Выбрать главу

- Zuch jesteś... Boli cię?

- Nie...

W szkole... na miejskim basenie. Kiedy człowiek wychodzi po śliskiej drabince z przeźroczystej, błękitnej od chloru wody, a przyciąganie ziemskie opada na ramiona niczym stary, ale już zapomniany ciężar.

Teraz też jest tak.

Przeczekała w swojej niszy, gdzie specjalnie dla niej postawiono niski trójnogi taboret. Przeczekała, aż ogłuszoną, otumanioną wiedźmę wyprowadzą z pokoju. Niczego, rzecz jasna, nie pamięta...

Iwga poczuła niechęć do niej. I zawiść. A ręka z igłą - to wstrętne. Lot nad trawami... nad czubkami drzew...

- Iwgo...

Ocknęła się. Z przerażeniem odrzuciła od siebie własne myśli - co wiedźmie, niech zostanie u wiedźmy. Jej grzechy i wściekłe radości były i zostaną obcymi do ostatniej kropelki. Iwga jest tylko zwierciadłem. Zwierciadło nie mętnieje, odbijając mgłę. Zwierciadło nie pęknie, odbijając błyskawicę...

- Iwgo...

Pomyślała, że Klaudiusz jest zasmucony. I zatroskany. Usiłowała uśmiechnąć się, ale się nie udało. Zapytała więc bez uśmiechu:

- I jak... żadnego pożytku? Nasze sny... o niczym? Nic nowego?

Klaudiusz łapczywie przełykał mineralną wodą z cienkościennej szklanki. Iwga poczuła ogromną suchość w gardle. Pustynia.

Przechwycił jej spojrzenie. Wzruszył ramionami przepraszająco, wyjął skądś szklankę, nalał do niej wody i podał Iwdze:

- Wiesz... Sądzę, że lepiej zrozumiemy się, jeśli ci wyjaśnię, czego właściwie szukamy.

Nie wiedząc dlaczego - wystraszyła się. Podeszła i usiadła na podłokietniku wysokiego fotela.

- Wiedźmy są różne. Ale my szukamy tego, co jest w nich wspólne. Szukamy... wspólnego motywu. Nazwałbym to... superskarbem.

Iwga milczała.

- Jeśli nie zrozumiesz tego teraz - zrozumiesz potem. Teraz przyprowadzą tu inną wiedźmę, a ty spróbuj znaleźć w jej pobudkach coś wywołującego szczególne wzruszenia. Chęć poświęcenia siebie. Chęć pójścia za kimś... I inne, licho wie jakie chęci, nie mam pojęcia, ale one muszą istnieć, Iwgo! Może... może to uczucie oddanej córki...

- Jestem zmęczona - szepnęła Iwga.

- Słucham?

- Ja już... nie mogę. Dziś. Po prostu nie mogę. Jestem wykończona.

Patrzyła, jak zdziwienie i zniechęcenie na jego obliczu zastępuje zwyczajne rozczarowanie. Potem Klaudiusz wzdychając, położył jej dłoń na ramieniu:

- Przepraszam... Oczywiście, odpoczywaj. Jutro.

Otworzyły się sekretne drzwi; stojący za nim chłopak, jeden z tych bysiów, którzy towarzyszyli Iwdze na terenie Pałacu, zapraszająco cofnął się za próg.

Nagle poczuła smutek. Pustkę i samotność.

- Czy można...

Klaudiusz już myślał o czymś innym. Jej pytanie wyszarpnęło go z otchłani rozmyślań o wadze państwowej, dlatego jego brew uniosła się nieco rozdrażniona:

- Tak?

- Czy mogę pospacerować? - zapytała, nie mając nadziei na pozytywną odpowiedź. - Bez ochrony?..

Przez chwilę patrzył jej w oczy. Potem podszedł do ściany i zdziwiona Iwga usłyszała pstryknięcie wyłącznika. I od razu pochodnia stała się niepotrzebna, a nawet śmieszna. Iwga nie wiedziała nawet, że w tym pomieszczeniu jest możliwe tak mocne światło.

Klaudiusz wrócił. Stanął przed Iwga, nie wytrzymała jego spojrzenia, opuściła wzrok.

- Ufam ci - powiedział wolno. - Możesz iść na spacer, proszę bardzo. Jak długo chcesz... Idź...

Już na korytarzu, w towarzystwie ochroniarza, pachnącego świeżo wyprawioną skórą, dogonił ją jego okrzyk:

- Iwgo...

Drgnęła i zatrzymała się.

- Przejdę się z tobą ze dwa kwartały, nie masz nic przeciwko temu?

* * *

Słońce chyliło się ku horyzontowi.

