- Zimno - powiedziała Iwga z nerwowym uśmieszkiem. - Woda też zimna...
- Woda jest ciepła - zupełnie serio sprzeciwił się Klaudiusz.
Po przeciwległym brzegu, wolnym od szuwarów, ale za to bagnistym i grząskim, pętały się białe gęsi.
- Nie mam stroju kąpielowego.
- Też mi wielkie co - goła wiedźma...
- Proszę nie kpić.
- Dobrze, odwrócę się. Gęsi się nie wstydzisz?
Iwga zrzuciła ubranie na mostek. Zerkając na Klaudiusza, demonstracyjnie wpatrzonego w horyzont, podeszła do końca pomostu, zawahała się - spróchniały pomost, urażony jej zwątpieniem, po prostu wziął i złamał przegniłą deskę. Iwga, pisnąwszy, poleciała do wody.
Czysto. Przejrzysta woda, obejmująca czyste ciało. Czyste aż do pieprzyka, do każdego włoska...
Namacała nogami dno. Wzdrygnęła się pod dotknięciem wodorostów, wstała, poprawiła włosy. Gęsi zbiły się w stado i wolno forsowały rzekę.
- Patrz, płyną tu - powiedział zaniepokojony Klaudiusz.
- No to co?
- Ja się ich boję. - W głosie Wielkiego Inkwizytora słychać było szczery niepokój.
- Gęsi?
- Przecież płyną tu, zarazy!
Iwga ukryła twarz w wodzie. Otworzyła oczy, świat stał się zniekształcony i rozmyty, dotknięcie wodorostów już nie wydawało się obrzydliwe, a dookoła bioder dziewczyny kręciło się stadko rybek, miotając od czasu do czasu srebrzyste błyski.
Wyprostowała się, ścierając wodę z twarzy. Inkwizytor - to ci widok. Wielki Inkwizytor w pasiastych kąpielówkach - siedział na skraju pomostu, zero opalenizny, nie opalona skóra rzucała wyzwanie swoją bielą - wyzwanie latu, słońcu i mnóstwu morskich kurortów, którymi włada, jak mówią ludzie, wszechobecna firma, Najwyższa Inkwizycja... A drobni urzędnicy, pewnie już zmienili kilka warstw skóry, pomyślała Iwga z niespodziewanym i zaskakującym ją samą oburzeniem.
- Powiadają ludzie, że męscy mężczyźni mają włochate piersi. I nogi...
- Wniosek? Nie jestem męski czy golę nogi?
- Wniosek - ludzie kłamią...
Inkwizytor niepewnie wzruszył ramionami:
- To komplement?
Na prawej stronie piersi bielała półokrągła blizna. Iwga wiedziała, że taka sama, tylko mniejsza, jest i na plecach; chciała zapytać, skąd się wzięły - ale w ostatniej chwili ugryzła się w język. Dobrze jest być nietaktowną, ale wszystko ma swoje granice.
Niebo przemierzał samolot - szara igiełka, ciągnąca za sobą białą szarfę; gęsie stadko bezgłośnie przecinało odbite w rzeczce niebo i białą odrzutową strzałkę samolotu przecięło również. Przynajmniej tu panuje sprawiedliwość, pomyślała Iwga, przymykając oczy. Są w życiu takie chwile, kiedy gęsi równają się z samolotami.
- Chcę być gęsią - powiedziała szeptem. - Gęsicą... z czerwonymi łapami. Pływać sobie całe lato. Skubać trawę... A potem niech mnie nawet zarżną. Bo jaki to sens doczekać zimy?
- Ruda gęsica - Klaudiusz uśmiechnął się ledwo-ledwo. - Urodziłaś się lisicą.
Gęsie stadko skręciło do pomostu - świadomie, celowo.
- To na mnie - powiedział Klaudiusz z rezygnacją. - Od dziecka prześladują mnie gęsi. Jego wysokość książę pan też niezły gąsior - w pierwszym rzędzie...
- One mają nas w nosie - powiedziała spokojnie Iwga, ale jej optymistyczna prognoza nie znalazła potwierdzenia w praktyce.
Gęsi zwartym stadem przybiły do brzegu; Klaudiusz zamachnął się wierzbowym prętem - gęsi przywódca, imponujący gabarytami, ale nawet na oko głupszy od innych, uznał to za wyzwanie do boju. Podporządkowując się krzykliwej komendzie wodza, gęsi zgrupowały się - skrzydło do skrzydła - i jednocześnie przygięły do ziemi długie białe szyje.
- Widzisz, widzisz? - powiedział bezradnie Klaudiusz. - Przepędź je, proszę.
- Nie mogę, przecież jestem goła..
- No to ja zamknę oczy! Wyjdź, rzuć kamieniem, no przepędź te zarazy, one... Aj!..
