W parę godzin po lądowaniu Berg wraz z pozostałymi zmuszono do kulenia się na trawie, podczas gdy ziemiostatek runął w studnię grawitacyjną tunelu. Berg jeszcze teraz drżała na wspomnienie straszliwego promieniowania szalejącego wokół kruchego statku, upiorne, niesamowite przemieszczenie towarzyszące podróży przez czas.
Nie pozwolono jej wysłać wiadomości załodze „Cauchy”. Być może jej towarzysze ze statku zginęli już zabici przez qaxów — jeśli słowo „już” miało jakiekolwiek znaczenie w kontekście załamania czasoprzestrzeni stanowiącego esencję tunelu.
— To było kilka obfitujących w wydarzenia dni — stwierdziła zgryźliwie. — Jak na powitanie powracających do domu wędrowców, to coś raczej nie do pomyślenia.
Shira uśmiechała się i Berg miała kłopot z zebraniem myśli.
— Cieszę się, że to powiedziałaś: nie do pomyślenia powiedziała Shira. Ta właśnie cecha naszego pomysłu umożliwiła nam osiągnięcie sukcesu pod nosem qaxów, tak jak zaplanowaliśmy. Chodź, porozmawiajmy, teraz mamy czas.
Odwróciły się i powoli ruszyły w dół zbocza, ku wnętrzu statku. Po drodze Berg miała nieprzyjemne wrażenie, że zagłębia się i wyłania z niewidocznych dołów w gruncie, szerokich na kilka stóp, a głębokich może na parę cali. Lecz samo podłoże było gładkie, przynajmniej dla oka. Uczucie to spowodowane było nierównościami w polu siłowym utrzymującym ją na powierzchni tego ćwierćmilowego dysku utworzonego z ziemi i skały. Cokolwiek wykorzystywane było do wytwarzania sztucznej grawitacji, ewidentnie nie działało bez usterek.
— Musisz zrozumieć nasze położenie — odezwała się Shira. — Z dokumentów, jakie przetrwały z twojej epoki, wiedzieliśmy, że zbliża się czas waszego powrotu na Ziemię wraz ze Złączem. Jeżeli by się wam powiodło, być może droga do wolnej przeszłości stanęłaby przed nami otworem. Opracowaliśmy więc projekt…
— Jaki projekt? — Berg spojrzała na nią uważnie.
Shira zignorowała jej pytanie.
— Qaxańskie władze najwyraźniej nie były świadome waszego istnienia, lecz niewątpliwie wasz pojazd i jego szczególny ładunek zostałyby zniszczone zaraz po wykryciu. Musieliśmy znaleźć sposób na dotarcie do was, zanim by do tego doszło. A więc, Miriam, musieliśmy skonstruować statek kosmiczny, i to pod wszechobecnym i wszechwiedzącym spojrzeniem qaxów.
— Taak. Wiesz co, Shira, musimy się zdecydować, jakiego czasu będziemy używać. Może powinniśmy opracować zupełnie nową gramatykę — czas przyszły przeszły, teraźniejszy przypuszczający…
Shira roześmiała się bez śladu zażenowania i uczucia Berg wobec niej odrobinę się ociepliły.
Zagłębiły się w zagajnik luminosfer. Sfery, unoszące się w powietrzu jakieś dziesięć stóp od podłoża, emitowały ciepło i światło podobne do słonecznego. Berg zatrzymała się na chwilę, czując na twarzy i w na nowo starzejących się kościach ciepło gwiazdy opuszczonej subiektywne sto lat wcześniej. W żółtobiałym świetle luminosfer cięliście różowy blask Jowisza musiał ustąpić pola i trawa wyglądała teraz normalnie, sztywna i zielona. Berg przesunęła po niej obutą stopą.
— A więc zakamuflowaliście wasz statek.
— Qaxowie nie wtrącają się do zarządzania terenami postrzeganymi jako zabytki ludzkiej kultury.
— Niech żyją qaxowie — stwierdziła kwaśno Berg. — Może nie są jednak tacy źli.
Shira uniosła łuki brwiowe, niegdyś porośnięte włosami.
— Uważamy, że ze strony qaxów nie jest to żaden altruizm, a jedynie zimna kalkulacja. Tak czy owak, obowiązuje taka właśnie polityka i można było ją nagiąć do naszych celów.
Berg uśmiechnęła się, jej umysł wypełnił nagle komiczny obraz buntowników w ubrudzonych kombinezonach podkopujących się niczym krety pod katedry, piramidy, betonowe sarkofagi starożytnych reaktorów jądrowych.
— A więc zbudowaliście wasz statek pod obeliskami.
