Żółty mur szybko płynął do tyłu. Szybko, szybciej...
Iwga westchnęła spazmatycznie i zamknęła oczy.
* * *
Odnica powitała Klaudiusza duszną nocą, łańcuchami ogni i pancernym wozem na skraju betonowego pasa - czarnym, przypominającym z daleka lakierowany sztyblet.
- Niech zginie zło, patronie.
Minęło dobre pół minuty, zanim rozpoznał ten głos. Głęboki i mocny głos niezrealizowanej śpiewaczki operowej. Ale się zmieniła przez te minione trzy lata! Nie postarzała - ale zmieniła się wyraźnie, a może winne jest żółte światło latarń?
Spolaryzowane szyby limuzyny sprawiały, że świat zewnętrzny był rozmigotany, drżący, matowy i widmowy; gardząc późną godziną, Odnica połyskiwała ogniami, migotała płachtami reklam, puszczała do przyjezdnych oko. Klaudiusz przypomniał sobie, jak dobre trzydzieści lat temu pierwszy raz odwiedził ten kurort razem z matką i też przybyli w nocy, z lotniska wzięli taksówkę, a magiczne miasto za oknami wydawało się...
- Kurator Mawin przygotował sprawozdanie, patronie. I na każde pana życzenie...
- Nocami zarzucam etykietę - rzucił Klaudiusz. - Nie dręcz mnie, Fedoro, i tak jestem trochę zmęczony... Jak tam dzieci?
Pauza. Ostatnie samochody, których na nocnych ulicach było jeszcze sporo, z szacunkiem pryskały na boki przed wolno pełznącym czarnym pancernikiem; krótko ostrzyżony tył głowy kierowcy za niebieską szybą chwytał odbłyski świateł i pewnie dlatego zdawał się być planetą, wirującą dookoła setki słońc.
- Dzieci... dobrze - wolno odpowiedziała Fedora. - Wszystko... dobrze.
- Nie wiedziałem, że jesteś w Odnicy - uczciwie przyznał się Klaudiusz.
Fedora uśmiechnęła się blado:
- Wiżna nie może upilnować wszystkich kadrowych roszad... To by było nienormalne.
- Przez te trzy lata awansowałaś na szczeblu służbowym.
- Staram się...
- A jak wyglądają twoje stosunki z tym złośliwcem Mawinem?
Znowu pauza; Klaudiusz zrozumiał, że źle sformułował pytanie. Niewłaściwie je sformułował.
- W dość serdecznych - odezwała się w końcu kobieta. - Ale nie w bliskich... Jeśli to chciałeś wiedzieć.
Klaudiusz chciał ją zapewnić, że „nie chciał” - ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Takie zapewnienie dopiero by zabrzmiało wyzywająco.
- Twoja wizyta nie była wcześniej zaplanowana - powiedziała kobieta z krótkim śmieszkiem. - Coś za bardzo to zaskakujące... Mawin zaczął się miotać, przecież on się ciebie boi.
- Naprawdę? - szczerze zdziwił się Klaudiusz.
Kobieta zaczerpnęła powietrza. Zamilkła na chwilę.
- Wiesz... Byłoby mi łatwiej, gdybyśmy jednak pozostali w ramkach etykiety.
Łatwiej - nie zawsze oznacza lepiej, chciał powiedzieć Klaudiusz. Ale znowu się powstrzymał, nie pozwolił językowi na dwuznaczną wypowiedź. Jeszcze sobie Fedora pomyśli, że jest mądrzejszy, niż jest naprawdę...
Uśmiechnął się krzywo, kobieta napięła mięśnie.
- Możemy wrócić do tych ramek - powiedział pojednawczo.
Fedora odwróciła się:
- Za późno... Teraz będę się czuła urażona.
Żelazny charakter, umysł żmii i wrażliwość nieładnego nastolatka. Nie, nigdy i w niczym nie potrafił jej pomóc, i zapewne nigdy nie pomoże.
- Jak sądzisz, po co tu przyjechałem?
Znowu napięcie w pięknych zimnych oczach. Niemal lęk, a może to złudzenie spowodowane brakami światła?
- Klaudiuszu - rzuciła szybko. - Klaw...
Po raz pierwszy wymówiła jego imię. Pośpiesznie i jakoś tak, że zabrzmiało, jakby zostało zwinięte w kłębek, jakby chciała je szybciej wyrzucić z ust, obawiając się oparzenia.
- Klaudiuszu, mamy spore kłopoty... Ja, Mawin, wszyscy...
- Tak?
