Glinie, który przekazał ją memu bratu, ku jego niezadowoleniu.

Po wyjściu z urzędu celnego natrafiłem na oddział glińskiego Banku Przymierza i wymieniłem swoje pieniądze na tutejszą walutę. Mając już czym płacić wynająłem kierowcę, żeby zawiózł mnie do ich stolicy, którą nazywają Glain, odległej o pół dnia drogi.

Droga, wąska i kręta, biegła przez kraj posępny, gdzie podmuch zimy już dawno strącił z drzew wszystkie liście. Na poboczach leżały kupy brudnego śniegu. Glin to prowincja mroźna. Osiedlili się tu ludzie o skłonnościach purytańskich, dla których życie w Salli wydało się zbyt łatwe i uważali, że jeśli tam pozostaną mogą ulec pokusie odstąpienia od Przymierza. Nie powiodło im się nakłonić naszych dziadów do większej pobożności, przeto odeszli, przeprawili się na tratwach przez Huish i rozpoczęli trudne bytowanie na północy. Twardzi ludzie na twardej ziemi. Uprawa gleby w Salli dawała nędzne plony, ale tu w Glinie jeszcze gorsze i mieszkańcy utrzymują się głównie z rybołówstwa, rzemiosła, krętactw handlowych i piractwa. Gdyby moja matka nie pochodziła z Glinu, nigdy nie wybrałbym go na miejsce swego zesłania. I tak zresztą więzy rodzinne nie przyniosły mi żadnej korzyści.

14

O zmroku znalazłem się w Glainie. Miasto tak samo otoczone murami, jak stolica Salli, ale pod innymi względami wcale do niej niepodobne. Salla jest potężna i piękna, domy wzniesione z wielkich bloków kamienia — czarnego bazaltu i różowego granitu dobywanego w górach, ulice szerokie i czyste, umożliwiające spacery i podziwianie pięknych widoków. Pomijając nasz zwyczaj wycinania w murach wąskich szpar zamiast okien, Salla jest otwartym, gościnnym miastem, a jego architektura oznajmia światu, że mieszkańcy to ludzie pewni siebie i zaradni. Ale to nieszczęsne Glain? Och!

Glain zbudowano z kostropatej żółtej cegły, tu i tam przyozdobionej nędznym różowym piaskowcem, który ściera się nawet pod dotknięciem palca. Nie ma tu ulic, tylko wąskie zaułki, gdzie domy tłoczą się jeden na drugi, jakby bały się, że wciśnie się między nie jakiś intruz. Aleja w Glainie nie zrobiłaby wrażenia na rynsztoku w Salli. Architekci Glainu stworzyli miasto w sam raz dla czyścicieli: wszystko tu krzywe, koślawe, nierówne i chropawe. Mój brat, który był kiedyś w Glainie w misji dyplomatycznej, opisywał mi je po powrocie, ale jego cierpkie uwagi, moim zdaniem, wypływały z uprzedzenia. Jednakże sam zobaczyłem, że ocena Stirrona była nawet zbyt łagodna.

Mieszkańcy Glinu nie byli przyjemniejsi niż ich stolica. W świecie, gdzie podejrzliwość i skrytość są błogosławionymi cnotami, nikt nie oczekuje nadmiaru wdzięku, jednak uważam, że oni przesadzają w cnotliwości. Czarne ubrania, zasępione twarze, ciemne dusze, zamknięte, skurczone serca. Sama ich mowa ujawnia ciasnotę ducha. W Glinie mówią tym samym językiem, co w Salli, chociaż mieszkańcy północy mają twardy akcent, połykają sylaby i zmieniają samogłoski. To mi nie przeszkadza, ale przeszkadza mi ich składnia, pomniejszająca osobowość. Mój kierowca, który nie był mieszczaninem i przez to wydawał mi się nieomal przyjazny, wysadził mnie przed gospodą, gdzie, jak sądził, powinni mnie dobrze przyjąć. Wszedłem i powiedziałem: — Mówiący chciałby pokój na noc, a może jeszcze na parę dni. — Oberżysta spojrzał na mnie złowrogo, jak gdybym powiedział: Ja chcę pokój — albo coś równie obrzydliwego. Później odkryłem, że nawet nasze uprzejme omówienia wydają się im zbyt chełpliwe. Nie powinienem był powiedzieć: Mówiący będzie jadł to i to. Należy natomiast powiedzieć: Te dania zostały wybrane. I tak dalej i tak dalej, wszystko trzeba zamieniać na niezgrabną formę bierną, żeby uniknąć grzechu uznania własnego istnienia.

