Выбрать главу

— Narkotyk nie jest szkodliwy, Stirronie.

— Czy był nieszkodliwy dla Halum Helalam?

— Jesteś bojaźliwą dziewicą? — spytałem. — Dawałem! ten narkotyk wielu ludziom. Tylko jedna Halum tak źle za- i reagowała… może też Noim, ale on sobie z tym poradził… A…

— Dwoje najbliższych ci na świecie ludzi — powiedział Stirron — i oboje skrzywdziłeś dając im narkotyk. A tera proponujesz swemu bratu?

Było to beznadziejne. Jeszcze go prosiłem parę razy, żeby zaryzykował, ale oczywiście nie chciał nawet tknąć narkotyku. A gdyby nawet zażył, to czy byłaby z tego dla mnie jakaś korzyść? W jego duszy znalazłbym tylko zimną stal.

Spytałem: — Co się teraz ze mną stanie?

— Będziesz miał uczciwy proces i otrzymasz sprawiedliwy wyrok.

— Jaki? Śmierć? Dożywotnie więzienie? Wygnanie? Stirron wzruszył ramionami. — O tym zdecyduje sąd.

Uważasz mówiącego za tyrana?

— Stirronie, dlaczego ten narkotyk tak cię przeraża? Czy wiesz, jak działa? Pozwól, bym cię przekonał, że daje tylko miłość i zrozumienie. Nie musimy być dla siebie obcymi ludźmi i wznosić mur wokół duszy. Możemy mówić “ja”, Stirronie, i nie przepraszać, że mamy osobowość. Ja. Ja. Ja. Możemy powiedzieć sobie nawzajem, co nam sprawia ból, i pomagać sobie, żeby tego bólu uniknąć. — Twarz mu pociemniała, widać było, że uważa mnie za wariata. Przeszedłem obok niego, wziąłem narkotyk i szybko zmieszałem z winem. Podałem mu butelkę. Potrząsnął głową. Wypiłem szybko sam i znów podałem mu butelkę. — Śmiało! — zachęcałem go. — Wypij. Wypij! Zacznie działać dopiero po chwili. Wypij zaraz, to otworzymy się równocześnie. Proszę cię, Stirronie!

— Ja sam mógłbym cię zabić — oznajmił — nie czekając na wyrok sądu.

— Powtórz to, Stirronie! Ja sam! Powiedz to jeszcze raz!

— Nędzny samoobnażacz. Syn mojego ojca! Jeśli mówię do ciebie, Kinnallu, w pierwszej osobie, to dlatego że zasługujesz tylko na to, żeby zwracać się do ciebie plugawym językiem.

— To nie jest plugawy język. Wypij, a zrozumiesz.

— Nigdy.

— Czemu tak się sprzeciwiasz, Stirronie? Co cię przeraża?

— Przymierze jest święte — stwierdził. — Zakwestionować Przymierze, to zakwestionować cały porządek społeczny. Pozwolić na rozpowszechnienie tego narkotyku w kraju, a zniknie rozsądek, zginie stateczność. Myślisz, że nasi przodkowie byli tępymi prostakami, że byli głupcami? Kinnallu, oni wiedzieli, jak stworzyć trwałe społeczeństwo. Gdzie są miasta na Sumarze Borthanie? Dlaczego tam ludzie żyją w lepiankach w lasach, a my wznieśliśmy takie wspaniałe budowle? A ty chcesz skierować nas na ich drogę, Kinnallu. Wystarczy znieść różnicę pomiędzy dobrem a złem, i zaraz przestałoby obowiązywać wszelkie prawo i każdy człowiek podnosiłby rękę na drugiego. Gdzie wtedy byłaby twoja miłość i powszechne zrozumienie, co? Nie, Kinnallu. Zatrzymaj sobie swój narkotyk. Mówiący wybiera Przymierze.

— Stirronie…

— Dość. Ten upał jest nie do zniesienia. Jesteś aresztowany. Idziemy.

74

Stirron zgodził się, żebym po zażyciu narkotyku przez parę godzin pozostał sam, zanim rozpoczniemy powrotną podróż do Salłi. Nie chciał bowiem, abym był w drodze, gdy dusza moja będzie szczególnie wrażliwa na bodźce zewnętrzne. Taką mi łaskę wyświadczył septarcha! Przed moją szopą pozostawiono na straży dwóch ludzi, a septarcha wraz z towarzyszami poszli polować na rogorła.

