Выбрать главу

Służka się trzęsie ze strachu, widząc, jak śmieję się z siebie...

Znaczy to, że inkwizytorzy nie są jednocześnie czarnoksiężnikami? Że umiejętności inkwizytora nie są magicznym darem? Czym są te niewidzialne pęta, którymi wiążemy panie moje wiedźmy i dlaczego nie działają na innych?..

Powiadają, że inkwizytor, potrafiący rozkazywać wiedźmie, może rozkazywać też innym. Tak, powiem ja, tak jak może każdy człowiek, mający wewnętrzną moc; nie ma żadnych sekretów w umiejętności inkwizytora podporządkowania sobie przyjaciela, kochanki czy choćby tłumu mieszczan. Czyni to bez pomocy swojej mocy - tylko przy pomocy woli... Ale sama wola nie wystarczy do nakreślenia na kamieniu inkwizytorskiego znaku przesłuchań.

I wtedy, w nocnym smutku zerkając w ogień, pytam siebie: przecież wiedźmy też tworzą znaki? Inne, ale z natury swej podobne do naszych? A jeśli moc inkwizytora to tylko odbicie wiedźmiej mocy, danej nam przeciwko wiedźmom i po to, by świat pozostawał poprzedni?

Iwga zamknęła książkę.

Świat pozostawał poprzedni; za oknem wstawał świt. I teraz o spotkaniu z Nazarem można śmiało i prawdziwie mówić - dzisiaj.

* * *

Naiwnie sądził, że wie już o wiedźmach wszystko.

Szedł za Kostą - markowym inkwizytorem, wspaniałym agentem, może właśnie dlatego jego własna uwaga była nieco przytępiona. A może i nie - po prostu wszystko, co się wydarzyło potem, o kilka rzędów przewyższało jego wspaniały refleks.

Kosta zatrzymał się. Zaczął podnosić rękę, jakby chciał się osłonić - i wolno, jak w zwolnionym tempie, zaczął walić się na bok.

Wtedy Klaudiusz poczuł ją również. Nigdzie nie odeszła. Wcale nie uciekła przez służbowe wyjście. Kontur, zamazany lekką mgiełką - po prostu stała się przez nich niewyczuwalna. W chwili uderzenia, które powaliło Koste, Klaudiusz zobaczył ją tylko oczami, ponieważ jego węch milczał, na poły martwy, otumaniony.

Niech zginie zło.

Kobieta śmieje się. Kołysze na rękach szary, błyszczący szal - jak niemowlę; śmieje się znowu, a ten śmiech doda Klaudiuszowi siwych włosów. Oto jest - jego stary koszmar senny, powtarzający się czasami, noc po nocy - spotyka wiedźmę silniejszą od siebie...

Nie, to nie tylko o to chodzi. Co za dziwny, wyzywający, nienaturalny gest - co to za usypianie szalu?..

„Nasza matka - to nienarodzona królowa matka!”

Znowu śmiech.

Jej odejście nie przypominało ucieczki; wiedźmie jakby nie przyszło nawet do głowy, że Klaudiusz będzie ją ścigał. Szal, już nie udający niemowlęcia w koszmarnej scenie, upadł na parkiet obok nieruchomego Kosty.

- Stać!

Z jego ust nie uleciał nawet cień dźwięku, ale wiedźma znakomicie usłyszała jego okrzyk. Odwróciła się, popatrzyła przez ramię, obnażając w uśmiechu zęby.

Uderzył.

Uderzenie mogło powalić na ziemię pół tuzina wiedźm - ale ta tylko uśmiechnęła się szerzej; dopiero po sekundzie uświadomił sobie, że przerwał jej ochronną kurtynę i teraz już ją wyczuwa.

Ale nie może sklasyfikować.

Tarcza? Bandera? Wiedźma - bojownik?

- Stój, ścierwo!

Dziura na wylot. Studnia bez dna.

* * *

Nadszedł świt.

Biegła, ledwo dotykając asfaltu bosymi białymi stopami; Klaudiusz skoczył do samochodu, gdzie zaskoczony blady kierowca usiłował i nie mógł uruchomić bezbłędnie działającego wcześniej silnika. Klaudiusz wyszarpnął go zza kierownicy, zwalił się na fotel, zacisnął zęby, napiął mięśnie, wyrywając tępe żelastwo spod cudzej woli; dwaj chłopcy Kosty na tylnej kanapie, podobni jak bliźniacy, jednakowym ruchem wyrysowali w powietrzu znak Psa. Poczuł ich słabą, ale zawsze, pomoc.

