Odwróciła się do kuchenki. Czajnik połyskiwał czystym zwierciadlanym bokiem, a w nim odbijała się stojąca w prostokącie drzwi ciemna postać.
Ręce Iwgi opadły. Czajnik stał się ciężki, a przecież były w nim co najwyżej dwie szklanki wody.
- Nie mogę zasnąć - powiedział usprawiedliwiającym się tonem inkwizytor. - To niedobrze, ale mnie nie dziwi.
Miał na sobie czarny szlafrok sięgający podłogi, krojem przypominający średniowieczny płaszcz.
- Ludzie wymyślili masę cudownych tabletek - powiedziała Iwga, patrząc w podłogę.
Inkwizytor westchnął:
- W moim przypadku nie skutkują. Mam swoisty organizm, nie zauważyłaś?
Iwga przełknęła ślinę, odsuwając widmo mdłości. Inkwizytor uśmiechnął się dziwnie:
- Naprawdę, twojej osłony mogłaby ci pozazdrościć każda wiedźma-bojownik. Chodź, zjedzmy coś.
Iwga uświadomiła sobie, że odechciało jej się jeść. Patrzyła jak drżą, syczą i wysychają krople wody na zwierciadlanym boku czajnika.
- Co zamierzacie ze mną zrobić?
Inkwizytor uniósł brwi:
- Dobre pytanie...
Iwga po raz pierwszy odważyła się popatrzeć mu prosto w oczy. Zmęczona twarz, błyski białych nocnych latarni w oczach, mimo że za oknem biały dzień.
- Dobre pytanie, Iwgo - Inkwizytor w zamyśleniu wyjął z pojemnika na chleb jędrną bladą bułkę. - Więc dzwoniłaś do Nazara czy nie?
Odwróciła się.
- Widzisz... - Inkwizytor starannie, z jakąś dziwną knajpianą zręcznością kroił chleb. - Mnie już w dzieciństwie wpojono, że osobiste problemy każdego człowieka są wyłącznie jego problemami. Rozumiesz?
- Po co im pan powiedział. - Szeptu Iwgi niemal nie było słychać. - Pan mnie... żywcem... za co, co ja panu zrobiłam?
- Nazara bardzo uraziło twoje kłamstwo - oświadczył oschle inkwizytor. - Wszystko i tak stałoby się jasne, tyle że byłoby znacznie boleśniejsze.
- Boleśniejsze już nie mogło być.
- To tylko tak ci się wydaje - głos inkwizytora szeleścił jak popiół w przedmuchiwanej wiatrem mrze, Iwga poczuła mróz na skórze. Zadrżała.
Czajnik rozgwizdał się, woda zaczęła wrzeć. Ten gwizdek w gardle, pomyślała Iwga, to po to, żeby popiskiwał radośnie. Jak zadowolony piesek.
- Osobiste problemy... - wymamrotała Iwga ze złością. - Nie musi mnie pan straszyć...
Osobiste problemy i... obowiązek służbowy. A pan jakby i jedno, i drugie, usiłował wypełnić...
Inkwizytor westchnął:
- Siadaj, Iwgo.
- Postoję.
- Usiądź.
Wczepiła się w krawędź stołu, usiłując utrzymać się na nogach, póki niedbale rzucone polecenie walczyło z jej wolą. Ach, to tak oni to robią. W ten sposób... Prawdę mówiła dziewczyna w szkolnej sukience.
Dziwnie blisko okazała się podłoga. Bardzo czysta, wyszorowana rękoma rzetelnej, płatnej gospodyni. Wesolutkie plastykowe kwadraciki...
Walka skończyła się nijak - urwała się. Polecenie znikło, naprężona wola Iwgi, w mgnieniu oka straciwszy przeciwnika, zaczęła się miotać, szukając ujścia. Dzwonienie w uszach i ból uderzonej o podłogę ręki.
- Przepraszam, nie chciałem.
Przygryzając wargę, podniosła się. Nie wolno jej leżeć przed nim. U stóp niech się walają zwyciężeni.
- Przepraszam, nie chciałem. Jesteś jakoś patologicznie przywiązana do wolności. Widzisz przymus nawet tam, gdzie go właściwie nie ma...
Iwga patrzyła na swoją błyskawicznie czerwieniącą się dłoń.
Chciała powiedzieć, że Wielki Inkwizytor nie może nie zmuszać. Że tak przywykł do tej roli, że przymusza nawet do drobiazgów, bez powodu, bez sensu, sam tego nie zauważając. Ale chyba, w jej sytuacji, lepiej jest zmilczeć. Słuchać, jak ćwierka samica wróbla na zewnętrznej stronie parapetu.
