„One są chmarą os. Miód ich jest gorzki, a żądła śmiercionośne. Zabijając je pojedynczo, tylko rozjuszasz rój. Zabij królową, a rój się rozpadnie...”
Z całej niezliczonej objętości literatury poświęconej wiedźmom w ciągu ostatnich trzystu lat, dziewięć dziesiątych nie wytrzymywało żadnej krytyki i w najlepszym razie zaliczane było do „legend”. W najgorszym - należałoby to nazwać bezczelnym łgarstwem, natomiast tę jedną dziesiątą część literatury przejęła Inkwizycja.
W archiwach Inkwizycji, w pomieszczeniach o stałej temperaturze i wilgotności przechowywane były stare woluminy, gotowe rozsypać się na pył przy najmniejszym dotknięciu. Kopie tych dokumentów stale były do dyspozycji Klaudiusza - niestety, poplątane teksty miały raczej artystyczną niż poznawczą wartość. Natomiast współczesne badania, obszerne filozoficzne traktaty i precyzyjne kroniki z mrożącymi krew w żyłach szczegółami - nie wnosiły niczego istotnego do tematu. W każdym razie dla Klaudiusza, on sam kiedyś również przygotowywał się do takiej rozprawki. Kiedy jeszcze pracował jako kurator Egre, stolicy winiarstwa.
Gwałtownie brzęknął żółty telefon bez tarczy. Klaudiusz skrzywił się, jakby łyknął octu.
Głos księcia brzmiał, o dziwo, dość życzliwie:
- Tak późno i na posterunku?
- Czytam sobie książki, wasza wysokość. Żeby kolejny raz przekonać się, jakimi jesteśmy głupcami.
Książę milczał, rozważając, czy żart mieści się w granicach dobrego wychowania. Nie podjąwszy decyzji, westchnął:
- Mogę panu pogratulować, panie Wielki Inkwizytorze? Wydaje się, że nawet najbardziej zawzięci przeciwnicy wiedźm są teraz zadowoleni?
- Poza mną, wasza wysokość. Ja nigdy nie byłem wrogiem wiedźm.
- Wie pan, że mówi się o pogwałceniu praw obywatelskich...
- Jesteśmy pozbawieni praw obywatelskich od czasów pierwszego w historii kodeksu obywatelskiego.
- Złośliwy z pana człowiek, Klaudiuszu.
- Tak, wasza wysokość.
- Proszę dopilnować, by represje, które dotknęły wiedźm, nie dotknęły... żeby nikogo poza nimi nie dotknęły. Chcę, by w kraju zapanował w końcu spokój.
- Jest to nasze wspólne życzenie.
- Cóż... jak to się tam u was mówi - „niech zginie zło”?
- Niech zginie zło, wasza wysokość.
Krótkie sygnały. Klaudiusz odłożył żółtą słuchawkę na widełki.
* * *
Przy obu wyjściach z Pałacu dyżurowali ludzie - przeważnie kobiety, przeważnie niemłode. Nie były to pikietowniczki tylko petentki - nie ufały kancelarii, chciały zobaczyć Wielkiego Inkwizytora osobiście. Klaudiusz zacisnął zęby. Właściwie, skoro spełnił prośbę Heleny Torki - dlaczego nie chce wczuć się w położenie tych nieszczęsnych matek, których córki wzięły i w normalnych rodzinach urodziły się wiedźmami?
Ciekawe, kim są rodzice Iwgi? Czy kim byli - dziwne, że puścili ją na tułaczkę po świecie, na marsz po ostrej krawędzi między inicjacją i więzieniem...
Wyszedł przez trzecie wyjście, tajne, podziemne. W myślach poprosił o wybaczenie cierpliwie oczekujące
go petentki, wsiadł do służbowego samochodu i po kwadransie spotkał się z człowiekiem, który czekał nań na podwórku, w półmroku.
Petenci rzadko tu przychodzili. Chyba że w kompletnej rozpaczy.
Ciemna postać zrobiła krok do przodu, przegradzając wejście. Klaudiusz plecami wyczuł obecność ochroniarza w samochodzie - dlatego podniósł rękę, na wszelki wypadek nie pozwalając strzelać. Człowiek pod bramą przestraszył się gwałtownego gestu i cofnął się:
- Klaudiuszu...
„Co to za durny zwyczaj, pomyślał Starż. Skradać się w ciemnościach, kryć się za węgłem. Nie złośliwie, co prawda, tylko z głupoty.”
- Witaj, Nazarze. Chodźmy.
* * *
Wszystkie okna malutkiego mieszkanka były otwarte na oścież, na podwórku tirlikały ptaki. Jakiś chłopiec na rowerze cierpliwie wywoływał koleżankę o imieniu Lura.
