Выбрать главу

- Ja... bez... ciebie... nie...

Po minucie spadli z kanapy. Przeturlali się przez cały pokój, obejmując się, śmiejąc przez łzy, gniotąc porozrzucane ubranie; u podnóża okrągłego taboretu przydarzył im się szczyt ich uniesienia, po czym, wciąż objęci, wdrapali się na kanapę, pod koc, i znowu wczepili się w siebie, jak dwa udręczone bez pieszczoty kleszcze.

- Na... za... rek... Ja...

Pachniał teraz świeżym gorącym potem, Iwga wdychała jego aromat, jak odurzony kot wdycha aromat kropel walerianowych. Koc falował jak powierzchnia sztormowego morza; okręcik wolno obracał się dookoła swojej osi, płynnie wodząc ostrym bukszprytem. Dookoła statku wił się czarny motyl, nienaturalnie

wielki w porównaniu z małym żaglowcem; Iwga, przygnieciona rozgrzanym szczupłym ciałem, nagle wyraźnie uświadomiła sobie, że całe jej poprzednie istnienie było tylko wstępem do tej chwili prawdziwego życia. I z całych sił zapragnęła, by ta chwila trwała wiecznie.

* * *

Przed świtem spadł deszcz.

Iwga leżała na plecach, podciągnąwszy kołdrę pod sam nos. Deszcz leniwie popukiwał w blaszany okap nad oknem, a Nazar słodko sapał, po kociemu zasłoniwszy twarz dłonią. Poza tym nie istniały na świecie żadne inne dźwięki. Ani jednego.

Iwga nie spała.

Przez szczelnie zaciągnięte zasłony świt nie potrafił się przebić; w pokoju było ciemno, ale Iwga wiedziała, że tam, na zewnątrz, już szarogęsi się deszczowy poranek. Może wiatr rozpędzi chmury. Może jeszcze wyjrzy uwolnione z puchatych oków słońce.

Przymknęła powieki. Kłuło ją serce, to był nowy, nieznany ból, nigdy wcześniej nie bolało ją serce. Co prawda, wszystko kiedyś zdarza się po raz pierwszy...

Chciała unieść rękę i pomasować lewą stronę piersi, ale bała się, że obudzi Nazara.

W dzieciństwie martwiły ją odczucia drewnianych laleczek - tych, co się je wkłada jedną w drugą, mniejsza do większej, malutka do mniejszej i tak aż do tej najmniejszej, interesowało ją, jak się czuje lalka, wyłażąc, jak z płaszcza, z wnętrza swojej poprzedniczki i patrząc na siebie jakby z boku...

Teraz właśnie wyszła z siebie, jak wkładana lalka. I z boku zobaczyła rude dziewczę, leżące w objęciach śpiącego chłopaka. Wstrzymała oddech porażona niespodziewanym przeczuciem.

Już świt. Ta ruda przespała może z pół godziny - ale w trakcie swojego krótkiego snu zdążyła zobaczyć szczyty lasu, ścielącego się daleko w dole; dymne studnie płonącej opery i cienie tańcujących cugajstrów. Wczoraj wieczorem po raz pierwszy w życiu chciała zatrzymać czas - ale czas jej nie posłuchał i dobrze zrobił.

Ten chłopiec... nic, jeszcze się nie zmienił. Nie dorósł przez czas ich wymuszonej rozłąki. Iwga widzi jak spokojne szczęście wolno spływa z jego twarzy. U nasady nosa rodzi się zmarszczka, smutnie opuszczają się ku dołowi kąciki ust - Nazarowi śni się wybór, jakiego będzie zmuszony dokonać tego ranka. Nieprzyjemny, niespokojny sen.

Iwga z przerażeniem zrozumiała, że przeczucie w jej piersi zaraz zostanie zastąpione świadomością.

Chciała zamknąć oczy, zacisnąć powieki przed obliczem nieuniknionego rozumienia - ale jeśli nie odważy się spojrzeć losowi w oczy, to ten na pewno ją dogoni i zada cios w plecy. Albo i poniżej pleców. Iwga westchnęła i wpuściła w siebie świadomość straty.

Okazała się krótka i zupełnie bezbolesna. Po prostu słowo jak cięcie: koniec.

Koniec. Teraz to już koniec. I nawet jakoś lżej; nie potrafi wyjaśnić dlaczego. Nie zna takich słów. Po prostu czuje. Pewnie podobnie lisica wyczuwa chwilę, kiedy lisek już nie potrzebuje opieki, wąskiego szorstkiego języka, ciepła futrzanego boku...

Koniec.

Wymknęła się spod kołdry i w półmroku zaczęła się ubierać.