- Tak... Latem statystyka zgonów w okręgu tradycyjnie wzrasta. Wypadki w górach, w wodzie... Zatrucia, bójki młodzieżowych grup... Ogromny napływ turystów... i jest bardzo trudno określić, kiedy powodem śmierci jest wiedźma. Ale... w ciągu ostatnich dwóch tygodni skazaliśmy dziesięć osób. Wyroki nie zostały jeszcze wykonane...
Klaudiusz milczał. Fedora denerwowała się. W całej historii Inkwizycji działające w niej kobiety można było policzyć na palcach. Obu rąk i jednej nogi. Na tego typu stanowiskach kobiety, z reguły, wyróżniają się okrucieństwem i nieprzejednaniem - w duszy Fedory były wystarczające zasoby i jednego, i drugiego. Ale teraz była zdenerwowana i Klaudiusz nie chciał jej przerywać.
- W ostatnim miesiącu, patronie, poziom zainicjowanych wiedźm wzrósł średnio dwukrotnie... „Studnie” - siedemdziesiąt pięć, osiemdziesiąt... Niebywała... agresywność... I złącza. Tego wcześniej nie było, każda wiedźma działała samotnie... Teraz...
- Dlaczego więc kurator Mawin nie przesłał sprawozdania do Wiżny? - zaszeleścił Klaudiusz jednym z najstraszliwszych ze swoich głosów.
I poczuł, jak zdrętwiała, jak odsunęła się Fedora.
- On... Najpierw myśleliśmy, że to jakaś pomyłka. Potem, że to nasze niedopatrzenie, że gdzieś coś przegapiliśmy i teraz pijemy nawarzone piwo... Wiadomo jak to jest... meldunek o własnej niekompetencji...
- Wszystko rozumiem - powiedział Klaudiusz zwyczajnym głosem. - Nie mów Mawinowi o naszej rozmowie. Niech sam mi to opowie.
Samochód zatrzymał się przed słabo oświetlonym budynkiem - zabytkiem architektury. Najstarszy i najładniejszy Pałac Inkwizycji w kraju.
- Klaw...
Poczuł, że trzyma go za rękaw.
- Klaudiuszu... Czy ty to wszystko rozumiesz? Co się dzieje? Powstrzymasz to, prawda?
Otworzyły się drzwiczki. Szofer schylił głowę w pełnym szacunku ukłonie, zapraszając dwoje inkwizytorów do wyjścia.
Nieprzyjemnie zaskoczony jej słabością, chciał odpowiedzieć coś uspokajającego i zarazem nieokreślonego - ale w tym momencie nocy jakby rzuciła spojrzenie zwężonych oczu nieboszczka Magda Rewer. Z której spływał płatkami jej pomięty urzędniczy garnitur...
Widział Fedorę nagą. Taką, jaką ją pamiętał - ciepłą i kobiecą, z ciężkimi krągłymi piersiami, z przesadnie wybujałymi według dzisiejszych wzorców biodrami; na prawym ramieniu ma pieprzyk, ze sterczącym hardo czarnym włoskiem. Jędrnym jak antenka...
Samiec, uliczny napalony kundel! Na oczach dwóch poddanych!..
- Wysiadaj - powiedział gwałtownie. Zbyt gwałtownie, Fedora szarpnęła się, ale Klaudiusz już nie zamierzał zacierać niezręczności. Jego walka ze sobą trwała długą minutę i kosztowała go kilka nowych siwych włosów - dobra, teraz będzie twardy. Z Fedorą również, i... z nimi. Kamratkami Magdy Rewer. Bez względu na to, ile się ich odkryje w błogosławionym okręgu Odnica.
(DIUNKA. LUTY-MARZEC)
Tydzień przed zakończeniem zimy wybłagał od przyjaciela uprawiającego wioślarstwo klucze od domku w bazie sportowej.
Pod sufitem paliła się żarówka w abażurze z pajęczyny, a ciała zdechłych much rzucały na sklejkę ścian nieproporcjonalnie duże cienie. Do czerwoności rozpaliły się spirale elektrycznego kominka, w kącie leżała pomarańczowa sterta kapoków, a wzdłuż ścian w szyku, jak wartownicy, stały ładne lakierowane wiosła. Klaw siadał na wygniecione łóżko i czekał.
Nie wiedział, skąd się pojawi. Przychodzi przez granicę czy kryje się w łozinach? Czy, być może, pod wodą?
Drewniane stopnie starego domku cicho skrzypiały pod jej bosymi stopami. Słysząc to skrzypienie, za każdym razem czuł słabość graniczącą z omdleniem. I jeszcze ten odgłos spadających kropel - kap... kap...
Otwierały się skrzypiące drzwi. Diunka stała w progu, a mokre, nieuczesane włosy opadały na jej ramiona. Z kosmyków-strąków spływały przeźroczyste strumyki wody. Mętnie połyskiwała wężowa skórka stroju kąpielowego...