- I niby czemu miałbym jej pomóc?
- Mówiła, że jesteś…
- Że jestem co? - wskoczyłem jej w słowo. - No, co jestem? - Złapałem dziewczynę gniewnie za ramię. Ten wybuch złości zaskoczył nawet mnie samego.
- Nic, nic… - Próbowała się wycofać na bezpieczniejszy teren. - Mówiła, że jesteś straszliwie silny. I… nie przyszedł mi do głowy nikt inny, kto by się mógł postawić Johanowi. On też jest bardzo silny. I chyba nawet większy od ciebie.
- W dalszym ciągu nie widzę powodu, żeby jej pomagać - powiedziałem już spokojnie.
Zorientowałem się, że wciąż ściskam ramię dziewczyny. Musiało ją porządnie boleć, ale nawet nie syknęła.
- To ja ci zapłacę! - przyszło jej do głowy. - Przecież pracujesz za pieniądze.
- Owszem - zgodziłem się. - Ale nie biorę zleceń na zabójstwa. Za trzynaście złotych obiję Johana tak, że przez trzy dni nie będzie mógł stanąć o własnych siłach - zaproponowałem.
- To strasznie dużo pieniędzy - szepnęła.
- No - przytaknąłem. - Bo ja jestem drogi.
Widziałem, jak się przez chwilę bije z myślami. Gdyby alfons jakimś przypadkiem dowiedział się, że to ona mnie najęła, jej los byłby przypieczętowany.
- Dobrze - zgodziła się w końcu, całkiem blada.
- Zaliczka. - Wyciągnąłem bezceremonialnie dłoń. - Dziesięć procent, czyli niech będzie półtora złotego.
Miałem nadzieję, że nie będzie miała przy sobie pieniędzy i będę się mógł z tego interesu wycofać. Przeszukała po kolei wszystkie zakamarki gorsetu, aż wreszcie podała mi piętnaście srebrnych drobniaków. Teraz wycofać się już nie mogłem - dałem słowo.
- Szybko, zanim będzie za późno - ponagliła mnie.
Z drugiej strony, trzynaście złotych za to, że jakiemuś dryblasowi przetrzepię dupsko, nie było złym interesem. Dzięki temu mógłbym zostać w Aganodzie z tydzień, dwa dłużej. Wciągnąłem spodnie i buty i poszedłem za nią. Przed gospodą nagle się zatrzymała.
- Nie zabrałeś żadnego miecza.
Musiała o nich usłyszeć od Kary, wątpię, żeby miała czas tak dokładnie rozejrzeć się po pokoju.
- Do tego, żeby przypieprzyć jakiemuś gościowi, miecz mi niepotrzebny. Myślałem, że się spieszymy - przypomniałem jej.
Popatrzyła na mnie niepewnie, ale za chwilę obróciła się i ruszyła przed siebie drobnymi, szybkimi krokami. O tym, że za paskiem miałem nóż, a w bucie sztylet, wiedzieć przecież nie musiała.
Powiodła mnie prostopadle do głównych ulic dzielnicy uciech, w zaułki i przejścia czasem tak wąskie, że ramionami szorowałem o ściany domów po obu stronach. Potem zeszliśmy kilka stopni w dół i po trzaskaniu bicza oraz krzykach zorientowałem się, że byliśmy prawie na miejscu.
- Zgub się - poradziłem - żeby cię nikt ze mną nie widział.
Johan wymierzał karę na dziedzińcu jednego z większych w okolicy domów, jednak dwuskrzydła brama stała otwarta na oścież. W świetle trzech kopcących pochodni wiele nie widziałem, ale rzeczywiście, była to Kara, moja nocna towarzyszka. Została przywiązana do belki wieńczącej wejście do chlewa. Dostrzegłem dwanaście innych dziewczyn. Wyglądało na to, że Johanowi wiodło się wcale dobrze. Może powinienem się dowiedzieć, czy przypadkiem nie pracował dla jakiejś bandy, ale na to już było za późno.
Bicz trzasnął po raz kolejny. Pod kobietą ugięły się nogi, ale przywiązane ręce trzymały ją w pozycji pionowej.
- Zatłukę ją, żebyście dobrze wszystkie widziały! Chcę moje trzydzieści złotych! Czy to jest jasne? Natychmiast!
Johan rzeczywiście okazał się wielki. Wyższy ode mnie, może odrobinę grubszy, bo przecież nie musiał uganiać się z jednego końca świata na drugi, jak ja. Ale widać było po jego budowie, po szerokich ramionach i mocno zbudowanym tułowiu, że siłę miał wrodzoną.
- Za to, że mi któraś z was te pieniądze ukradła, ona teraz umrze! No to patrzcie, jak za was cierpi! - Znów uderzył biczem.
