Выбрать главу

Błyskawiczne objawienie. Tęsknota i czułość... I wiedza, której się nie chce pamiętać.

Potem wróciła.

Jej ciało przestało być światem; uchyliwszy opuchnięte powieki, zobaczyła celę ze znakiem zwierciadła na czterech ścianach, własne białe nadgarstki, wyglądające z dybów i rude włosy, przeszkadzające patrzeć.

To ja, pomyślała z goryczą. Niepotrzebnie się bałam, nie zmieniłam się, to świat zmienił się bezgranicznie.

A ja pozostałam ta sama.

Znowu zamknęła oczy. Posłuchała Pałacu nad sobą, ale był pusty i wrogi. Tylko w piwnicach tliło się życie - skazane, zakute w kłody; Iwga oblizała spieczone wargi. Na to też przyjdzie kolej. To - potem...

Prasa na głową już jej nie męczyła, tylko niepokoiła i drażniła; wciągnęła i wypuściła powietrze, wduszając ten ogromny niewidzialny tłok z powrotem w sufit. Trzasnęły kamienie, po sklepieniu nad głową przemknęły szczeliny, inkwizytorski znak rozpadł się, tracąc kontury i moc. Iwga pokręciła głową, usiłując wytrząsnąć z włosów kamienny pył i okruchy. Przed oczami przemknęły ognisto rude pasma.

Zwierciadło...

Uśmiechnęła się słabo. Znaki zwierciadła, otaczające ją, zmatowiały, popłynęły przed oczami i oto straszna cela numer sto siedem stała się czymś podobnym do sali baletowej. Iwga zobaczyła mnóstwo swoich odbić, dużych i małych, ginących w głębi zwierciadlanego korytarza.

Siedziała na podłodze, wciśnięta w ciężkie deski z otworami; dyby nie podobały się jej, dlatego, po pewnym wysiłku przestała je widzieć. Wpatrywała się w siebie - tak uważnie i ostro, jak nigdy dotąd. Teraz siebie widziała.

To ja. To nadal ja, ja, ja...

Potem zrozumiała, że przygląda się sobie cudzymi oczami. Obojętnymi. Podejrzliwymi. Współczującymi. Oczami policjanta na dworcu, oczami cugajstra Prowa, oczami kolegów ze szkoły, oczami brata i właścicielki sklepiku z antykami, i czyimiś jeszcze, które chciały ją rozebrać, i innymi, kompletnie obojętnymi...

Sama sobie przypominała dziewczynę, podrostka, po raz pierwszy stojącą przed lustrem bez ubrania i ze zdziwieniem badającą widoczne zmiany. Obrazki były pouczające, czasem okrutne - ale we wszystkich oczach poznawała siebie. Może nie od razu, ale poznawała.

Długo i ze smutkiem patrzyła na siebie oczami Nazara. Popatrzyła oczami matki, ale od razu poczuła się źle i zlizała łzę. Żeby się oderwać od smutnych obrazów, popatrzyła oczami małego pieska z placu Zwycięskiego Szturmu..

I tylko oczami Klaudiusza nie odważyła się na siebie popatrzyć.

Zwierciadła zmętniały. Iwga siedziała, opierając brodę na drewnie kłody i nie myślała o niczym. Po prostu istniała - starając się przy tym nie drzemać, ponieważ w drzemce na pewno pojawi się pasiasty żmijowy grzbiet. A Iwga nie chciała teraz spotykać się ze żmiją.

Chciała widzieć Klaudiusza. Wiedziała, że na pewno pojawi się tu znowu, dlatego pokornie i cierpliwie czekała. Dawno już powinien był tu przyjść, musi przyjść, choćby z obowiązku służbowego...

Ta myśl ją nagle przeraziła. Przyjdzie służbowo, w towarzystwie kata; o ile wcześniej Iwga była dlań przypadkową dziewczyną, podrzutkiem, to teraz jest zwyczajnym wrogiem i to splamionym zdradą. Niby dlaczego ma do niej żywić nie przewidziane protokołem uczucia?

Myśl ta była gorsza od kłód dybów i od przygniatającej prasy. Iwga nie bała się kata - ale jej strach przed Klaudiuszem odżył z nową mocą - przypomniała sobie ich pierwsze spotkanie, mdłości, podchodzące do krtani i wizytówkę pozostawiającą na dłoni czerwony ślad oparzenia.

Jego dusza jest pustym zamkiem pełnym potworów. Gdzieś tam włóczy się widmo jego jedynej kobiety, zazdrosne, nie zgadzające się na żadne rywalki. Iwga jest właścicielką wielkiego i dziwnego świata, ale nad Klaudiuszem Starżem władzy nie ma i nie będzie miała, i nie tylko dlatego, że jest on Wielkim Inkwizytorem.