Gęsi otoczyły Klaudiusza pierścieniem. Ich sykowi pozazdrościłoby każde serpentarium. Wielki Inkwizytor przestępował z nogi na nogę, bez przerwy wymachiwał prętem - ale z jakiegoś powodu bał się uderzyć.
- Iwga, licho... To nie jest śmieszne!.. Ja nawet spodni na sobie nie mam...
Iwga starała się zachować powagę, ale wargi nie słuchały jej, niepowstrzymanie rozjeżdżały się ku uszom, śmiech nie pozwalał oddychać.
- Ch-cha... och, nie... Czego... one... od pana... chcą?..
- To-nie-jest-śmieszne! Wyjdź, rzuć w nie czymś, butem rzuć..
- Szlachetne obuwie... w głupie gęsi...
- Iwgo, proszę cię jak człowieka!
- Ależ ja jestem goła!
- Licho-licho-licho, już zamknąłem oczy, no?!
Dławiąc się ze śmiechu, Iwga wyskoczyła na brzeg, podniosła kij, zamachnęła się z odwagą wiejskiej dziewuchy:
- A kysz mi stąd! Kysz!..
Gęsi, zmieszane otwarciem drugiego frontu rozgęgały się. Przez jakiś czas Iwga rozpędzała i odpędzała stado, potem, podniósłszy wzrok, zobaczyła, że oczy Klaudiusza są podstępnie otwarte.
- Przecież pan obiecał! - odskoczyła i zasłoniła się rękami.
- Muszę widzieć, czy jakaś zaraza nie zamierza mnie ukąsić!..
Skoczyła do wody, zwaliła się na plecy, wzbijając fontannę bryzg. Gęsi natychmiast wznowiły natarcie. Klaudiusz krzyknąwszy coś, skoczył do wody również. Przez jakiś czas gęsi stały na brzegu i obrzucały ludzi wyzwiskami - potem jednakże usłuchały albo głosu rozsądku, albo przewodnika stada, przegrupowały się i zwartym stadem pomaszerowały precz.
Iwga pływała słabo - dlatego przez cały czas starała się mieć pod nogami dno. Klaudiusz w ogóle nawet nie próbował pływać, po prostu stał do pasa w wodzie, z roztargnieniem chwytając w ręce skoczne słoneczne odbłyski.
- A czy wiedźmy mogą... zmienić mnie, jeśli nie w gęś, to może w lisicę? - zapytała szeptem Iwga. - Tak naprawdę, na zawsze?
Klaudiusz przetarł twarz mokrymi dłońmi:
- Iwgo.. A czy wiedźmy mogą odwrócić czas? Przerzucić nas... nie, ciebie nie trzeba, ty się wtedy nie urodziłaś... przerzucić mnie, Klaudiusza Starża, cofnąć o trzydzieści lat? Dobra, niech będzie o dwadzieścia osiem..
- A co tam było takiego dobrego?
Poważnie popatrzył jej w oczy. Tak poważnie, że od razu zmarzły jej stopy.
- Tam było... tak, Iwgo. Nie wiem, czy było lepiej... Po prostu było...
- A teraz nie ma? - zapytała i sama pomyślała, że przesadza z tym wyciąganiem na spytki.
Klaudiusz nie odpowiedział. Przykucnął, kryjąc się w wodzie z głową. Wstał, odgarnął z czoła sklejone włosy:
- Iwgo, wychodź na brzeg. Zmarzłaś.
- Żeby pan znowu się na mnie gapił?
- Głuptas z ciebie - uśmiechnął się Klaudiusz, wyłażąc z wody. - Wiesz, ile się już w życiu napatrzyłem? Nie mam co robić, tylko wytrzeszczać gały na twoją pupę...
Iwga aż się zakrztusiła urażona:
- Jak to nie jest ciekawe, to nie trzeba było się gapić!
I ruszyła do brzegu tak samo rzeczowo i zdecydowanie, jak orator zmierzający ku trybunie. Opierając się o pomost i nie patrząc na Klaudiusza, podeszła do swojego ubrania. Nie odwracając się i nie zasłaniając, zaczęła się ubierać, starając się żadnym gestem nie zdradzić pośpiechu. Starannie zapięła nowy suwak na starych dżinsach, poprawiła podkoszulek - i dopiero teraz odważyła się popatrzeć na Starża.
Oczywiście, ani myślał odwracać wzroku. Przez cały ten czas milczał i patrzył - o pomstę do nieba wołający brak taktu!
Nie znalazła w sobie siły, by się rozzłościć. Uśmiechnęła się, ale uśmiech był jakiś żałosny:
- No i co? Nic specjalnego, prawda? Widział pan takich kopy? I co - demonstracyjnie przeniosła wzrok na jego kąpielówki - zero efektu?