— Katastrofalne niepowodzenie? — Parz przykląkł i przysunął twarz do skrzynki tłumacza, podnosząc głos, by przekrzyczeć wzmagający się wicher. Mój Boże, qaxie, nie wiem, czego oczekiwałem od przyszłości, ale na pewno nie tego… My, ludzie, przepełniamy was lękiem. Zgadza się, qaxie?
— Tak — odparł po prostu qax. Lecz mój lęk być może powinien być źródłem twojego z kolei strachu. Ponieważ w tym punkcie czasoprzestrzeni to ja mam władzę…
Parz zadrżał, słysząc te słowa.
— I ja nie boję się ciebie, Jasofcie Parz — dokończył qax.
Parz zmarszczył czoło.
— Cóż za pochlebstwo.
— Przestudiowałem twoją wcześniejszą rozmowę z gubernatorem. Nowapolityka udostępniania starożytnej technologii desenektyzacyjnej wybranym ludziom jest w rzeczy samej mądra. Głównie z tego powodu, że wprowadza wśród was podziały. A ty, Jasofcie Parz, przyjąłeś zapłatę od qaxów. Żyjesz, podczas gdy twoi współbracia padają jak muchy. — Qax roześmiał się, jego mechaniczny śmiech brzmiał mrocznie i złowieszczo w porównaniu ze śmiechem gubernatora. — Twoja analiza potencjalnej wartości nieśmiertelności była trafna. Człowiek chętniej zrezygnuje z życia trwającego kilka żałosnych dekad niż porzuci szansę na nieśmiertelność. A ty. Parz?
— Skoro pragniesz mojej współpracy, dlaczego mnie znieważasz?
— Och, twoją współpracę uzyskam bez trudu.
Parz zadarł głowę, pozwalając, by upiorny deszcz spływał po szybie kasku.
— W takim razie posłuchaj mnie. Gubernator, którego zdajesz się darzyć taką pogardą, był istotą cywilizowaną. Kontekst, w jakim wspólnie pracowaliśmy — okupacja — nie był dziełem żadnego z nas. Nadrzędnym celem gubernatora była skuteczność, nie terror czy brutalność, I to dlatego spędziłem całe życie, pracując dla niego. Wierzyłem, że w ten sposób najlepiej przysłużę się memu gatunkowi. Ty zaś… Od chwili twego przybycia z przyszłości zdążyłem już zobaczyć, jak mordujesz jednego ze swych braci…
Qax roześmiał się.
— Jesteś uczciwym człowiekiem, Jasofcie Parz. Być może właśnie dlatego gubernator tak bardzo cenił sobie twoją obecność. Posłuchaj więc. Moim celem nie jest utrzymanie okupacji Ziemi.
— W takim razie, co? — zapytał zaniepokojony Parz.
— Nie planuję pozostać w tym punkcie czasoprzestrzeni.
Moim zamiarem jest przejście przez pierwotny ludzki portal — cofnięcie się jeszcze bardziej w przeszłość.
— Ścigasz Przyjaciół Wignera, ludzkich buntowników, przez czas?
— Owszem, zamierzam ich zniszczyć. Jak i osiągnąć coś znacznie większego.
Parz spróbował wyobrazić sobie tego qaxa — pozbawionego zasad zabójcę, który przyznał się do strachu i nienawiści wobec ludzi wyłaniającego się w kompletnie nie przygotowanym Układzie Słonecznym sprzed piętnastu stuleci.
— A ja? — zapytał z obawą Jasoft. — Co ja mam robić, podczas gdy ty przeprowadzać będziesz swój atak na przeszłość?
— Będziesz mi towarzyszyć, ma się rozumieć.
— Dobry Boże… — Fala ciemności z pierwotnego oceanu ponownie zalała maskę Jasofta. Bez większego powodzenia przetarł ją wierzchem okrytej rękawicą dłoni.
Qax powiedział:
— Gubernator zachowa przytomność jeszcze przez kilka godzin, choć jego świadomość zaczyna się już kurczyć.
— Czy to go boli?
— Tu nasze zadanie jest już skończone. Wracaj na pokład swego statku.
Prawie nic nie widząc spod warstwy oceanicznego płynu, Parz umknął pod osłonę swego flittera.
6
Statek fazowy „Krab Pustelnik” krążył rufą do przodu po sztucznie utrzymywanej orbicie wokół napuchniętego oblicza Jowisza.