Przed oczami przemknął pasiasty grzbiet gada. Nie, powiedziała sobie, tylko nie teraz; zawsze po tym świat zmienia się na nowo i wydaje się, że inicjacja trwa, podobnie jak droga po grzbiecie żółtej żmii. Nie teraz, powiedziała przestraszona, nie chcę, by Klaudiusz widział mnie taką...

W tej właśnie chwili w więziennym bloku nastąpiło poruszenie.

Dyżurujący przy wejściu inkwizytor poruszył się. Otrzymał polecenie, podporządkował się, ruszył schodami w dół - Iwga rozumiała, że dyżurny nie jest sam, ale jego towarzysz ciągle jeszcze pozostawał niewidoczny dla jej zmysłów. Tak samo jak poprzednio...

Teraz ci dwaj podeszli tak blisko, że mogła już usłyszeć głosy.

- Proszę otworzyć.

Iwga poczuła, jak gardło ściska jej gorący korek.

Dyżurny wahał się. Och, jak się wahał, cały wibrował, nawet odważył się powiedzieć na głos:

- Patronie, przepisy bezpieczeństwa...

- To rozkaz.

Dyżurny zląkł się.

Zgrzytnął sejfowy zamek. I drugi; drzwi do cel nie skrzypiały, tu już nic nie było obliczone na efekt, tu wszystko było podporządkowane jednej rzeczy - niezawodności. Iwga wiedziała, że nawet teraz byłoby jej niełatwo otworzyć te drzwi od wewnątrz...

W szczelinę wsunęła się pochodnia, Iwga zmrużyła oczy, dopiero teraz ze zdziwieniem uświadomiwszy sobie, że aż do tej chwili siedziała pogrążona w kompletnych ciemnościach.

- Patronie, proszę nie przekraczać progu... Działanie znaków... a-a-a!

Długa pauza. Iwga mrugała oczami jak krótkowidz, jednocześnie świetnie wiedząc, gdzie skierowany jest wzrok Klaudiusza - tam, gdzie wskazuje trzęsący się palec dyżurnego, zniekształcony znak prasy na suficie.

Wystraszy się?

Milczenie.

- Proszę odejść.

Dyżurny podporządkował się nadzwyczaj pokornie. Widocznie był już złamany. Trzydzieści lat służył w więziennym bloku. Przywykł sądzić, że o wiedźmach wie wszystko.

Pochodnia płonęła spokojnie i równo. Tu nie było przeciągów, powietrze w ogóle się nie poruszało. W uchylonych drzwiach stał człowiek; Iwga zrozumiała, dlaczego już dwukrotnie nie wyczuła Klaudiusza na odległość. On był chodzącą twierdzą; nic dziwnego, że w jego obecności większość wiedźm była bliska omdlenia. Dziwne jest to, że Iwga tak szybko przyzwyczaiła się, nauczyła się przebywać tak blisko...

Blisko. Na krawędzi; teraz po raz pierwszy uświadomiła sobie do końca jego inkwizytorską moc. Klaudiusz nie był podobny do innych, on był przepaścią, czarną dziurą i nawet teraz, wypełniona swoim wielkim światem, Iwga nie potrafiła dojrzeć dna tej przepaści.

I wyrwało jej się wbrew woli:

- Klaudiuszu, jaki... pan jest straszny...

Uśmiechnął się, ale wyraźnie na siłę.

- Szkoda, że nie widzisz siebie.

Poraziło ja absolutne nieprawdopodobieństwo tej rozmowy. Równe światło pochodni, nieruchomy mężczyzna w progu.

Może, przykładając pewien wysiłek, potrafiłaby, choćby powierzchownie, zrozumieć jego pobudki. Już nawet ruszyła ku niemu, ku jego pancerzowi - ale od razu zrezygnowała z tego pomysłu i opuściła bezcielesne, niewidzialne ręce. On zaś wyczuł jej ruch - ale nie zareagował na to w żaden sposób. Ciągle milczał, trzymając pochodnię.

- Klaudiuszu... Tak się bałam, że pan nie przyjdzie.

- Ale przecież wiedziałaś, że przyjdę?

- Klaudiuszu... Proszę nie wierzyć, że w duszy wiedźmy po inicjacji zamieszkuje inna istota. Że one się zmieniają... przestają być sobą... to nieprawda.

Pochodnia w jego ręku kiwnęła się.

- Iwgo...

- Tak...

- Ty wiesz... Kim teraz jesteś?