Wiedźma biegła środkiem pustej porannej ulicy, po osi jezdni, ale jej stopy ciągle nie traciły niemowlęcej, śnieżnej bieli. Klaudiusz chciał ją przejechać. Jeśli nie uda się schwytać - uderzy, rzuci pod koła...

Samochód nie chciał się podporządkować. Mimo jego wysiłków, pomimo znaków Psa i specjalnych giftów, nałożonych, jak zawsze, na spód karoserii; Klaudiusz szarpał kierownicą, unikając słupów i betonowych płotów, a wiedźma biegła lekko, bawiąc się, a odległość między nimi wcale się nie zmniejszała.

Naoczas przyjdzie ona, potworny wytwór wrogich człowiekowi mocy... Przyjdzie, i stado kąsających much stanie się śmiercionośną armią bezlitosnych os...

Czyżby?!

Powalić na asfalt tańczącą w biegu postać profesjonalnej striptizerki - przytrzasnąć podnoszący się gadzi łeb, przerwać cały ten koszmar, koszmar ostatnich tygodni?..

Wypływ jego woli na chwilę wyrwał samochód spod jej kontroli - kontury ulic rozmyły się, a chłopcy z tyłu zwalili się na plecy; Inkwizycja preferuje mocne silniki. Odstęp między Klaudiuszem i wiedźmą przez tych kilka sekund zmniejszył się o połowę; striptizerka odwróciła się, w jej oczach błyszczała radość. Gdyby dłonie Klaudiusza nie przykleiły się do kierownicy - zatkałby uszy.

W następnej chwili szyba zmętniała, pokryła się siateczką pęknięć, stała się mętna i nieprzeźroczysta. Klaudiusz odruchowo nacisnął na hamulec; wytrenowani chłopcy z tyłu zdołali zapanować nad ciałami i nie polecieć mu na głowę, a on, też trenowany, ale zbyt „dawno temu i nieprawda”, uderzył się o kierownicę i pomógł byłej szybie gradem opaść na karoserię.

„Myśleć trzeba, myśleć!..”

Dobra, ból dopiero poczuje. Potem.

- Patronie?..

Znowu zobaczył ulicę. Czerwony półokrąg wschodzącego słońca nad dachami, bosa kobieta, przemierzająca skrzyżowanie... Niczym różowe arterie połyskują na asfalcie podświetlone przez słońce szyny tramwajowe. Na końcu szerokiej ulicy widać niebieski kontur budynku dworca kolejowego. Jak spokojnie, jak ładnie...

Daje jej uciec?!

Wściekłość pomogła mu zebrać siły; jego wola runęła za nią, sięgnęła z wozu, przyczepiła do bosych stóp kilkudziesięciokilogramowe, nie dające się podnieść odważniki. Czy...?!

Tak. Potknęła się, zwolniła... Usiłuje się wyrwać i na pewno się wyrwie, ale potrzebuje na to kilku sekund, właśnie tych, właśnie tych...

Ulica znowu rozmazała się, z boków wozu uderzył w twarz wiatr i odpadł spóźniony ostatni odłamek szyby. Słońce wstawało, zwolniła wystraszona, wracająca z nocnej zmiany, pusta polewaczka... Wiedźma kulała, z każdym krokiem wyzbywając się niewidzialnego, podarowanego przez Klaudiusza balastu, ale odległość do niej też się zmniejszała, zmniejszała, zmniejszała... Już Klaudiusz widzi rozdarcie na cienkiej jasnej sukien-

ce, widzi ochronny wzór na skórzanym pasku, długie zadrapanie na gołej łydce i różowe ucho, prześwitujące przez falę ciemnych błyszczących włosów.

Wytężył siły, szykując się do pojedynku. Może najważniejszego. Może ostatniego, jak w życiu inkwizytora Atrika Ola.

Wiedźma zatrzymała się na samym środku skrzyżowania, pod splotem czarnych przewodów; zatrzymała się i odwróciła, a Klaudiusz spotkał się z nią oczami.

Ona też wiedziała o losie Atrika Ola. I o losie wiedźm, które go zabiły. I teraz stała nieruchoma i patrzyła, jak pędzi wprost na nią czarny samochód z wybitą przednią szybą...

Nie, teraz patrzyła w bok.

Skądś z boku, z wąskiej brukowanej uliczki, wolno wypełzał na skrzyżowanie niebieski tramwaj. Pierwszy dzisiaj tramwaj, jeszcze senny, jeszcze pusty - pełznący do dworca tramwaj numer dwa. W kwadratowych oknach odbijało się nisko wiszące słońce.

Jeszcze mgnienie oka wiedźma stała, a teraz już wisiała na stopniu, obiema rękami wczepiona w drzwi motorniczego; jeszcze chwila i niebieska harmonijka otworzyła się, wpuszczając wiedźmę do środka.