Выбрать главу

Klaudiusz nie próbował przy pomocy Iwgi zajrzeć do świata ich pobudek. Sobie objaśniał to tym, że metoda „peryskopu” nie sprawdziła się; w rzeczywistości powodem było obrzydzenie, odczuwane przez niego w stosunku do tych koszmarnych dusz i niechęć nurzania w nich Iwgi. Kto wie, jak się odbije na dziewczynie takie przeżycie.

Kolejnym wydarzeniem było to, że duet dwóch młodych perspektywicznych inkwizytorów chytrze pojmał

dla Klaudiusza „tramwajarkę”. Byłą striptizerkę klubu „Troll”, za którą sam inkwizytor ganiał samochodem z wybitą przednią szybą. Wiedźmę tę całkiem poważnie, podejrzewał, że...

Na tę myśl naprowadził go srebrzysty szal, kołysany na ręku. Matka, kołysanka...

Matka. Nienarodzona matka. Czy może już urodzona?..

Uśmiechnęła się krzywo - witając wroga, z którym już raz wygrała. To była niebywale mocna wiedźma - tarcza, tylko i wyłącznie. Ze „studnią” osiemdziesiąt pięć. Z żelazną obroną, z zawodowym i artystycznym bezwstydem nocnej tancerki.

- Twoja matka wyrzekła się ciebie, Annie.

Nie, nie udało mu się zbić jej z pantałyku. Ani na jotę; odpowiedzią był kolejny uśmiech, tym razem pogardliwy.

- W innym przypadku, dlaczego pozwoliłaby ci wpaść w moje ręce? Przecież umrzesz dziś, Annie, twój stos jest już gotowy...

Ani strachu, ani zmieszania.

- Gdzie jest twoja matka, Annie? Gdzie jest twoja wspaniała matka? Wskaż mi drogę. Ona nie ma nic przeciwko temu.

- Tak bardzo tego chcesz?

Głos wiedźmy zawierał takie tony, które wywołały skurcze mięśni strażników w ciemnych niszach. Głos przenikał przez skórę, osłabiał, wibrował, szydził.

- Umrzesz, Wielki Inkwizytorze.

- Wszyscy umrą.

- Wszyscy umrą, ale ty umrzesz wcześniej... na stosie. Nienarodzona matka czeka na ciebie... będzie czekać...

- No to czeka - czy dopiero zabiera się do czekania?

- Nie zrozumiesz tego... Ciesz się tym, co widzisz oczami. Żal mi ciebie.

Na potwierdzenie swoich ostatnich słów rzeczywiście uśmiechnęła się ze współczuciem. Zamilkła i - Klaudiusz to wiedział - aż do samej śmierci nie powiedziała ani słowa.

* * *

Po pięciu minutach od chwili, kiedy na biurku Klaudiusza spoczęło sprawozdanie o egzekucji striptizerki, wydarzyła się jeszcze jedna rzecz.

Do gabinetu, z niezwyczajnym dla niego pośpiechem, wpadł sekretarz. Już sam gorączkowy blask jego oczu przekonał Klaudiusza, że sprawa jest poważna.

- Patronie, tam... do pana... Jego wysokość książę... E-e-e...Klaudiusz ze wstrętem zerknął na przepełnioną popielniczkę. Obejrzał pokój, zasnuty pasmami dymu, przypominającymi siwe duszące bandaże. Ani jeden książę nie był nigdy w tym gabinecie, ani jeden Wielki Inkwizytor nie dostępował takiego zaszczytu... o ile to jest, oczywiście, zaszczyt.

Wstał na spotkanie gościa, starając się dokładnie utrzymać proporcje między godnością własną i należnym szacunkiem. W jego, Klaudiusza, żyłach nie znalazłaby się nawet szklanka tak szlachetnej krwi, jaka wypełniała osobę księcia; jego wysokość był wysoki i przygarbiony, z lekko obwisłymi policzkami i głębokimi oczodołami. Na dnie oczodołów, kojarzących się Klaudiuszowi z wilczymi dołami, siedziały złe, jadowite, okrutne oczy.

- Zbyt dużo pan pali, Wielki Inkwizytorze.

