* * *
Kto patrzy z boku - dziwuje się i boi... Inkwizytor poraża każdą z pań moich, nie dotykając jej, samym tylko bezgłośnym rozkazem... Znaki rzeźbi się w kamieniu i kuje w żelazie - znaki pomagają nam trzymać panie moje na wodzy... Znak jest tarczą, a czasem i ostrzem. Ale nie w otwartym boju. Czasem, porażony rozpaczliwym naporem, któryś z braci moich stawiał znak w powietrzu - ale przedsięwzięcie owo jest dla wielu ponad siły i czasem beznadziejne wręcz, zbyt rzadko przynosi wiktorię... Albowiem znak, wyrysowany w powietrzu, wymaga wielkiego wysiłku i zbyt mało daje w zamian.
Dziś po raz pierwszy musiałem odetchnąć, wspinając się po swoich schodach. Lata... Kucharka nasoliła na zimę pięć beczek rydzów, i innych rzeczy też pięć beczek, i z dziesięć szynek dostarczono z wędzarni...
Nie chcę, żeby przychodziła jesień. Mam niedobre przeczucia...
... uwolnić tę trójkę od stosu. A tę, co truła studnie, oddać pod sąd w jej gminie...
Lata przygniatają moje ramiona i co powiem niebieskiemu sędziemu, stanąwszy przed jego tronem? Że przez całe życie maltretowałem panie moje... albowiem i one maltretowały?..
Po co wziąłem na siebie ten głaz? Co jakiś czas mam widzenie, że stoję na stosie, który sam złożyłem...
Wina pań moich wiedźm cięższa jest od mojej... Powiem to niebieskiemu sędziemu, niech zważy...
Dzwonek telefonu rozbrzmiał nieznośnie głośno. Przez cały dzień nikt nie dzwonił, cały wieczór upłynął w ciszy nad dziennikiem człowieka, zmarłego czterysta lat temu; jeszcze nie podnosząc słuchawki, Iwga poczuła, jak wilgotnieją jej dłonie.
Nazar? Uraza, osąd, wezwanie?..
Słuchawka była chłodna i ciężka, chyba do końca życia Iwga będzie nienawidziła telefony. Za ich ciągłe zaskakiwanie i zdradziecką nieokreśloność.
- Jesteś mi potrzebna. Teraz.
Klaudiusz.
Dziwne, ale niemal poczuła ulgę.
Jest potrzebna.
* * *
Ta wiedźma miała na sobie luźne spodnie i jedwabną koszulę pod klasyczną męską marynarką. Z powodu bliskości Starża z nosa płynęła jej krew, dlatego trzymała przyłożoną do twarzy zaplamioną kraciastą chusteczkę; ze swojej kryjówki Iwga obserwowała i podsłuchiwała całe przesłuchanie, i nie raz, i nie dwa po jej skórze przebiegały zimne ciarki - nigdy wcześniej nie widziała Klaudiusza takiego. Prawdziwy inkwizytor, inkwizytor z krwi i kości... Jakby czarny kaptur ze szczelinami przywarł do jego twarzy. Strasznie było patrzeć i, co było najbardziej nieprzyjemne, sama Iwga, już nieco przyzwyczajona, też odczuwa jego napór, co sekundę pokonuje mdłości i ból głowy.
- Pomyśl. O tym, co cię czeka też pomyśl...
- W nosie mam... nie strasz mnie.
- Widzę, jak masz w nosie, bojowniku. Twoja osłona jest cieńsza od skorupki jaja. Nie zmuszaj mnie, żebym zrobił omlet.
- Czego chcecie? - Wiedźma, choć zła i zdeterminowana, czuła się fatalnie.
Iwga splotła mocno palce, chcąc, by wszystko to szybciej się skończyło.
- Imiona.
- Nie znam...
- Imiona! Imię twojej nienarodzonej królowej. Czy może już urodzonej, co?
Wiedźma zachwiała się.
- Stój, bojowniku... Matka cię wezwała? W tej chwili też wzywa?
- N-nie...
- Słuchaj mnie, Julio. Patrz na mnie... Myśl, zarazo, o czymś miłym... Iwgo!..
Iwga drgnęła smagnięta okrzykiem. Przeczekała eksplozję bólu głowy, dwoma palcami odsunęła oznaczoną giftem zasłonę. Wymknęła się ze swojej niszy; wiedźma była w transie, ręce Klaudiusza spoczywały na jej ramionach.
- Szukaj wezwania, Iwgo. Szukaj tego, co najcenniejsze, skarbu, najbardziej radosne... ciepłe, kochane, cholera...
- Proszę jej nie dręczyć - poprosiła Iwga.
- Co?!
- Postępuje pan z nią jak ze zwierzęciem.