Michael Poole siedział w przezroczystej kopule mieszkalnej „Kraba” w towarzystwie wirtuala swego ojca, Harry'ego. Statek przelatywał teraz nad ciemną stroną planety i silnik fazowy, płonący w odległości mili od przejrzystej podłogi kabiny, rozjaśniał rozległe połacie oceanu wirujących chmur. Fioletowe światło zalewało od dołu kabinę i Poole dostrzegł, że w odpowiedzi na zmianę oświetlenia procesory położyły na młodej, jasnowłosej głowie ojca należycie demoniczne cienie.
— Niezłe wejście, nie ma co — zauważył Harty.
— Pewnie masz rację, jeśli ktoś lubi fajerwerki. Harry odwrócił się do swego syna, w jego błękitnych oczach palił się chłopięcy zachwyt.
— Nie, to coś więcej. Ty jesteś fizykiem, synu, a ja jedynie urzędnikiem państwowym. Wszystko to rozumiesz znacznie lepiej niż ja kiedykolwiek mógłbym pojąć. Ale być: może wspaniałość tego widoku nie przemawia do ciebie tak bardzo jak do laika takiego jak ja. Ujarzmiamy siły, które zniknęły ze wszechświata w parę sekund po Wielkim Wybuchu.
— W ogólnym zarysie. Tyle tylko, że trafniej byłoby używać pojęcia „pierwsze ułamki sekund”…
Założenia teoretyczne napędu fazowego opierały się na „Teorii Wielkiej Unifikacji”, systemie filozoficznym opisującym elementarne siły natury jako aspekty jednego superoddziaływania. Jądro silnika fazowego „Kraba” stanowiła bryła wodoru wielkości pięści, zamknięta w nadprzewodzącej butli i bombardowana cząstkami do temperatury fizyki stworzenia. W tak wysokich temperaturach działać mogło jedynie zunifikowane superoddziaływanie. Gdy wodór wyciekał z butli, superoddziaływanie ulegało „przemianom fazowym”, rozkładając się na cztery zasadnicze oddziaływania — jądrowe silne i słabe, grawitacyjne i elektromagnetyczne.
I podobnie jak wtedy, gdy para wydziela ciepło, ulegając przemianie fazowej podczas skraplania, tak i podczas każdej przemiany superoddziaływania emitowany był impuls energii.
— „Krab” wykorzystuje energię fazową superoddziaływania, by zamienić lód komety w plazmę — powiedział Poole do ojca. — Przegrzana plazma wyrzucana jest przez nadprzewodzącą dyszę…
Harry skinął głową, spoglądając przez milę konstrukcji na szczątkowy fragment komety, która przyniosła ich tu z chmury Oorta.
— Jasne. Ale ta sama energia przemian fazowych, uwolniona w procesie stygnięcia po Wielkim Wybuchu, była siłą napędzającą rozszerzanie się samego wszechświata.
— To właśnie wydaje się tak niesamowite, kiedy się nad tym zastanowić, Michael. Spędziliśmy rok, gnając przez Układ Słoneczny — teraz sprawiamy, że sam Jowisz rzuca cień — a robimy to. użytkując ni mniej, ni więcej tylko energię stworzenia. Czy ciebie nie napawa to podziwem?
Poole potarł bok nosa.
— Owszem, Harry. Oczywiście, że tak. Ale nie sądzę, by takie podejście wiele nam pomogło w ciągu najbliższych kilku dni. W tej chwili wolałbym nie odczuwać podziwu dla zasad funkcjonowania naszego własnego napędu. Pamiętaj, że będziemy mieć do czynienia z ludźmi z przyszłości oddalonej o piętnaście stuleci… albo, równie dobrze, ze sztucznymi formami życia albo i z obcymi.
Harry przysunął się do Poole'a i wyszczerzył w uśmiechu.
— Nie wszyscy wśród nas, sztucznych inteligencji, są takimi potworami, Michael.
Poole zmrużył oczy.
— Jeśli przesadzisz, wyłączę cię.
— Może ci superludzie z przyszłości okażą się wystarczająco rozwinięci, by uznać prawa sztucznej inteligencji mruknął zrzędliwie Harry. — Takie jak, na przykład, prawo do nieprzerwanej świadomości. Tak czy owak, dobrze wiem, że to tylko takie gadanie.