Przekroczyłem bramę i wszedłem w krąg światła. Widziałem Karę teraz dokładnie. Skórę miała pociętą aż do mięsa, głowa zwisała bezwładnie. Włosy opadały żałośnie aż na piersi. Zapewne nie była już tak ciepła i miękka w dotyku.
- Ej, Johan! Ktoś mnie do ciebie przysyła! - zawołałem, zanim znów uniósł bicz.
Obrócił się w moją stronę, prostując przygięte do następnego uderzenia plecy. Był jeszcze potężniejszy, niż początkowo myślałem, i te trzynaście złotych zapłaty zaczęło mi się wydawać kwotą całkiem adekwatną.
- Kto i po co? Nie znam cię - powiedział zdezorientowany.
- Wziąłem pieniądze za to, że cię tak obiję, żebyś przez trzy dni nie mógł ustać na nogach.
Przekrzywił głowę i wybuchnął gromkim śmiechem, jakbym mu opowiedział przedni dowcip. Jeszcze nikt mi w życiu nie powiedział, że jestem zabawny, ale z drugiej strony, może jego jeszcze nikt w życiu nie obił i dlatego to mu się wydało takie dowcipne.
Bez ostrzeżenia sieknął mnie biczem i gdybym czegoś podobnego po nim nie oczekiwał, dostałbym prosto w twarz. Skończyło się na uderzeniu w ramię.
- Szybki jesteś - ocenił i odrzucił bicz.
Staliśmy już całkiem blisko siebie. Kobiety rozpierzchły się i stały teraz poprzyklejane do ścian. Też był szybki. Może nawet, jak na mój gust, trochę za szybki. Wnioskując z tego, jak się poruszał, musiał kiedyś być zapaśnikiem. I to raczej dobrym. Do czasu aż uznał, że stręczycielstwo jest i łatwiejsze, i przyjemniejsze.
- Gdy już będziesz leżał bezwładny na ziemi, rozdepczę ci jaja. Ale powoli, żebyś zdychał pomału - obiecał mi, kiedy krążyliśmy wokół siebie.
Wiedział dobrze, na czym ta zabawa polega, pewnie i dla niego to była nie pierwszyzna. Zatoczyliśmy kolejne kółko. Nie widziałem nic wokół siebie, nie rejestrowałem nawet bladych twarzy w mroku. Też niedobrze, jeszcze mu która będzie chciała przybiec z pomocą.
Nieznacznie opuścił gardę, próbował mnie sprowokować do ataku. Przyjąłem wyzwanie. Zamierzał chwycić moją rękę tak, aby mógł wejść całym ciałem, tymczasem to ja wyszedłem mu naprzeciw i uderzywszy czołem, złamałem Johanowi nos. Ku memu zdziwieniu ustał. Pociągnął mnie, ale nie zdołał utrzymać, przetoczyłem się po bruku w przewrocie. Już na mnie czekał. Był tak szybki, jak po nim oczekiwałem. Wciąż leżąc na ziemi, kopnąłem go pod kolano, ale po raz kolejny utrzymał się na nogach. Nie pozostał mi dłużny, zacząłem inkasować kopniaki w ramię. Poczułem je aż w kości.
- Całkiem dobry jesteś - powiedział z krzywym uśmiechem.
Cofałem się, a tymczasem on na mnie najeżdżał coraz agresywniej, próbując to sięgnąć ciosami, to pochwycić.
- Wyglądasz, jakby ci ktoś na mordzie rozgniótł ogórka - rzuciłem po jego kolejnych trzech trafieniach. Dosięgły mnie wszystkie, na szczęście tylko częściowo. Niemniej co poczułem, to moje. Pięści miał jak z kamienia. Musiał w dalszym ciągu regularnie boksować.
- A ty zaraz będziesz miał taki cały łeb - wycedził twardo.
Zrobił krok w moją stronę, ja w jego, równocześnie obracając się bokiem. Jego pięść trafiła mnie gdzieś pod żebra, wypuściłem z płuc powietrze. Dzięki temu obrotowi udało mi się jednak pochwycić jego drugą rękę. Jeszcze się próbował wybronić, ale szybko przerzuciłem go przez udo i już leciał ku matce ziemi.
Ku memu wielkiemu zdziwieniu udało mu się nie skręcić karku. Jak na gościa o takiej masie, był stanowczo zbyt gibki. Z twarzą wykrzywioną bólem dźwignął się na nogi, ręce trzymał opuszczone wzdłuż tułowia. W żadne z moich uderzeń nie włożyłem całej siły, ale były krótkie i twarde i sam grad ciosów posłał go z powrotem na glebę.
Nie podniósł się już. Siedział tylko, trzymając się ręką za splot słoneczny.
- Na trzy dni w łóżku może nie wystarczyć - zdecydowałem i kopnąłem Johana prosto w klatę. A potem jeszcze raz.