Po ulicach przemykał gorący wiatr, małe powietrzne trąby robiły lejki z pyłu, topolowego puchu i opakowań po cukierkach. Iwga pomyślała, że w piwnicach Inkwizycji wszystkie pory roku są jednakowo chłodne

i wilgotne. A tu stadko wysportowanych dziewczyn, bez powodzenia polujące na skrzyżowaniu na okazję, szpanuje brązową opalenizną, taką, jaką można wypracować tylko poprzez długie i nudne wylegiwanie na plaży.

Deszczowe lato pozostaje jednak latem.

Westchnęła. Wiatr bawił się krótkimi, lekkimi spódniczkami wesołych letnich kobiet - i tępo potykał się o nieprzenikalną tkaninę Iwgowych dżinsów. I odlatywał, zawstydzony.

Wiatr. Ziemia, przelatująca w dole...

W ciepły wieczór wplotła się pojedyncza lodowa strużka. Strużka tego nocnego wiatru; Iwga drgnęła, strużka zniknęła.

- Chcesz loda?

Iwga pokręciła głową. Przez cały czas miała wrażenie, że Klaudiusz bez przerwy dzieli w głowie wieloczłonowe liczby. Rozmawia z nią, myśli o niej - i o czymś innym jednocześnie. I o czymś trzecim.

- A w ogóle masz na coś ochotę? Może na plażę? Albo zakupy?

Iwga westchnęła z miną skazańca.

Nie wypada dekoncentrować zajętego człowieka. Wydawało się jej, że twarz Klaudiusza jest jak klepsydra, a czas marnotrawiony na młodą wiedźmę przecieka bardzo widocznie...

Tu, poza murami piwnicy, nie jest już dla niego interesująca. Zaraz zada pytanie, dla którego przerwał swoje ważne inkwizytorskie zajęcia. Zaraz zada pytanie, otrzyma odpowiedź i odejdzie. W samotności Iwga będzie mogła uporządkować myśli i uczucia, powałęsać się po mieście jak wolny człowiek. Nażreć się do woli, choćby lodów. Na szczęście ma całą kieszeń pełną drobniaków.

- Iwgo, co cię gnębi?

Dobre pytanie.

Obok przemknął chłopiec na rolkach. Wypadł na jezdnię, zabalansował, wypinając tyłek na oburzony samochód, wskoczył na chodnik i pokrzykując, zniknął za rogiem.

- Bardzo ci ciąży to, co robisz? Do czego cię zmuszam? Wymuszam, wedle swego zwyczaju?

Uśmiechnęła się kwaśno.

Gwałtownie chwycił ją za ramiona i przyciągnął do siebie; wystraszyła się. Poczuła na szyi jego twardą męską dłoń - gdyby chciał, bez trudu może zablokować jej arterię...

Przez miejsce, na którym przed chwilą stała, przemknął drugi rolkowiec - Iwga zdążyła tylko poczuć przelatujący obok podmuch i zobaczyć ognisto-czerwoną czapkę z przekręconym do tyłu daszkiem. Chłopak miał najwyżej trzynaście lat; w następnej sekundzie wpadł na metalowy kosz na śmieci i wywalił się na chodnik, szorując po kamieniach zużytymi nakolennikami.

Klaudiusz puścił Iwgę. Starała się nie patrzeć mu w oczy.

- Iwgo... Powiedz mi, co cię dręczy. To ważne.

Jego twarz już nie wydawała się klepsydrą. Czyjej się wydaje, czy naprawdę maluje się na niej prawdziwy niepokój? Czy naprawdę przejmuje się tym, co dzieje się w jej duszy? Czy może jest „to ważne” dla sprawy Inkwizycji?

- Klaudiuszu, czy lubi pan psy?

- Tak - odpowiedział od razu, bez zastanowienia.

- A koty?

- I koty... Dlaczego pytasz?

- A morskie świnki?

- A świnek nie lubię... I chomiczków też nie lubię. I kompletnie mnie nie obchodzą rybki i papużki. Co jeszcze?

- A ja dla pana jestem kotem czy chomiczkiem? Albo doświadczalnym królikiem?

W głębi duszy miała nadzieję, że się zmiesza. Że choćby na sekundę straci kontenans; próżna to była nadzieja.

- Jesteś człowiekiem. Czy ja cię uraziłem w jakiś sposób? Traktowałem cię jak kota?

No masz, teraz ona się musi usprawiedliwiać. Niesprawiedliwie skrzywdziła dobrego inkwizytora.

Nerwowo przygryzła wargę.

- Jest mi... smutno. Nie widzę siebie tutaj. Nigdzie. Wydaje mi się... jeśli podejdę do zwierciadła, tam odbije się... pokój, moje rzeczy... a mnie tam nie będzie. Wiedźma, która pracuje przeciwko wiedźmom. Narzeczona bez narzeczonego. Jakbym była pańską rzeczą - przy tym dość tanią i używaną...