- Dalej - rzucił w przestrzeń. - Następna.
Przeciągłe skrzypienie niesmarowanych zawiasów. Weszła kobieta, wolna, bez dybów, zasyczała przez zęby i opadła na ręce strażników.
Zwyczajna robocza wiedźma. Średnia w wielu wskaźnikach, nie wiadomo, dlaczego została wyróżniona spośród zatrzymanych i dostarczona do niego na przesłuchanie. Chociaż z jej „studnią” wyraźnie jest coś nie tak. Jakaś dziwna ta „studnia”.
- Wstań - powiedział cicho.
Strażnicy musieli ją podtrzymywać. Dosłownie wisiała w ich rękach; obronnej mocy wystarczało jej tylko na utrzymanie przytomności.
- Proponuję zawieszenie broni. - Klaudiusz poprawił kaptur, żeby szczeliny znalazły się dokładnie naprzeciwko oczu. - Nie masz sił do walki, a ja nie mam ochoty... Z czym mamy do czynienia w Riance? „Uderzenie” czy „siateczka”?
- Nie wiem - wychrypiała wiedźma z nienawiścią w głosie.
Karząc za kłamstwo, wkręcił się w jej spojrzenie i mierzył „studnię”.
Wiedźma zaczęła krzyczeć, nie mogąc wytrzymać bólu. Klaudiusz zacisnął zęby. Siedemdziesiąt cztery. Szara, zwyczajna robocza wiedźma... Podobnie może czuć się tylko ogrodnik, kiedy na swoim poletku schwyta turkucia podjadka wielkości pudla królewskiego.
Kobieta zamilkła, pogrążona w głębokim omdleniu. Klaudiusz zerknął do protokołu przesłuchania wstępnego. Ksana Utopka, z zawodu nauczycielka w szkole podstawowej.
Zamknąwszy oczy, wyobraził sobie w najdrobniejszych szczegółach riańskiego kuratora. W myślach chwycił go za klapy marynarki, potrząsnął nim mocno...
Nic da się uniknąć wyjazdu do Rianki. Jak nie dziś, to jutro zapłoną tam stosy samosądów. Takie, które pochłoną nie wiedźmy-tarcze, nie wiedźmy-bojowniczki i nawet nie robocze wiedźmy - a zwyczajne niezainicjowane dziewczęta, coś jak ta, podobna do lisiczki...
- Numer siedemset dziewięć - rzucił w ciemność. - Ksana Utopka, tryb opieki - neutralny... i szybko lekarza.
Otworzyły się i zamknęły skrzypiące drzwi.
Następna wiedźma weszła do pomieszczenia z hardo uniesioną głową, Klaudiusz od razu ją poznał. „To dopiero początek. To dopiero początek, zobaczycie!..”
- Witaj, wrzaskunie - rzucił przez zęby.
Dziewczyna miała może z piętnaście lat. Obecność Klaudiusza ciążyła jej, ale nic więcej; jej wewnętrznego pancerza pozazdrościć mógłby ciężki czołg.
- Witaj, oprawco - odparła obojętnie. - Wyfasowałeś drewienka na stos?
- Wyfasowałem - czule uspokoił ją Klaudiusz. - Więc, powiadasz, to dopiero początek?
Dziewczyna wyszczerzyła zęby:
- Sam zobaczysz.
To była wiedźma-bandera. Te są fanatyczne do szaleństwa, ale - co jest najgorsze - władają podstawami jasnowidzenia. Takie histeryczne przepowiadaczki, wrzaskliwymi przepowiedniami przysłaniające wyrachowane umysły.
- Jesteś pełnoletnia? - zapytał Klaudiusz.
- Nie - odparła spokojnie dziewczyna. - Nie mam jeszcze siedemnastu lat... Zgodnie z prawem o wiedźmach, niepełnoletnie osobniczki nie podlegają przesłuchaniom z torturami, tak samo jak i dowolnym rodzajom egzekucji... Jasne?
- Jasne - skinął głową Klaudiusz i przechwycił jej spojrzenie.
Sekunda pauzy, dziewczyna gwałtownie zbladła, ale nie okazała bólu. Klaudiusz wypuścił ją i odchylił się na oparcie fotela.
Poziom „studni” - siedemdziesiąt sześć i pól. Albo kuratorowi okręgu Rianka należy dać nagrodę za wyłapanie trzech najmocniejszych wiedźm kraju, albo...
Albo w Riance od niedawna rodzą się takie oto wiedźmie monstra. Jak grzyby po deszczu.
Klaudiusz przymknął powieki. Organizm z potworną siłą domagał się nikotyny.
Wiedźma-bandera, Przeczucia, przepowiednie, utajone nadzieje i lęki...
- Żadnych przesłuchań z torturami - wycedził przez zaciśnięte zęby.