Inkwizytor jadł. Bez pośpiechu, ale jednak szybko, szybko z nawyku, jak żołnierz czy robotnik, przyzwyczajony do krótkiej przerwy obiadowej.
- Zdawałaś w szkole testy?
Iwga drgnęła.
- No to masz test... Miasto pełne ludzi. W mieście jest gdzieś bomba. Wybuchnie za godzinę, może w metrze, może w szpitalu lub w przedszkolu. Jedynym człowiekiem, który to wie, jest pewna zdecydowana kobieta, która nie zamierza odpowiadać na żadne pytania. A ty jesteś śledczym. Mężczyzną w średnim wieku. Jak będziesz działać?
Iwga milczała. O co mu chodzi? Co ona ma do tego, przecież nie ma pojęcia o żadnej bombie...
Inkwizytor odsunął talerz. Wyjął z kieszeni długą paczkę papierosów, zapalił chciwie, nawet, można powiedzieć, lubieżnie. Zmrużył oczy, patrząc na dym:
- Nie usiłuj przyszyć tej historii do siebie. To fikcja. Wymyślona przeze mnie. W tej chwili. Rodzaj zagadki. Jak byś postąpiła?
- Nie wiem - odparła cicho.
Inkwizytor uniósł brwi.
- Myślisz, że tym ludziom... dorosłym i dzieciom, którym sądzone jest umrzeć za godzinę, jest lżej z powodu twojej ignorancji?
Iwga poczuła dotknięcie niepokoju. Zbyt mocno wierzyła we władzę słów nad rzeczywistością; nawet wymyślona historia może stać się jawą - w wymyślonym świecie. Wymyślony wybuch może rozrzucić ludzi za wymyślone sześćdziesiąt minut...
- Trzeba się... dowiedzieć... - wykrztusiła.
- Jak? - W głosie inkwizytora słychać było rezygnację, jakby ta gra stawała się w zastraszającym tempie rzeczywistością. - Jak mam się dowiedzieć, skoro ta... suka milczy?
- Dlaczego? - zapytała Iwga.
Inkwizytor wzruszył ramionami:
- Nie wiem... Nie mam pojęcia. Czas płynie, a my już zmarnowaliśmy na zastanawianie się pięć minut...
Iwga zacisnęła palce:
- I nikt więcej nie wie?
- Nikt - rzucił inkwizytor, zaciągając się. - Posłuchaj, zacząłem palić, nie zapytawszy ciebie... Ty nie palisz?
- Niemożliwe, żeby nikt inny nie wiedział...
- Możliwe. Montowała ładunek z pomocnikiem. Pomocnik został zabity. Ona przeżyła...
Iwga w końcu usiadła. Przycupnęła na brzegu taboretu, nerwowo zsuwając kolana:
- No... nie wiem. Torturować ją trzeba, żeby powiedziała...
Palce inkwizytora zacisnęły się, mnąc palącego się papierosa. Na stół posypał się popiół, mignął iskierkami i zgasł. Przestraszona Iwga podniosła oczy. Czy coś powiedziała nie tak?
- Nie jestem pewien - powiedział inkwizytor. - Nie jestem pewien, że to... Widzisz... Wczoraj cały dzień zajmowałem się torturowaniem kobiet. A społeczność w twojej osobie mnie poparła, jak widzę.
Uśmiechnął się z goryczą, patrząc jej w oczy.
- No to czego pan oczekiwał? - zapytała starając się, by głos zabrzmiał możliwie obojętnie.
- Chciałem... - Bez pośpiechu wyjął z paczki nowego papierosa. - W sumie, nieważne. Co chciałem, to osiągnąłem.
Przez jakiś czas oboje słuchali, jak kapie o dno zlewozmywaka woda. Uderza w emaliowane dno - kap, kap... Iwga nagle zobaczyła oczami duszy przestronne pomieszczenie z niklowanymi zlewozmywakami i metalowymi - cynkowymi? - stołami, a na stołach...
- Jeśli zostaniesz zainicjowana - Inkwizytor uważnie przyglądał się zmianie wyrazu jej twarzy - jeśli tak się stanie, to czeka cię, być może wspaniała kariera... O ile to słowo można zastosować w ich hierarchii. Z takimi zadatkami byłabyś pewnie wiedźmą-tarczą... Albo nawet wiedźmą-banderą, ponieważ węch masz wyśmienity... A może i nie? Ale i tak nie inicjuj się, Iwgo, proszę cię. Nie przyprawiaj mnie o dodatkowy ból głowy - uśmiechnął się smutno.
- Czego chcą wiedźmy? - Iwga przypomniała sobie swoją rozmówczynię, roznosicielkę gorących sandwiczy.