6
Być może powinienem napisać parę słów na temat geografii mego świata.
Na naszej planecie, Borthanie, jest pięć kontynentów. Na tej półkuli są dwa: Velada Borthan i Sumara Borthan. Można je nazwać Światem Północnym i Światem Południowym. Trzeba odbyć długą podróż morską od brzegów tych kontynentów do lądów na drugiej półkuli, które noszą nazwy Umbis, Dabis, Tibis, to znaczy Pierwszy, Drugi, Trzeci.
O tych trzech odległych krajach powiedzieć mogę niewiele. Odkryte zostały jakieś siedemset lat temu przez septarchę Glinu, który swoją ciekawość przypłacił życiem. Od tego czasu wyprawiło się tam tylko około pięciu ekspedycji badawczych. Na tamtej półkuli nie zamieszkują żadne istoty ludzkie. Powiadają, że Umbis bardzo przypomina Wypaloną Nizinę, tylko jest tam jeszcze gorzej — w wielu miejscach z tej udręczonej ziemi wydobywają się złote płomienie. Dabis, to dżungle i malaryczne bagna, ale pewnego dnia pojawią się tam nasi ludzie, którzy będą chcieli wykazać się odwagą i dzielnością, bo jak mi wiadomo, żyją tam groźne, dzikie zwierzęta. Kontynent Tibis cały pokryty jest lodem.
Nie jesteśmy rasą wędrowców. Ja sam nigdy nie podróżowałem, dopóki nie zmusiły mnie okoliczności. Chociaż w naszych żyłach płynie krew starożytnych Ziemian, a oni opanowani byli przez demony, nakazujące im ruszać na podbój gwiazd, my, Borthanie, trzymamy się domu. Nawet ja, który w pewien sposób różnię się od swych ziomków sposobem myślenia, nigdy nie pragnąłem ujrzeć śniegów Tibisu ani błot Dabisu, chyba gdy byłem dzieckiem gotowym zawładnąć całym wszechświatem. Podróż z Salli do Glinu uważa się u nas za wielkie osiągnięcie i trudno spotkać kogoś, kto przekroczył kontynent, nie mówiąc już o wyprawie na Sumarę Borthan, jaką ja przedsięwziąłem.
Jaką ja przedsięwziąłem.
Velada Borthan jest kolebką naszej cywilizacji. Sztuka kartografów ujawnia, iż jest to wielki ląd w kształcie prostokąta o zaokrąglonych rogach. Dwa wielkie wcięcia w kształcie litery V znajdują się na jego obwodzie: wzdłuż północnego brzegu w środku pomiędzy wschodnim i zachodnim rogiem znajduje się Zatoka Polarna, a odpowiednio na południowym wybrzeżu — Zatoka Sumar. Między tymi dwoma akwenami, przez cały kontynent z północy na południe rozciąga się Nizina. Żaden punkt na Nizinie nie wznosi się wyżej nad poziom morza niż na wysokość pięciu ludzi, istnieje natomiast wiele miejsc, zwłaszcza na Wypalonej Nizinie, leżących poniżej poziomu morza.
Naszym dzieciom opowiadamy ludową powiastkę o ukształtowaniu się Velady Borthana. Mówimy, że ogromny lodowy robak, Hrungir, który urodził się w wodach Północnego Morza Polarnego, zbudził się pewnego dnia z ogromnym apetytem i zaczai skubać północny brzeg Velady Borthana. Robak gryzł i przeżuwał przez tysiąc tysięcy lat, aż pożarł cały kawał lądu i tak powstała Zatoka Polarna. Wtedy, gdy obżarstwo spowodowało, że poczuł się niedobrze, wypełzł na ląd, aby odpocząć i strawić to, co pochłonął. Hrungir, mając bóle brzucha, wykręcił się na południe, co spowodowało, że pod jego wielkim ciężarem zapadł się ląd i powstały góry na wschodzie i zachodzie, licząc od miejsca, gdzie odpoczywał. Robak najdłużej odpoczywał na Wypalonej Nizinie, która wskutek tego stała się bardziej zagłębiona niż inne regiony. Po pewnym czasie Hrungirowi wrócił apetyt i podjął wędrówkę na południe. Przywlókł się wreszcie do miejsca, gdzie pasmo gór, biegnące ze wschodu na zachód, zamykało mu drogę. Wtedy pożarł góry i powstał Przesmyk Stroin, przez który przesunął się w kierunku południowego wybrzeża. Następny napad głodu spowodował, że robak wygryzł Zatokę Sumar. Wody z Cieśniny Sumar rzuciły się, by wypełnić miejsce, gdzie poprzednio był ląd, a rwące fale uniosły Hrungira na kontynent Sumara Borthan, gdzie teraz żyje, zwinięty pod wulkanem Vashnir. Przez krater wulkanu wydala trujące opary. Tak opowiada bajka.