— Zgadza się. Dokładniej rzecz ujmując, przysposobiliśmy połać gruntu do lotu kosmicznego.
— Skąd wzięliście środki do przeprowadzenia tego przedsięwzięcia?
— Przyjaciele Wignera mają zwolenników w całym systemie — odparła Shira. — Nie zapominaj, że w chwili pierwszego kontaktu z qaxami ludzie byli już rasą podróżującą przez kosmos, wykorzystującą zasoby wielu systemów gwiezdnych. Qaxowie kontrolują nas — niemal całkowicie. Lecz ten niewielki obszar wolności pozostawiany przez „niemal” umożliwiapodejmowanie wielkich zadań… projektów dorównujących być może najwspanialszym dziełom twoich czasów.
— Nie byłabym tego taka pewna — odparła Berg z ponurą pewnością siebie.
Ruszyły dalej, kierując się ku centralnej części pojazdu.
— A więc — odezwała się Berg — przygotowaliście wasz statek. Jak udało wam się wynieść go w kosmos?
— Przy użyciu skradzionego squeemskiego napędu superprzestrzennego — odparła Shira. — Najpierw wygenerował wokół statku soczewkowe pole, oddzielając go — wraz z otaczającą go warstwą powietrza — od powierzchni planety. Potem użyliśmy go, by wyrzucić statek w kosmos i przenieść go w pobliże waszego „Cauchy”. Następnie — po spotkaniu z twoim statkiem — skorzystaliśmy z napędu, by przeprowadzić pojazd przez Złącze.
— Squeemowie. To ta rasa, z którą ludzkość zetknęła się wcześniej, zgadza się? Przed qaxami?
— I która przez swą klęskę dostarczyła nam większość podstawowych technologii niezbędnych do wyruszenia poza granice Układu Słonecznego.
— A jak ich pokonamy?
Shira uśmiechnęła się szeroko.
— Zajrzyj do podręcznika do historii.
— No, dobrze — rzekła Berg. — A teraz, czy squeemski napęd jest włączony?
— Jedynie w minimalnym stopniu. Funkcjonuje jako osłona antyradiacyjna.
— I uniemożliwia powietrzu ucieczkę w kosmos?
— Nie, to zawdzięczamy sile ciążenia statku.
Berg skinęła głową: może wreszcie nadarza się okazja zdobycia paru bardziej wartościowych informacji.
— Sztuczna grawitacja? Sprawy posunęły się daleko od moich czasów.
Lecz Shira jedynie zmarszczyła czoło.
Zbliżyły się teraz do budynków mieszkalnych i warsztatów Przyjaciół. Budynki, proste sześciany i stożki dostosowane wielkością do ludzkiego wzrostu, porozrzucane były wokół centralnej części ziemiostatku niczym zabawki, otaczając starodawne głazy w jego centrum. Budulec miał zabarwienie wyłącznie jasnoszare i był — gdy Berg w przelocie musnęła palcami ścianę mijanego tipi — nieskończenie gładki. Był też ciepły w dotyku, wolny od metalicznego chłodu. „Materiał konstrukcyjny xeelee”, jeden z wielu technologicznych cudów, jakie najwyraźniej trafiły w ręce ludzkości — jak i jej wrogów, takich jak squeemowie i qaxowie — od tajemniczych xeelee, władców stworzenia.
Przyjaciele krzątali się wśród budynków, cierpliwie zajmując się swymi sprawami. Niewielka grupka zgromadziła się wokół jednego ze zbierających dane urządzeń, określanych przez nich mianem „minikompów”, dyskutując nad czymś, co przypominało plan konstrukcyjny ziemiostatku.
Wszyscy pozdrawiali je skinieniami głowy, posyłając zaciekawione spojrzenia w stronę Berg.
Berg zliczyła na pokładzie statku około trzydziestu Przyjaciół Wignera. mniej więcej po równo kobiet i mężczyzn. Wydawali się mieć około dwudziestu pięciu, trzydziestu lat, wszyscy robili wrażenie sprawnych fizycznie i inteligentnych. Niewątpliwie załogę wybrała znacznie liczebniejsza organizacja Przyjaciół specjalnie pod kątem przydatności do tej misji. Wszyscy naśladowali Shirę gładko wygolonymi czaszkami — niektórzy, co Berg zauważyła nie bez rozbawienia — usunęli też rzęsy. Lecz zadziwiająco łatwo było ich rozróżnić. Kształt ludzkiej głowy był równie zróżnicowany — jak zdążyła się już przekonać — i podobnie atrakcyjny dla oka co rysy twarzy.