Rozerwany zamek w dżinsach - rozpłakała się bezdźwięcznie. Co za fałszywa nutka w patetycznej scenie rozstania - niepodobna wszak, by dziewoja szła po ulicy w rozpiętych portkach...

Wiedziała, gdzie leżą igły i nici. Sama je tam położyła. Nazar spał, zmarszczka u nasady nosa pogłębiała się, a jego była narzeczona pośpiesznie szyła spodnie na własnym ciele. Ścieg za ściegiem, stłumione syknięcie, gdy igła wbiła się w ciało...

Kiedy się obudzi, poczuje ulgę. Może, okłamując samego sobie, będzie sobie wmawiał, że jest smutny, skrzywdzony, przygnębiony, może nawet zdradzony... Ale najważniejszym uczuciem będzie świadomość wolności i doktor Mitec na pewno to doceni. Wspaniały profesor Mitec...

Iwga przegryzła nitkę. Spodnie miała teraz zaszyte szczelnie. Nazar spał, pod ciemnym sufitem szybował ciemny żaglowiec, który wraz ze światłem tracił sporo swojego uroku. Koniec.

Już w progu pomyślała, że może warto coś napisać - kilka słów, jak to zawsze się dzieje w melodramatach...

Ale nie miała nawet ogryzka ołówka ani paczki po papierosach, ani nawet papierka po cukierkach.

Dlatego więc w milczeniu wyszła, szczelnie zamykając za sobą drzwi.

Rozdział 9

Bracia moi inkwizytorzy często pytają mnie o naturę królowej, matki-wiedźmy... Nawet służąca zrobiła się tak ciekawska, że pyta o to samo... i kiedy jej mówię, że o coś takiego nie mnie należy pytać, a właśnie królową - wtedy rodzą się plotki, że stary Ol sfiksował na umyśle...

Czym są moje przypuszczenia?.. Wymyślana, domysłami, rozmyślaniami. Czasem wydaje mi się, że królowa nie rodzi się sama. Że mnóstwo matek rodzi się jednocześnie, aby po wyniszczających pojedynkach

ocalała najsilniejsza.

... długa i ciepła jesień; kazałem pokojówce... i położyć w moim pokoju zamiast dywanu. Ich zapach odświeża, szelest uspokaja... Ale pył szybko rodzi kaszel, po dniu pełnym trudu przez całą noc nie mogłem zasnąć, a rano kazałem zebrać liście i wyrzucić...

Na trzech głównych placach wczoraj ułożono nowe stosy..

... Natura pań moich niezrozumiała jest. Możemy postawić siebie na miejscu żuczka, gryzącego liść, by zaspokoić głód... Możemy wyobrazić sobie to, albowiem głód nie jest nam obcy. Możemy w swoich widzeniach postawić siebie na miejscu jelenia, kryjącego łanię, albowiem chuć nie obca jest i nam... Ale nikt z nas nigdy nie będzie w stanie zrozumieć, czym kieruje się królowa wiedźm. Dlaczego rodzi swoje dzieci i potem nierzadko je zabija... Kiedy kochający władzę monarcha przelewa krew swoich i cudzych poddanych - rozumiemy, że chciwość pokonała jego sumienie... Panie moje wiedźmy nie są ani żądne władzy, ani chciwe. Nie potrzebują pieniędzy ani władzy; nie czują głodu i nie odczuwają żądz. Nie rozumieją, co to jest dobro i co się zwie złem - są niewinne. One gubią nas samym swoim istnieniem...

* * *

- Pani, e-e-e... Lis. Pan Wielki Inkwizytor prosił przekazać, że dziś nie potrzebuje pani usług. Zaraz zostanie pani odwieziona do domu...

- Sama sobie poradzę - odparła odruchowo.

Sekretarz - nie Miran, inny - ze smutkiem pokiwał głową:

- Taka jest dyspozycja pana Inkwizytora, jest strasznie zajęty, a ja nie jestem władny niczego zmieniać... Zaraz po panią ktoś przyjedzie.

- Pan Wielki Inkwizytor nie chce mnie widzieć? Nawet przez chwilkę?

Sekretarz rozłożył ręce:

- Przekazałem wszystko tak, jak kazał pan Starż... Nic nie mogę dodać. Nic.

* * *

Towarzyszącego jej mężczyznę już znała - szczupły, już niemłody, przez całe życie służący na pomocniczych stanowiskach i wcale z tego powodu nie zgorzkniały; Iwga pamiętała dowcipną postawę tego wiecznego asystenta, dlatego tak nieprzyjemne wydawało jej się jego obecne zasępienie. Witając się z Iwgą, ledwo rozwarł zaciśnięte wargi.