Długa, wąska kotlina, którą uważamy za drogę, jaką posuwał się Hrungir, dzieli się na trzy okręgi. Na północy mamy Zamarzniętą Nizinę, kraj wiecznych lodów, gdzie nigdy nie pojawiają się ludzie, bo powietrze jest tak zimne i suche, że człowiek nie może oddychać. Wpływ polarnego klimatu sięga jedynie na krańce naszego kontynentu. Na południe od Zamarzniętej Niziny rozciąga się ogromna Wypalona Nizina, niemal całkowicie pozbawiona wody, nieustannie prażona słońcem. Dwa pasma górskie na północy i południu zatrzymują każdą kroplę deszczu, który mógłby spaść na Nizinę, nie docierają tam żadne rzeki ani strumienie. Ziemia ma kolor jasnoczerwony z występującymi gdzieniegdzie żółtymi smugami. Zabarwienie to przypisujemy rozpalonemu brzuchowi Hrungira, chociaż geologowie twierdzą inaczej. Na Wypalonej Nizinie rosną karłowate rośliny, które nie wiadomo skąd czerpią pożywienie; żyją tam też różne zwierzęta, dziwnie zdeformowane i odpychające. Na południowym skraju Wypalonej Niziny ciągnie się ze wschodu na zachód głęboka dolina; potrzeba paru dni drogi, by przebyć ją wszerz. Na jej końcu leży mały okręg znany jako Podmokła Nizina. Wilgotne północne wiatry znad Zatoki Sumar, wiejące przez Przesmyk Stroin, spotykają się tam z gorącym podmuchem z Wypalonej Niziny i nasycają ziemię obfitymi opadami, wskutek czego roślinność jest tam różnorodna i bujna. Deszczowym chmurom z południa nie udaje się nigdy przedostać na północ od Podmokłej Niziny i nawodnić czerwoną ziemię. Zamarznięta Nizina, jak już powiedziałem, jest bezludna, a Wypaloną Nizinę odwiedzają tylko myśliwi i ci, którzy podróżują pomiędzy wschodnim i zachodnim wybrzeżem. Podmokłą Nizinę natomiast zamieszkuje parę tysięcy farmerów, którzy hodują egzotyczne owoce i dostarczają je do miasta. Mówiono mi, że ustawicznie padające deszcze sprawiają, że gniją im dusze, nie posiadają żadnej formy rządów, a przyjęta wśród nas zasada samozaparcia nie jest przez nich w pełni przestrzegana. Gdybym tylko przecisnął się przez kordon, którym moi wrogowie otoczyli mnie od południa, znalazłbym się wśród nich i sam poczynił obserwacje, jacy oni naprawdę są.
Po obu stronach Niziny ciągną się ogromne łańcuchy górskie: Huishtor na wschodzie i Threishtor na zachodzie. Łańcuchy te biorą początek na północnym wybrzeżu Velady Borthanu, właściwie na brzegu Północnego Morza Polarnego, ciągną się w kierunku południowym, stopniowo wyginając się w głąb lądu. Oba pasma połączyłyby się w pobliżu Zatoki Sumar, gdyby nie rozdzielił ich Przesmyk Stroin. Są tak wysokie, że zatrzymują wszystkie wiatry, stąd ich zbocza od strony lądu są nagie, a zwrócone do oceanu — urodzajne.
Mieszkańcy Velady Borthana wykroili sobie włości na dwóch pasach przybrzeżnych, pomiędzy oceanem a górami. W wielu miejscach pola uprawne zajmują jedynie małe skrawki ziemi, trudno przeto wyprodukować tyle żywności, ile potrzeba, życie więc staje się ustawiczną walką z głodem. Zastanawiamy się często, dlaczego nasi przodkowie, gdy przed wiekami przybyli na tę planetę, wybrali na swą siedzibę Veladę Borthana. Uprawa roli byłaby łatwiejsza na sąsiednim Sumarze Borthanie; nawet na podmokłym Dabisie można by produkować więcej żywności. W odpowiedzi mówi nam się, że nasi dziadowie byli surowymi, pracowitymi ludźmi, nie obawiającymi się ryzyka i nie chcieli, aby ich dzieci mieszkały tam, gdzie życie nie będzie rodziło żadnych trudności. Wybrzeża Velady Borthana nie były ani niegościnne, ani zbyt wygodne, dlatego odpowiadały stawianym wymaganiom. Sądzę, że to prawda, gdyż głównym dziedzictwem przekazanym nam przez przodków stało się przeświadczenie, że wygoda to niegodziwość, a beztroska — grzech. Chociaż mój brat więźny Noim zauważył kiedyś, że pierwsi osadnicy wybrali Veladę Borthana, ponieważ tam właśnie wylądował ich pojazd gwiezdny, a po przebyciu niezmierzonych przestrzeni międzyplanetarnych zabrakło im już energii, zęby spenetrować jeszcze jeden kontynent dla wybrania lepszego siedliska. Wątpię, ale ten pomysł doskonale charakteryzuje zamiłowanie do ironizowania, cechujące mego więźnego brata.