Obiecujący początek rozmowy, ponuro pomyślał Klaudiusz. Jakby nieoficjalny i z odcieniem takiego umęczonego tatula, który ma już dość wpadek syna na matmie. Ciekawe, czy przypadkiem nie wyznaczono na jutro nadzwyczajnego posiedzenia Rady Kuratorów. Zdarzały się już takie rzeczy - w tajemnicy przed Wielkim Inkwizytorem rozsyłano zaproszenia i, stanąwszy pewnego dnia przed grupą swoich bezkompromisowych kolegów, przywódca Inkwizycji nagle odkrywał, że spod jego tyłka cudownym sposobem wyleciał fotel.

Książę w zadumie przyjrzał się gabinetowi. Przeleciał wzrokiem trzy dochodzeniowe gifty na ścianach; westchnął. Odkaszlnął - zapewne wynik dymu tytoniowego w powietrzu. Klaudiusz z westchnieniem włączył klimatyzację.

Kto jest najprawdopodobniejszym jego następcą? Kurator Ridny, który i tak opuścił pięć lat z powodu tego cwaniaka Starża...

O czym myślisz? Dlaczego dla cwaniaka Starża tak drogocenna jest ta uciążliwa władza, skoro stoi na progu końca świata... Tak, tak właśnie można to nazwać, a jeśli nawet jest to przesada, to bardzo niewielka... Skoro na końcu świata tak boi się o fotel. I jest gotów walczyć o niego - zębami i pazurami...

- Nie poczęstuje mnie pan papierosem, Wielki Inkwizytorze?

Książę nie palił. Wiedział to każdy chłopiec; książę nawet występował w programie „Zdrowie”, co prawda dobre dziesięć lat temu, kiedy szczupłe ciało jego wysokości jeszcze się nadawało do prezentacji w kąpielówkach, na brzegu basenu.

Klaudiusz przypomniał sobie Iwgę. Co ich wszystkich tak ciągnie do palenia?

Księciu nie mógł odmówić jak Iwdze. Wstał i wyciągnął w stronę księcia paczkę - i już po tym, jak książę wziął papierosa i wyciągnął się do ognia, zrozumiał, że kiedyś, dawno temu książę kopcił jak huta. Pamięć rąk, pamięć gestów. Ot, i masz swój program „Zdrowie”.

- Zapoznałem się z pańskim raportem, Wielki Inkwizytorze...

Klaudiusz wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć - robimy, co możemy.

- Właściwie, sytuacja w stolicy... hm-m...

Dobry początek rozmowy, pomyślał Klaudiusz ze zmęczeniem. Nudne przeżuwanie ugotowanych jak makaron słów, za którymi kryje się coś większego. Coś, z czym książę, tak naprawdę, pojawił się w gabinecie z dochodzeniowymi giftami.

- Mam podstawy sądzić, że w najbliższej przyszłości sytuacja się pogorszy - powiedział Klaudiusz, strząsając popiół. - Mam również podstawy sądzić, że żaden z żyjących dziś inkwizytorów nie może być w swoich prognozach bardziej optymistyczny. Żaden inkwizytor, wasza wysokość, nie będzie też bardziej szczery.

Książę zaciągnął się tak głęboko, że dym sięgnął chyba jego stóp, nienaturalnie małych, niemal kobiecych. Zaraz się dowiemy, po coś tu przyszedł, pomyślał Klaudiusz niemal złośliwie. Teraz to ja narzuciłem ton rozmowy, na który ty, gąsiorze, nie liczyłeś; a ja nie będę z tobą się bawił w chowanego, jestem twoim poddanym, ale nie podwładnym. No, spróbuj mi coś zarzucić!..

Książę milczał. Długi papieros wolno topniał w jego palcach. Głęboko osadzone, lśniące oczy patrzyły w podłogę; Klaudiusz z pewnym zaniepokojeniem uświadomił sobie, że ciągle nie może zrozumieć, z jakiej talii książę wziął przygotowany dla siebie atut. Jeśli to w ogóle jest atut. A nie, na przykład, mina.

- W moim sprawozdaniu - zaczął wolno Klaudiusz - zostały pominięte pewne spekulacje, których nie chciałem powierzać papierowi. Jestem gotów wyłożyć je panu... Ale najpierw chyba powinienem wysłuchać tego, co było powodem pańskiej wizyty tutaj?

Milczenie księcia stawało się nieznośnym. To już nie jest pauza, tylko środek wychowawczy, stosowany wobec urzędników dowolnego szczebla - to jest niemal wyrok. Nie wiadomo, co jeszcze można powiedzieć po dziesięciu minutach takiego wymownego milczenia.