Kobieta gwałtownie odetchnęła, aż kiwnął się złoty medalion w dekolcie czarnej jedwabnej sukni.
- Królowa. Wiedźmy są z natury rozproszone. To im daje możliwość... właściwie nie im, tylko ludziom daje możliwość współistnienia z nimi... stan między wojną i zbrojnym neutralitetem. Wiedźmy to rozproszona chmura os. Ale kiedy pojawia się królowa, wszystko się zmienia. Chmura staje się rodziną. Jednym wielkim organizmem z mnóstwem żądeł. Stadem... Wojna jest nieuchronna i to wojna okrutna. Ale kiedy zabijecie królową, wszystko wróci do normy.
Helena Torka głęboko zaczerpnęła powietrza. Klaudiusz wyjął papierosa, przez kilka sekund walczył z dobrymi obyczajami - i pokonawszy je, zapalił.
Helena Torka uśmiechnęła się z przymusem. Wyjęła z torebeczki zafoliowaną błyszczącą paczkę, pstryknęła zapalniczką i zaciągnęła się również; od razu w widoczny sposób się uspokoiła. Twarz odprężyła się, odtajała, na policzki powrócił delikatny rumieniec.
- Ja też kocham stare rękopisy. - Klaudiusz patrzył na rozmówczynię poprzez wolno rozpływający się obłok dymu. - Stare rękopisy, straszne opowieści. Jest pani pewna, że „Wyznania os” nie są falsyfikatem?
Kobieta przymknęła powieki.
- Jestem przekonana... Powiedziałam, co wiem. Co pan z tym zrobi, pańska sprawa.
Klaudiusz milczał. Pomasował podbródek. Zaciągnął się głęboko:
- Pani... przypuszczenia nie mają tej wagi, jaką im pani przypisuje. Obawiam się, że muszę panią zmartwić. Nie jestem, rzecz jasna, wiedźmą... ale wiem znacznie więcej. Niestety.
Kobieta milczała. Klaudiusz miał wrażenie, że papieros w jej ręku drgnął.
- Tym niemniej doceniam pani szczerość - westchnął. Przechwyciwszy jej spojrzenie, wydusił z siebie uśmiech. - Proszę w kancelarii zostawić wykaz pani utalentowanych wiedźm. Pomyślimy, co można z tym zrobić.
* * *
Iwga obudziła się zlana zimnym potem.
W przedpokoju paliło się światło - kładąc się późnym wieczorem, zapomniała... a raczej po prostu nie chciała wyłączać lampy. Teraz leżała, podciągnąwszy pod brodę cudze prześcieradło, tonąc w zapachu pralni, ulatującym z czystej pościeli. I słuchała, jak wolno uspokaja się kołaczące przed chwilą w szalonym tempie serce.
Za oknem było ciemno choć oko wykol. Łóżko wyglądało jak niekończące się białe pole, równina pod wykrochmalonymi śniegami. Iwga czuła się przypadkowym na nim wędrowcem, tułaczem, zamarzającym w zaspie. Naprawdę zrobiło jej się zimno - ale zimno szło od wewnątrz.
Wstała. Wzdrygnęła się, naciągnęła na gołe ciało sweter. Podeszła do okna.
W sąsiednim domu paliło się światło, jedno jedyne. Kto to nie śpi ciemną głuchą nocą? Chyba nie poeta. Raczej chory lub niańka przy niemowlęciu.
Drgnęła, przypominając sobie sen. Chociaż, w sumie, to nic strasznego jej się nie przyśniło - po prostu nastolatka w kusej sukience i długim naciągniętym swetrze. Pochyla się nad wózkiem z gorącymi sandwiczami i wyciąga...
W tym momencie Iwga obudziła się, dygocząc. Nie chcąc wiedzieć, co mianowicie przygotowała dla niej dziewczynka. A niech ją!
Włączyła światło, zegarek wskazywał czwartą rano - najgorsza pora doby. Gorszej już nie ma. Malutki telewizorek, służący wyłącznie do oglądania w łóżku, posłusznie mrugnął ekranem; leciały powtórki dzienników, przelatywały klipy z obnażonymi ślicznotkami i reklamówki. Iwga przycupnęła na brzegu łóżka, objęła gołe kolano. Co robić, jeśli dziewczynka z sandwiczami odnajdzie ją i tu?!
„No to co - pomyślała posępnie. - Nic takiego... Wcześniej czy później trzeba będzie się opowiedzieć. Albo Nazar, albo...”
Nagle jej myśli stanęły. Co to znaczy - „Nazar”? Myśleć o Nazarze, to wpakować się w ślepą uliczkę. Już lepiej nie wspominać, głowa na szczęście jest okrągła, w jaką stronę ją człowiek odwróci, w taką myśli...