Wskutek mojej ignorancji oberżysta dał mi najgorszy pokój i kazał zapłacić dwukrotną cenę. Sposobem mówienia określiłem się jako człowiek z Salli, dlaczego więc miałby okazywać mi uprzejmość? Podpisując kontrakt, musiałem pokazać mu swój paszport. Zatkało go, kiedy zobaczył, że gości księcia, zmiękł więc i zapytał, czy przysłać mi do pokoju wino lub może dorodną dziewuchę. Przyjąłem wino, ale odmówiłem dziewuchy, jako jeszcze bardzo młody przesadnie bałem się, że jakaś choroba może czaić się w lędźwiach cudzoziemki. Noc spędziłem w pokoju, obserwując jak płatki śniegu topią się w mrocznym kanale pod moim oknem. Nigdy dotychczas ani potem nie czułem się tak odizolowany od ludzkości.

15

Minął tydzień, zanim odważyłem się złożyć wizytę krewnym mojej matki. Co dzień godzinami spacerowałem po mieście opatulony płaszczem, bo wiały silne wiatry, i zdumiewałem się brzydotą wszystkiego, na co patrzałem — ludzi i budynków. Odszukałem ambasadę Salli i włóczyłem się w pobliżu. Nie miałem zamiaru wejść, ale widok tego przysadzistego, brudnego budynku dawał mi poczucie łączności z ojczyzną. Kupiłem mnóstwo tanich broszur i czytałem do późnej nocy, żeby dowiedzieć się czegoś o wybranej przeze mnie prowincji: była tam historia Glinu i przewodnik po mieście Glain, nie kończący się poemat epicki o losach pierwszych osadników na północ od Huish i jeszcze wiele innych historyjek. Próbowałem topić swą samotność w winie — nie w winie z Glinu, bo tutaj win nie produkowano, ale w dobrym, słodkim, złotym winie z Manneranu, importowanym w dużych beczułkach. Jednej nocy śniło mi się, że Stirron zmarł wskutek ataku jakiejś choroby i zaczęto mnie poszukiwać. Wiele razy widziałem we śnie, jak rogorzeł zabijał mego ojca. Ten sen wciąż mnie prześladuje, śni mi się przynajmniej dwa lub trzy razy do roku. Pisałem długie listy do Halum i Noima, potem je darłem, bo za bardzo rozczulałem się w nich nad sobą. Kiedy to wszystko nic nie pomagało, poprosiłem oberżystę o dziewuchę. Przysłał mi wychudłą dziewczynę, o rok albo dwa starszą ode mnie, z olbrzymimi piersiami, które zwisały jak nadęte gumowe worki. — Mówią, że jesteś księciem Salli — powiedziała z udawaną skromnością, kładąc się i rozsuwając uda. Bez słowa pokryłem ją i wsunąłem się w nią, a wielkość mego organu sprawiła, że zaczęła piszczeć zarówno ze strachu, jak z rozkoszy i tak gwałtownie kręcić biodrami, że natychmiast wytrysnęło ze mnie nasienie. Zły byłem o to na siebie i swą złość obróciłem na nią, odsuwając się i krzycząc: — Kto ci kazał się ruszać? Ja nie byłem gotów, żebyś się ruszała. Ja nie chciałem, żebyś się ruszała! — Wybiegła z pokoju naga, bardziej chyba przestraszona nieprzyzwoitym zwrotem niż moim gniewem. Dotychczas nigdy nie powiedziałem “ja” w obecności kobiety. Ale przecież to była tylko ladacznica. Potem przez godzinę szorowałem się mydłem. Obawiałem się w swej naiwności, że właściciel gospody wyeksmituje mnie za to, że odezwałem się do niej tak wulgarnie, ale nic nie powiedział. Nawet w Glinie nie potrzeba być uprzejmym wobec dziwki.