Nabrałem ochoty na odrobinę odpoczynku. Ot, zabawić się, opróżnić parę butelek gorzałki, spędzić miło czas w burdelu. A jak mi te cztery dychy, które dostałem ekstra, zaczną porządnie chudnąć, rozejrzeć się spokojnie za kolejną robotą. Miałem nadzieję, że może Grumuk szepnie o mnie słowo tu i ówdzie. Bywało, że za porządnym zleceniem musiałem się nachodzić nawet i parę miesięcy. Robiłem się wtedy dość nerwowy.
Znalazłem sobie wcale porządny zajazd, zaniosłem swoje rzeczy do pokoju i zszedłem od razu z powrotem do wyszynku. Na kolację zamówiłem butelkę żytniówki, trochę mięsa i zacząłem spokojnie jeść i popijać. Ruch był spory, jednak właścicielowi udawało się utrzymać porządek. W jednej części zatrzymywali się goście lepsi - kupcy i rzemieślnicy, w drugiej cisnęli się przekupnie i chłopi, którzy nie mieli co do gęby włożyć, ale i tak niekiedy przychodzili się oderwać od codziennej nędzy i przepić to, czego im później będzie tak bardzo brakować. Dziwki krążyły pomiędzy obiema salami w zależności od tego, gdzie akurat węszyły większą szansę na klienta. Dopiłem butelkę i zamówiłem drugą. Wychylając kolejną szklaneczkę, napotkałem spojrzenie jednej z dziewczyn. Jej długie włosy miały barwę dojrzałych kasztanów. Z twarzy nie była ładniejsza od koleżanek, piersi miała mniejsze, ale zaciekawiło mnie, jak się poruszała. Jak chodziła. A ponieważ wabiła nienachalnie, nawet mi się to spodobało. Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłem w burdelu. Skinąłem na dziewczynę, podeszła i usiadła przy moim stole. Nalałem jej szklaneczkę. Napiła się, ale nie wychyliła całej.
- A ty co za jeden? - zapytała.
Nie odpowiedziałem, tylko przyglądałem się, jak sączy żytniówkę.
- Mogłabym dostać wina?
Kiwnąłem głową. Zamówiłem.
- Tchnie od ciebie strachem - rzuciła. Kiedy tylko karczmarz postawił przed nią dzban czerwonego wina, podsunęła mi swoją niedopitą wódkę.
- I co, boisz się mnie?
- Ja nie, ale te wszystkie chłopy owszem. Ja takie rzeczy potrafię wyczuć. No więc, coś ty za jeden?
- Gość, klient. Nic więcej - odpowiedziałem. - Na górze mam pokój. A tę butelkę spokojnie możesz ze sobą zabrać.
Sam się zaopatrzyłem w jeszcze jedną flaszkę gorzały. Raz, że nie była taka zła, a dwa, że nie miałem okazji porządnie się napić już od ładnych paru tygodni.
W pokoju zgarnąłem wszystkie klamoty z łóżka i po prostu zrzuciłem je na ziemię. Oprócz stołu był to jedyny mebel. Łóżko skrzypiało ze starości i się rozjeżdżało, ale z drugiej strony siennik okazał się świeżo nabity, koce całkiem czyste, a i pluskiew ani żadnego innego robactwa nie dawało się nigdzie dostrzec. Przez dziury w podłodze wdzierały się gwar i wyziewy z wyszynku poniżej. A mimo to było to jedno z lepszych miejsc, w jakich przyszło mi kiedykolwiek nocować.
Położyłem się na łóżku, dziewczyna przysiadła obok. Obserwowałem jej twarz, jak gęstniejący mrok powoli ściera z niej szczegóły, pozostawiając jedynie zarys. Powoli popijałem wódkę, ona sączyła wino.
- Sporo cię to wyniesie, siedzę tu już dość długo - odezwała się wreszcie.
- Jeden złoty? - zaproponowałem cenę.
Widziałem, że aż się zachwiała. To była stawka za rzeczy, o które normalni faceci zazwyczaj nie proszą. Jakby ktokolwiek potrafił opisać normalnego faceta.
- Dobrze - zgodziła się mimo wszystko.
Chwilę później mrok zwyciężył nad światłem i nie mogłem już dostrzec jej wyrazu twarzy. Usiadłem i zacząłem ją rozbierać.
Było przyjemnie, jak zawsze. Może nawet nieco lepiej niż ostatnim razem, ale bez rewelacji. Pewnie mogłem sobie nawet odpuścić. No tak, tylko że ja to sobie zawsze powtarzam już po. Przez chwilę znów miałem to odczucie straty, jakby po czymś, czego niby nigdy nie miałem, ale o czym wiem, że istnieje.