Iwga z trudem starła z twarzy krzywy, gumowy uśmieszek, od którego bolały zęby. Znowu wlazła pod kołdrę; świetne - cokolwiek by o nim nie mówić - łoże. Bez granic, w miarę twarde, niezawodne jak cytadela. „Poligon dla waszej wyobraźni.”
Przygryzła wargę. Od wczorajszego dnia prześladowało ją nieprzyjemne uczucie, jakby była na tym łóżku trzecią osobą. Czasem nawet widziała cudze ubranie ciśnięte niedbale na włochaty dywanik, w jej wyobraźni widniała tam stertę koronkowej bielizny, której starczyłoby na dziesięć bujnych ciał. I czarny szlafrok Wielkiego Inkwizytora, przypominający średniowieczną chlamidę. I...
Dalej jej wyobraźnia już nie sięgała. Dalej był próg, przed którym każda fantazja cofała się, wzdrygając się i rozglądając.
Ale przecież potrafiła w chwili wielkiego lęku wyobrazić sobie tę wiedźmę w brązowej sukience jako nauczycielkę przy tablicy?
Dlaczego nie miałaby wyobrazić sobie Wielkiego Inkwizytora nagiego? Pod ubraniem przecież wszyscy są nadzy... A fałdy napawających lękiem szat jednakowo dobrze mogą kryć zarówno atletyczną budowę, jak i niemoc zwiędłych mięśni.
Migający klip na ekranie nagle został zastąpiony przez inny obrazek, muzyka urwała się. Iwga drgnęła.
- Tak! Wiedźmy! Od tygodnia o niczym innym nie słyszę, tylko wiedźmy, wiedźmy!
Twarz na ekranie pozostawała rozmyta, rozpadała się na drobniutką mozaikę; mężczyzna siedział na ogrodowej ławce, za plecami pasły się na trawniku gołębie, a przed jego twarzą sterczał okrągły czarny mikrofon trzymany czyjąś ręką. Głos należał do człowieka kapryśnego i jednocześnie władczego; trzymający mikrofon zapytał o coś cicho.
- Panowie inkwizytorzy - w głosie odpowiadającego rozbrzmiewał sarkazm, Iwga pomyślała, że wargi za ruchomą mozaikową maską pewnie wykrzywiły się złośliwie - już cztery lata temu przeprowadzili pod moim kierownictwem całkowicie udany eksperyment. Znam tę kobietę, wiem, gdzie mieszka... Nie, panowie dziennikarze, na razie nic wam nie powiem. Jeśli jednak Naczelna Inkwizycja dalej będzie miała w nosie wszelką przyzwoitość, to pokażę wam kopię zarządzenia pana Wielkiego Inkwizytora numer dwieście czterdzieści a. Miałem je w ręku. Tak, panowie! Inkwizycja dysponuje obecnie środkiem pozbawiającym wiedźmę, że tak powiem, wiedźmactwa! Pozwalającym oczyścić ją w jakimś tam stopniu! Skorygować! Bez żadnego kręcenia! Ale Inkwizycji, panowie, takie działanie nie jest na rękę. Dlatego, że aparat Inkwizycji
chce żreć, jak ten kocur babuni, co to nie wszystkie myszy wyłapał, tylko połowę! No bo jeśli myszy nie będzie, to babcia śmietanki nie da! Cała ta kolejna wrzawa dookoła wiedźm, to nowy pretekst do wyciągnięcia łap po pieniądze! Kosztem nas wszystkich! Kosztem twoim, chłopcze, kosztem również moim!..
„Chłopiec”, ten z mikrofonem, znowu o coś zapytał. Albo nawalił sprzęt, albo z jakiegoś chytrego powodu, pytań reportera nie było słychać.
Siedzący na ławeczce odpowiedział tak impulsywnym gestem, że zza ruchomej maski na ułamek sekundy wypadł ostry, dokładnie wygolony podbródek:
- Panowie, wszyscy uczyliście się w szkole rachunków! Program przeformowania wiedźm jest znacznie tańszy niż utrzymanie całej tej hordy obskurantów! Proszą sięgnąć na półkę po liczydła dziadka!
Twarz pod maską znikła. Cały ekran zajął młody człowiek z lakierowaną czapką kruczoczarnych włosów, idealnych do reklamy czegoś fryzjerskiego. Młodzian był reporterem i mówił szybko oraz z przejęciem, tylko Iwga nie mogła zrozumieć, o czym tak peroruje. Gładka lekka mowa, lakierowana jak i fryzura...
„Oczyścić w jakimś tam stopniu”.
* * *
„...Albowiem społeczeństwo dąży ku porządkowi, a one są ucieleśnieniem chaosu. One są gradem kładącym zasiewy, a czyś ty próbował zrozumieć grad?”