Nigdy nie narkotyzowałem się sam, bez współuczestnika, kiedy więc po wstępnym dziwnym uczuciu rozpadły się mury izolujące mą duszę — nie było nikogo, kto by do niej wkroczył, ani ja nie miałem się w kim zatopić. Czułem wprawdzie dusze mych strażników, twarde, zamknięte, choć wiedziałem, że przy pewnym wysiłku mógłbym do nich dotrzeć. Nie zrobiłem jednak nic, gdyż w pewnym momencie rozpoczęła się dla mnie cudowna podróż. Moje własne ja rozszerzało się, unosiło się, aż otoczyło całą naszą planetę i wszystkie dusze całej ludzkości zlały się z moją duszą. I pojawiła się ta cudowna wizja. Ujrzałem swego więźnego brata Noima, jak powielał kopie mego pamiętnika i rozdawał je tym, którym mógł zaufać, a oni robili następne kopie — i krążyły one po całej Veladzie Borthanie. Z południa płynęły statki załadowane białym proszkiem, poszukiwanym nie tylko przez elitę, nie tylko przez księcia Sumaru i markiza Woyn, ale przez tysiące zwykłych obywateli, przez ludzi głodnych miłości, przez tych, którzy wiedzieli, że Przymierze już się przeżyło, przez tych, którzy pragnęli dotrzeć do innych dusz. I chociaż stróże starego porządku robili wszystko co w ich mocy, zęby powstrzymać bieg wydarzeń — był on nie do powstrzymania i stało się jasne, że miłości oraz radości dłużej już tłumić się nie da. I wreszcie powstała sieć łączności, jasno żarzące się włókna percepcji zmysłowej łączyły jednych z drugimi w jedną wielką całość. I wreszcie septarchów i sędziów zmyła potężna fala wyzwolenia i cały świat połączył się w radosnej komunii, każdy z nas stał się otwarty wobec wszystkich. Dopełnił się czas przemian. Zostało ustanowione nowe Przymierze. Wszystko to widziałem z mej nędznej szopy na Wypalonej Nizinie. Widziałem światło ogarniające świat, migocące, połyskujące, o coraz większej jasności, coraz bardziej olśniewającym blasku. Widziałem kruszące się mury i rozpalający się płomień powszechnej miłości. Widziałem nowe twarze, zmienione, triumfujące, rozradowane. Ręce dotykały rąk. Jaźnie zatapiały się w sobie. Wizja ta płonęła w mej duszy przez pół dnia, napełniając mnie radością, jakiej dotychczas nie przeżywałem. Dopiero gdy działanie narkotyku zaczęło słabnąć, zdałem sobie sprawę, że to było tylko urojenie.

Może nie zawsze będzie urojeniem. Może Noim znajdzie czytelników mojej autobiografii i może oni podążą moim śladem i będzie ich tylu, że nastąpią nieodwołalne i powszechne zmiany. Ja zniknę. Ja zwiastun, prekursor, umączony prorok. To, co napisałem, będzie jednak trwało i dzięki mnie w was dokonają się przemiany. Może więc moja wizja nie jest złudnym snem.

Ostatnią stronę piszę, gdy już zapada zmierzch. Słońce kryje się za góry Huishtor. Wkrótce ja, więzień Stirrona, podążę również w tamtym kierunku. Zabiorę ten manuskrypt ze sobą, ukryję gdzieś i jeśli będę miał szczęście, przekażę w jakiś sposób Noimowi, aby mógł go dołączyć do tych stron, które już wziął ode mnie. Nie wiem, czy mi się to uda, tak samo jak nie wiem, co stanie się ze mną i z tą książką. Chcę ci jednak coś powiedzieć: jeśli obie części zostaną połączone w jedno i przeczytasz całość, możesz być pewny, ze zaczynam zwyciężać, że dla Velady Borthana nadchodzą nowe dni, zmiany dla was wszystkich. Jeżeli doczytałeś do tego miejsca, duchem jesteś ze mną. Mówię ci więc, mój nieznany czytelniku, że cię kocham i wyciągam do ciebie dłoń, ja, który byłem Kinnallem Darivalem, tym, który pierwszy wstąpił na tę drogę. Obiecałem ci opowiedzieć wszystko o sobie i mogę teraz stwierdzić, że obietnicę tę spełniłem. Idź i szukaj, nawiązuj kontakty. Idź i kochaj bądź otwarty. Idź i zostań uleczony.