Выбрать главу

Podążałem przez tę zieloność do najlepszego sklepu. Deszcz przestał padać i niebo jak zielony namiot wznosiło “ się nad dachami. Rozkoszne zapachy łaskotały mi nozdrza, wokół unosiły się chmury drażniących język słodkich ostrości. Niespodziewanie zaczęły mi kłębić się pod czaszką jakieś czarne bąble i stałem się Schweizem, targującym się na molo z nie znanym mi szyprem, który przywiózł właśnie ładunek drogich towarów z Zatoki Sumar. Przystanąłem, ażeby nacieszyć się tą plątaniną osobowości. Schweiz zbladł. Zmysłami Noima wąchałem zapach świeżo skoszonego siana w majątku Condoritów, nagrzanego słońcem kończącego się lata. Potem ku swemu zdumieniu stałem się ni stąd ni zowąd dyrektorem banku i pieściłem ręką pupę jakiegoś mężczyzny. Nie potrafię uzmysłowić ci szoku tego przeżycia, krótkiego i palącego. Nie tak dawno zażyłem narkotyk wraz z tym dyrektorem banku i nie dostrzegłem w jego duszy nic, co świadczyłoby o skłonnościach do własnej płci. Nigdy bym czegoś takiego nie przeoczył. Albo wizja ta była niczym nie uzasadniona, albo ukrył przede mną część swojej jaźni nie ujawniając swych upodobań. Czy częściowe otwarcie się było możliwe? Sądziłem, że w takiej chwili wnętrze drugiego człowieka jest mi całkowicie dostępne. Nie oburzał mnie rodzaj jego żądzy, byłem tylko poruszony własną niemożnością pogodzenia tego, co właśnie przeżyłem, z tym, co mi przekazał w dniu, kiedy zażyliśmy narkotyk. Nie miałem jednak czasu dłużej się nad tym zastanawiać, bo gdy tak stałem gapiąc się przed sklepem korzennym, jakaś ręka chwyciła mnie za ramię i jakiś ostrożny głos powiedział: — Muszę pomówić z tobą w sekrecie, Kinnalu. — Muszę, ja muszę, ten zwrot natychmiast wyrwał mnie z marzeń.

Koło mnie stał Androg Mihan, strażnik archiwów pierwszego septarchy Manneranu. Był to drobny mężczyzna o ostrych rysach, siwy; ostatni, o którym byś pomyślał, ze szuka niedozwolonych przyjemności. Przyprowadził go do mnie książę Sumaru, będący jedną z mych wcześniejszych zdobyczy. — Dokąd mamy pójść? — spytałem, a Mihan wskazał na obskurny dom boży dla pospólstwa po drugiej stronie ulicy. Czyściciel łaził na zewnątrz, starając się złowić klientów. Nie wiedziałem, w jaki sposób uda nam się rozmawiać poufnie w domu bożym, ale poszedłem za archiwistą. Wkroczyliśmy do domu bożego i Mihan powiedział czyścicielowi, aby przyniósł formularze kontraktu. Jak tylko czyściciel oddalił się, Mihan pochylił się ku mnie i powiedział: — Policja jest w drodze do twego domu. Kiedy wrócisz, zostaniesz aresztowany i zabrany do więzienia na jedną z wysp w Zatoce Sumar.

— Skąd o tym wiesz?

— Dekret został podpisany dziś rano i kopię przesłano mi do akt.

— O co się mnie oskarża? — spytałem.

— O samoobnażanie — odpowiedział Mihan. — Oskarżenie zostało wniesione przez agentów z Kamiennej Kaplicy.

Jest również oskarżenie świeckie: używanie i bezprawne rozpowszechnianie narkotyków. Dopadli cię, Kinnallu.

— Kto jest informatorem?

— Niejaki Jidd, czyściciel z Kamiennej Kaplicy. Pozwoliłeś wyciągnąć z siebie historię narkotyku?

— Tak. W swojej naiwności. Świętość domu bożego…

— Świętość tej gnojówki! — wykrzyknął gwałtownie Androg Mihan. — Teraz musisz uciekać! Przeciwko tobie zmobilizowano wszystkie środki rządowe.

— Dokąd uciekać?

— Dziś w nocy ukryje cię książę Sumaru — powiedział Mihan. — Potem… nie mam pojęcia.

Czyściciel powrócił niosąc komplet kontraktów. Uśmiechnął się do nas z wyższością i spytał: — No więc, panowie, który z was ma być pierwszy?

— Mówiący przypomniał sobie, że ma inne spotkanie — oznajmił Mihan.

— Mówiący poczuł się nagle niedobrze — usłyszał ode mnie.

Rzuciłem zdumionemu czyścicielowi większą monetę i opuściliśmy dom boży. Na zewnątrz Mihan udawał, że mnie nie zna i poszliśmy osobno nie odzywając się do siebie. Ani przez moment nie wątpiłem w prawdziwość tego ostrzeżenia. Musiałem uciekać. Loimel sama kupi sobie przyprawy. Skinąłem na przejeżdżający samochód i udałem się natychmiast do posiadłości księcia Sumaru.