Napiłem się. Doświadczenie nauczyło mnie, że takie uczucia szybko ulatują. Po ciemku wsłuchiwałem się w szelest pościeli. Z chęcią bym zobaczył, jak wyglądała nago, ale nie chciało mi się wstawać po lampę. W każdym razie po omacku była cudownie miękka i ciepła.
- Za pasem spodni znajdziesz pieniądze. Weź, na ile się umówiliśmy - powiedziałem, zanim jeszcze całkiem wstała z łóżka.
- Tak mi ufasz? - spytała z niedowierzaniem. Brzdęknęła sprzączka.
- Nie, ale ty mnie nie okradniesz.
Wraz z nocą do pokoju wdzierał się chłód. Czułem go na piersi i na nogach.
- A niby czemu nie miałabym?
- Bobym cię za to zabił.
- Nie okradnę - potwierdziła, ledwo kryjąc strach. Mój pas położyła na łóżku.
Nogi owionęło mi ciepło jej ciała. Cztery kroki później stała już przy drzwiach.
- Wcale nie jesteś taki zły, na jakiego wyglądasz, wiesz? - rzuciła na odchodnym.
- A tu masz rację - zgodziłem się i pociągnąłem z butelki. - Jestem znacznie, znacznie gorszy.
Zamknęła za sobą i tyle ją widziałem. Normalnie nie jestem aż tak gadatliwy, ale akurat wpadłem w jakiś podły nastrój. A do cholery z tym… Zwykły klient. Facet, któremu zachciało się dupy. Nic ponadto.
Obudziły mnie kroki. Szybkie, wystraszone, kobiece. Kiedy skrzypnęły zawiasy, ja już stałem w rogu pokoju za drzwiami. Trzymała lampę i była sama. Wnioskując z ciszy na dole, musiała już być ciemna noc. Miała czarne włosy, gołe ramiona, czerwony haftowany gorset. Głupawo gapiła się na puste łóżko i pociągała nosem, jakby od płaczu. Dotknąłem jej ramienia samymi czubkami palców, katzbalger trzymając nisko, tak aby nie mogła go zobaczyć. Szarpnęła się i obróciła błyskawicznie. Oczy miała wielkie ze strachu. Płakała naprawdę, nie udawała. Łzy rozmyły jej makijaż, podczas gdy silny policzek zmienił jej usta w grymas zaakcentowany rozmazaną pomadką.
- On ją zabije! Błagam cię, pomóż!
Była ubrana jak dziwka, umalowana jak dziwka, to musiała być dziwka. Jednak w tym momencie, kiedy górę wziął strach, zniknęły opanowanie i cynizm, które pomagały przeżyć na ulicy, a pozostała zwykła, przerażona kobieta.
- Ja nikomu nie pomagam i tym razem też nie zamierzam - powiedziałem cicho, ostrze trzymając w pogotowiu.
- Ale on ją zabije! Zatłucze na naszych oczach. A my nawet nie mamy tych pieniędzy! - już prawie krzyczała.
- Ćśśś… - spróbowałem ją uspokoić.
Nie chciałem na siebie zwracać niczyjej uwagi. Niestety, nie wyglądało na to, abym był ją w stanie przekonać, żeby mi dała spokój.
- Powiedz mi dokładnie, o co chodzi, ale nie krzycz, bo cię zaknebluję, zwiążę jak baleron i zostawię na podłodze, dopóki się porządnie nie wyśpię.
Widziałem, że chciała coś szybko powiedzieć, ale po tym, co oznajmiłem, zmieniła zamiar.
- Johan chce dla przykładu skatować Karę! Tak, żebyśmy wszystkie widziały. Twierdzi, że któraś z nas ukradła mu pieniądze, trzydzieści złotych! - Emocje znowu wzięły górę, podniosła głos. - Ale my tych pieniędzy nie mamy!
Opuściłem broń. Nie wyglądała na zabójczynię albo przynętę mającą na celu zwabienie mnie w pułapkę.
- Kim jest Kara i kim jest Johan? - zapytałem, choć już się zaczynałem domyślać, dokąd to wszystko zmierzało.
- Johan się nami opiekuje, pilnuje, żeby nam się nic złego nie stało - zaczęła wyjaśniać niepewnym głosem.
- Alfons - skwitowałem. - Dobra, mów dalej.
- A Kara to dziewczyna, którą zabrałeś do siebie.
- Dziwka.
- Tak. - W oczach czarnuli pojawił się krnąbrny przebłysk.