- A co potem? Potem bitą godzinę prowadziłem wykład na temat: „Niezainicjowana wiedźma, rodzina i byt”. Nazar jest niestety kompletnym ignorantem w tej dziedzinie. W miarę możliwości wypełniłem luki w jego wykształceniu.
- Lu-ura-a! - cierpliwie zawodził rowerzysta. - Wyjdziesz czy nieee?
Iwga patrzyła jak inkwizytor pije herbatę pod papierosa. Jak przeciąg wyciąga przez okno wstęgi siwego dymu.
- Lur-a-a!..
- I... co powiedział?
- Powiedział „dziękuję”.
Iwga pomyślała ze smutkiem, że wszystkie jej uczucia odbijają się na twarzy. Nawet te, które chciałaby ukryć.
- A ja... też... jestem kompletną ignorantką. W dziedzinie niezainicjowanych wiedźm. W każdym razie, kiedyś sądziłam... Że jeśli taka wiedźma się przyczai, to nikt nie może jej wykryć. Nikt. - Popatrzyła na rozmówcę niemal wyzywająco.
Ten westchnął:
- Całe nieszczęście polega na tym, że wiedźma, nawet niezainicjowana, pozostaje wiedźmą. Nawet jeśli nikomu nie wyrządza krzywdy. Nawet jeśli w ogóle niczego nie robi... Ale może wyrządzić. Oto ta granica, o którą od wieków zęby sobie łamią juryści... i ci, co usiłowali wprowadzić prawo w życie. Ponieważ jeśli człowiek jest niewinny - to za co się go karze? Tylko za prawdopodobieństwo wyrządzenia przyszłego zła?
- A... to prawdopodobieństwo... jest jakie? - Iwga poczuła, jak zasycha jej w gardle.
- Sześćdziesiąt dwa procent - oświadczył inkwizytor tekturowym głosem. - Trzydzieści osiem - w ogóle się nie zainicjują. Nigdy nie napadną. Przeżyją długie szczęśliwe życie i napłodzą kupę dzieci. Wiedźmy są z reguły bardzo płodne. Wyróżniają się godnym pozazdroszczenia zdrowiem. Całkowicie ignorują gospodarstwo domowe, natomiast znakomicie się realizują w sztuce. Są mądre i oryginalne... To wszystko, wierz mi, powiedziałem Nazarowi. Nawet z pewną przesadą.
- A jak mam się dowiedzieć - Iwga podniosła oczy - w jakim procencie... jestem wiedźmą? W sześćdziesięciu dwóch czy... w tej reszcie?
- Lu-ra-a-a!! - wydzierał się chłopiec za oknem. - Lu-u-ura! Wychodź!
Inkwizytor podniósł się, ale w ciasnej kuchence nie było specjalnie co ze sobą zrobić, dlatego usiadł ponownie - na szerokim parapecie. Postawił obok niedopitą filiżankę z kawą.
- Nazar też mnie o to zapytał. W podobnym tonie; właściwie wszystko to opowiedziałem mu już wtedy... Hm. Po twoim odejściu. Ale, widocznie, był taki zdenerwowany, że niczego nie zapamiętał.
- Lu-u-ura-a!..
Inkwizytor nagle wychylił się i ryknął głosem teatralnego zbrodniarza:
- Lura, wyjdźże natychmiast!
Z podwórka doleciało pojedyncze brzęknięcie dzwonka odjeżdżającego roweru. Absztyfikant najwyraźniej stchórzył.
- Widzisz, Iwgo - inkwizytor uśmiechnął się - mnie to też interesuje. Wcale nie uśmiecha mi się wciąganie niewinnych ludzi do cel, prewencyjnie, żeby tylko nie zostały na wolności przestępczynie. Ale nie da się w praktyce określić tego, o co pytasz. Zbieg okoliczności, wewnętrzne właściwości, które do czasu nie ujawniają się. Powiedzmy tak: spokojne rodzinne życie z ukochanym człowiekiem daje dużą pewność, że wiedźma dożyje końca swoich dni jako istota dobra i praworządna. Ale nie daje gwarancji. Rozumiesz?
- I to samo powiedział pan Nazarowi - ni to zapytała, ni stwierdziła Iwga.
Inkwizytor wzruszył ramionami.
- Nie zauważyłaś, że usiłuję być uczciwym? Z nim... z tobą?
- Dziękuję.
- Nie ma za co, Iwgo... Dlaczego tak na mnie patrzysz?
Iwga spuściła wzrok.
- Zabił mi pan... życie.
- Nie przesadzaj.
- Będzie sprawiedliwie, jeśli teraz mi pan... pomoże.