- Tak?! A piątka dzieci, zamordowanych przez nią w cyrku? A dziewięć osób, zmarłych w szpitalu? A czterech chłopców, którzy zaginęli bez śladu i setka ciężko rannych, porozrzucanych po wszelkich szpitalach, to co?
Iwga ze zdziwieniem zauważyła, że Klaudiusz nie tyle zatracił zwykły chłód, co z trudem powstrzymuje wybuch szału.
- Rozumiesz? Rozumiesz, że teraz będziemy musieli wziąć pod kuratelę wszystkie wiedźmy? A aktywne trzeba będzie... nie wiem, odstrzeliwać czy jak... I ciebie, nawiasem mówiąc, też powinienem wsadzić za kraty, ponieważ królowa tak samo dobrze może usadowić się w tobie. Cholera. Choler-ra... Szukaj, Iwgo. Szukaj królowej...
- Proszę się nie denerwować - powiedziała niespodziewanie dla samej siebie Iwga.
Zobaczyła, jak błysnęły oczy w szczelinach kaptura.
- Co?!
- Proszę się uspokoić. Histeria nie pomoże sprawie, prawda? A przez pana bardzo mnie boli głowa. I ją też... - wskazała wiedźmę głową. - Proszę wziąć się w garść, Wielki Inkwizytorze.
Nie wiadomo, czy słyszeli ją strażnicy w niszach - w każdym razie stamtąd nie dochodziły żadne dźwięki; przez długą chwilę cisza w celi przesłuchań zakłócana była tylko przerywanym oddechem przebywającej w transie wiedźmy.
- Dziękuję - powiedział głuchym głosem Klaudiusz. - Dziękuję za dobrą radę. Możesz uważać, że z niej skorzystałem... Teraz zabieramy się do pracy.
Wziął z rąk przesłuchiwanej wiedźmy zmiętą kraciastą chusteczkę i starannie, bez obrzydzenia, wytarł jej zakrwawione usta.
* * *
Przesłuchanie skończyło się przed świtem; Iwga czuła się jak po kąpieli w kanalizacyjnym ścieku.
Młodą wiedźmę przepełniały namiętności. Ludzkie pobudki wydawały się jej ciepłą masą, coś jak ta breja wypełniająca po deszczu porzucone budowlane wykroty; Iwga widziała, nie wiadomo dlaczego czarno-białe, obrazy licznych ludzkich zebrań - sploty woni, dźwięków, poszarpana sieć głosów. Wijąc się z wysiłku, przykrywała tłum własnymi niewidzialnymi dłońmi i czuła, jak łaskoczą skórę miotające się w panice grudki. Zaciskała lekko palce - i puszczała, i ledwo powstrzymywała się, by nie zacisnąć z całej siły, i w tym
balansowaniu na granicy ekstazy znajdowała ogromną przyjemność...
A potem wszystko się skończyło. Teraz była dzieckiem - właściwie, kilkorgiem dzieci. Dziewczynką w balowej sukience, stojącej na środku pustej sali; gołym niemowlęciem w kompletnych ciemnościach ogrom-
nego pokoju i przemarzniętym do szpiku kości wyrostkiem w przemoczonym na wylot ubraniu. I jeszcze kimś, i jeszcze kimś innym...
Dziewczynka szła, ostrożnie stawiając stopy w ciasnych pantofelkach, szła, wsłuchując się w ciszę, z napięciem oczekując czyjegoś wezwania; niemowlę uparcie raczkowało po zimnej i gładkiej podłodze, wyczuwając przed sobą źródło ciepła, a wyrostek szedł po kolana w wodzie, czekając aż zobaczy w końcu błysk światła...
Iwga rozpłakała się ze smutku. Tak było męczące i tak nieprawdopodobnie długo trwało to wyczekiwanie.
A potem eksplodowała w niej rozkosz, jak petarda. Aż trysnęły z oczu iskry.
Dziewczynka w balowej sukni zadrżała ogarnięta słodkim przeczuciem. Zaraz usłyszy umiłowany głos i - zachłystując się śmiechem - runie mu na spotkanie. Niemowlę radośnie krzyknęło - zaraz trafi na gorącą pierś, pełną smakowitego mleka. Zrozpaczony wyrostek zmrużył oczy, ponieważ za sekundę zobaczy odległą pochodnię, rzucającą żółte błyski na oleistą powierzchnię wiecznej wody...
Iwga szarpnęła się, usiłując wymknąć się ze świata przesłuchiwanej wiedźmy - ale przeczucie absolutnego szczęścia, zalewające w tym momencie dziewczynkę, niemowlę, wyrostka, pozbawiło ją woli. Nie ma szczęścia absolutnego - nie ma poza tym światem, po co uciekać skoro, można zatrzymać się, poczekać chwilę... doczekać się...