Jego prawa ręka wyciągnęła się w kierunku rozmówczyni tak, że koniuszki wyprężonych palców znalazły się na poziomie jej zielonych bezczelnych oczu. Wiedźmy- bandery mają swój czuły punkt - zbytnio kochają przepowiadanie.
- Prze... stań! - jęknęła dziewczyna.
Palce Klaudiusza zacisnęły się w pięść.
Pewnie nie powiedziałaby niczego nawet na torturach, ale przepowiednie płynęły z niej same, a ona nie mogła, a i nie za bardzo chciała, powstrzymać ten burzliwy, mętny słowotok. Zielone oczy płonęły natchnieniem:
- Ona... nadchodzi! Już idzie, ona... - niezrozumiałe mamrotanie. - Ona nas zabierze do siebie, i... - bezsensowne okrzyki.
Błogi uśmiech.
Klaudiusz rzucił okiem do szuflady biurka - dobrze, dyktafon nagrywał. Ten tekst trzeba będzie przeanalizować - co nieco wydawało się tu ciekawe, mimo że aktualny, obecny sens przepowiedni ukrywa się, niewątpliwie, w jednym słowie:
- Odnica! - wykrzykiwała dziewczyna. - Okręg Odnica, tak, tak, tak!
Słowo „Odnica” dla wielu ludzi brzmiało jak muzyka. Okręg-kurort, pułapka dla turystów całego świata, niekończące się pasma plaż, piękne życie, święte marzenie, hołubione przez długie jesienne i zimowe miesiące, odkładane specjalnie „na Odnicę” pieniądze, dla Odnicy i na jej cześć...
Okręg Odnica graniczył z Rianką. Kuratorem w niej był akurat człowiek Klaudiusza, sprawdzony, wierny i - to jasne aż do bólu - do Rianki nie ma po co jechać, za późno. Odnica, okręg Odnica...
Dziewczyna zakończyła wieszczenie dziesięć sekund po tym, jak Klaudiusz usunął przymus i przestał wskazywać ją ręką. Uśmiechnęła się krzywo, usiłując odtworzyć straconą dumę; w końcu poddała się naciskowi. Zrobiła to, czego od niej wymagano...
Zemsta nie dała na siebie długo czekać.
- Skończysz na stosie.
Klaudiusz uniósł brwi.
- Jesteś pewna? Nie pomyliłaś mnie z kimś?
- Umrzesz na stosie - powtórzyła z naciskiem. - Szkoda, że ja tego nie zobaczę.
- Też masz czego żałować - powiedział szczerze, ale to nie uspokoiło dziewczyny; odprowadzana do celi, już na korytarzu krzyczała dźwięcznie: - Na stosie! Wielki Inkwizytor podzieli los wiedźm, na stosie, na stosie, na sto...
Skrzypiące drzwi zamknęły się, odgryzając koniec słowa. Klaudiusz uznał, że jest już za późno na przerwę na papierosa.
Czwarta z zatrzymanych była chudzielcem z haczykowatym nosem. Ciemny płaszcz majtał się na niej jak na wieszaku; na widok Klaudiusza - czarna postać, podświetlona pochodnią, czarny kaptur, uważne spojrzenie w szczelinach - kobieta zadygotała i zakryła oczy rękami.
Przez jakiś czas patrzył na nią zaskoczony. Przyzwyczajony wierzyć swojemu szóstemu - czy nawet siódmemu? - zmysłowi, był w tym przypadku zaskoczony i zmieszany.
Diara Luc - głosił protokół wstępny. Administratorka zespołu tanecznego. Przypuszczalnie wiedźma-bojownik, klasyfikacja utrudniona z powodu...”
Przeleciawszy wzrokiem tekst, Klaudiusz zerknął na dół kartki, na podpisy. Przeczytał i odczuł coś na kształt ulgi; czyli tak, mój drogi riański kuratorze. Teraz możemy cię usunąć łatwo i bez wahania - ponieważ takiego pudła nie wybacza się nawet bliskim przyjaciołom. Wiedźma-bojownik?!
- Nie jestem wiedźmą - szepnęła kobieta z haczykowatym nosem, z twarzą ciągle zasłoniętą dłońmi. - To jakaś potworna pomyłka... Przysięgam na życie, nie jestem wiedźmą, jestem...
- Wiem - powiedział Klaudiusz z westchnieniem.
Kobieta na sekundę umilkła. Oderwała od policzków mokre palce, podniosła na Klaudiusza zapuchnięte od płaczu oczy:
- Pan... Ja nie... Za co?!
- Naczelna Inkwizycja wyraża swoje głębokie ubolewanie - powiedział oficjalnym beznamiętnym tonem. - Winni tragicznej pomyłki zostaną surowo ukarani.