58

Książę należy do najbogatszych ludzi w Manneranie. Jego majętności ciągną się wzdłuż Zatoki i u podnóża gór Huishtor, posiada wspaniały dom w stolicy, położony w parku godnym cesarskiej rezydencji. Pełni dziedziczną funkcję strażnika komory celnej przy Przełęczy Stroin, co stanowi źródło bogactwa całej rodziny, przez stulecia bowiem pobierano myto od wszystkich towarów dostarczanych na rynek z Podmokłej Niziny. Jako człowiek, książę jest bardzo szpetny. Albo uderzająco piękny, trudno mi zdecydować. Ma dużą, płaską, trójkątną twarz, cienkie wargi, potężny nos i gęste, kędzierzawe włosy, które przylegają do czaszki. Włosy te są zupełnie siwe, na twarzy jednak nie ma zmarszczek. Oczy ma wielkie, ciemne, gorejące. Policzki wklęsłe. Jest to twarz ascety, która wydawała się raz twarzą świętego, raz potwora, a czasem jednym i drugim równocześnie. Pozostawałem z nim w bliskich stosunkach od chwili mego przybycia do Manneranu przed wielu laty. To on pomógł Segvordowi Helalamowi uzyskać poważne stanowisko i władzę i on też związał węzłem małżeńskim mnie i Loimel. Kiedy zacząłem przyjmować sumarański narkotyk, odgadł to chyba drogą telepatii i w sposób niezwykle subtelny w rozmowie wydobył ode mnie, że posiadam ten narkotyk, a potem zaaranżował spotkanie, byśmy go mogli razem zażyć. Było to przed czterema wschodami księżyca, późną zimą.

Kiedy przybyłem do jego domu, toczyła się tam narada, w pełnej napięcia atmosferze. Przybyła większość znamienitych osobistości, które zwabiłem do mego kręgu samoobnażaczy. Książę Mannerangu Smor. Markiz Woyn. Dyrektor banku. Komisarz Skarbu i jego brat. Prokurator Generalny Manneranu. Nadzorca Pogranicza. I pięć lub sześć innych osób o podobnym znaczeniu. Archiwista Mihan przyszedł wkrótce po mnie.

— Jesteśmy już wszyscy — powiedział Książę Mannerangu Smor. — Mogliby nas zgarnąć za jednym zamachem. Czy posiadłość jest dobrze strzeżona?

— Nikt tu nie wtargnie — odparł książę Sumaru lodowatym tonem, wyraźnie urażony przypuszczeniem, że zwykła policja mogłaby wejść do jego domu. Zwrócił na mnie swoje, ogromne, odpychające oczy. — Kinnallu, dziś będzie twoja ostatnia noc w Manneranie, nie ma na to rady. Zostaniesz kozłem ofiarnym.

— Czyja to decyzja — spytałem.

— Nie nasza — odpowiedział książę. Wyjaśnił, że w Manneranie próbowano dokonać czegoś w rodzaju zamachu stanu i że może się to udać. Rewolucja młodszych biurokratów przeciwko pryncypałom. Zaczęło się od tego, powiedział, że ja przyznałem się wobec czyściciela Jidda do zażycia sumarańskiego narkotyku. (Twarze zebranych w pokoju zasępiły się. Nikt nie powiedział tego głośno, ale wszyscy uważali, że okazałem się głupcem i teraz muszą zapłacić za swoje szaleństwo.) Wyglądało na to, że Jidd związał się z potajemnie intrygującą kliką niezadowolonych niższych urzędników, gotowych na przejęcie władzy. Jidd był czyścicielem większości ważnych ludzi w Manneranie, miał więc wyjątkowo dogodną pozycję, żeby przysłużyć się ambitnym spiskowcom, zdradzając sekrety osób na najwyższych stanowiskach. Dotychczas nie wiadomo, dlaczego Jidd zdecydował się złamać złożone przysięgi. Książę Sumaru podejrzewał, że zażyłość Jidda z możnymi klientami sprawiła, iż zaczął ich lekceważyć, a długoletnie wysłuchiwanie ich melancholijnych wynurzeń spowodowało, że poczuł do nich odrazę. Dlatego znalazł satysfakcję w tym, że mógł współdziałać w ich zniszczeniu. Od paru miesięcy Jidd przekazywał użyteczne wiadomości drapieżnym podwładnym, którzy zaczęli szantażować swoich zwierzchników, często z pożądanym skutkiem. Przyznając się Jiddowi do użycia narkotyku, odsłoniłem przed nim swą słabą stronę i mógł mnie sprzedać pewnym ludziom w Urzędzie Administracyjno-Sądowniczym, którzy pragnęli wygryźć mnie z mej posady.