Выбрать главу

– Co będzie? To, że będzie żyła. Ja wiem, zaraz pan powie, że to nic, uratować jedno jedyne dziecko, kiedy tylu innych uratować nie sposób. Ale to będzie przynajmniej jedno uratowane dziecko. To mnie usprawiedliwi. Prawda? Niech pan powie, czy to mnie usprawiedliwi?

Przesiadła się i pochyliła w jego stronę. Na skrętach jej ciemnych, gęstych włosów lśnił poblask.

– Tak. To usprawiedliwia – powiedział, chociaż wcale tak nie myślał.

– No i to jest dla mnie najważniejsze – oznajmiła, wyjmując mu z ręki butelkę.

Przez długą chwilę siedzieli w milczeniu. Oświetlony parking u ich stóp powoli szykował się już do snu. Gwar, który dobiegał stamtąd, gdy Perhat otwierał butelkę, zmienił się w szum, cichnący momentami niemal zupełnie.

– A ty, Perhat? – zapytała wreszcie.

– Co ja?

– Co jest najważniejsze dla ciebie?

Zastanawiał się długą chwilę, czując na sobie jej uważny wzrok i nie mogąc się zdobyć na odwagę, aby odwzajemnić to spojrzenie. Aż wreszcie, patrząc ponad jej głową, na niebo, wyrecytował cicho, powoli:

Pytasz mnie, co w mym życiu z wszystkich rzeczą główną,

Powiem Ci: śmierć i miłość – obydwie zarówno

Jednej oczu się czarnych, drugiej – modrych boję.

Te dwie są me miłości i dwie śmierci moje.

Przez niebo rozgwieżdżone, wpośród nocy czarnej,

To one pędzą wicher międzyplanetarny

Ten wicher, co dal w ziemię, aż ludzkość wydala,

Na wieczny smutek duszy, krótką rozkosz ciała…

– Wieczny smutek duszy – powtórzyła w zamyśleniu. A potem potrząsnęła głową i dodała: – Nieprawda. To nie o tobie, Perhat. Ty się przecież nie boisz śmierci.

– Masz rację. Nie boję się. Co komu pisane i kiedy.

– Ale to drugie… – zaczęła łagodnym, ciepłym głosem. Zdziwiło go, że tętno zaczyna rozsadzać mu skronie, jakby serce miało zamiar wyskoczyć z piersi.

– Miłość?

Tak, miłość. Rzeczywiście, jej się boisz, Perhat. -Ujęła delikatnie jego dłoń. – Pragniesz mnie, przecież to widzę. Ale niczego nie powiedziałeś. Przyznaję, myślałam najpierw, że to tak, jak z innymi. Dzisiaj mężczyźni już dawno zapomnieli, co to jest sztuka zdobywania kobiety. Naoglądają się od małego pornosów i to z nich robi impotentów, potrafią tylko czekać, aż dziewczyna sama z siebie klęknie im przed rozporkiem. Ale z tobą jest inaczej. Myślę, że ty się boisz mnie pragnąć. Boisz się sam przed sobą do tego przyznać.

Mówiąc to pieściła jego dłoń, coraz bardziej zdecydowanie, coraz śmielej. Nie reagował, szarpiąc się między bolesnym pragnieniem, a świadomością, że to tylko skutek jej nieprzyzwyczajenia do mocniejszego alkoholu.

– Boję się zostać twoim atawizmem – odparł. – Silnym, kudłatym gorylem w kolekcji pamiątek z egzotycznej podróży.

Znieruchomiała na moment.

– Nie podsłuchiwałem. Po prostu przechodziłem wtedy obok. Wiesz, jestem odpowiedzialny za konwój. Wypada mi wieczorem przynajmniej przejść się wokół parkingu.

– To naprawdę nie jest tak – pokręciła głową. – On po prostu chciał mnie dotknąć. Przyznaję, kiedyś trochę mi zawrócił w głowie, ale to było dawno i nieprawda, a on do dziś wyobraża sobie nie wiadomo co. Gdyby nie był wyznaczony przez Pontoise na reżysera transmisji, w ogóle bym z nim nie rozmawiała.

– W porządku. Wierzę.

– Och, nie masz pojęcia, jaki to straszny dupek – aż parsknęła ze złości i zabrzmiało to tak, że dopiero teraz Perhat naprawdę uwierzył. – O, to jest ten właśnie grzyb, jak mówiłeś. Implantowane włosy, żeby pokryć łysinkę. Mięśnie nastrzykane silikonem, żeby nie wisiały. Dwa liftingi. Co trzy tygodnie naświetlanie, co pół roku liposukcja. Naprawdę się przejmujesz tym, co taki facet ma o tobie do powiedzenia?

– Cholera, nie – wyciągnął rękę i musnął palcami jej policzek. Raz, drugi i znowu. Najdelikatniej, najczulej, jak potrafił.

– Ja też cię pragnę – szepnęła, głosem tak drżącym i głębokim, że nie przypominał sobie, czy kiedykolwiek w życiu jakaś kobieta mówiła do niego w ten sposób.

Wyciągnął rękę, żeby objąć ją i przygarnąć do siebie, ale Jacqueline wstała.

– Zmarzłam już – rzuciła. – Chodź.

Ruszyli ścieżką w dół.

Zbliżali się już do samochodów, kiedy do uszu Perhata dobiegł nagle od strony wzgórza przeciągły, stłumiony krzyk, właściwie charkot. Zatrzymał się machinalnie. Wydawało mu się? Nasłuchiwał przez chwilę czujnie.

Nie, musiało mu się zdawać. Nie działo się nic specjalnego. Jacqueline najwyraźniej nie słyszała niczego, szła szybkim krokiem w stronę swojego wozu.

Przyspieszył kroku, aby ją dopędzić. Przez chwilę jeszcze kołatała mu po głowie niejasna myśl, że powinien to sprawdzić, ale szybko odsunął ją od siebie. Kierowca, pilnujący parkingu poznał ich z daleka, Perhat skinął mu tylko głową, kiedy przechodzili pomiędzy zestawionymi ciasno wozami w stronę furgonetki pani doktor.

Miał dziwne wrażenie, jakby to się działo zupełnie poza nim. Jakby to nie on wszedł z Jacqueline do jej kabiny, jakby to ktoś obcy, ktoś, w czyim ciele znalazł się chwilowo i zupełnie przypadkiem, wyłuskiwał jej wysportowane, opalone na brąz ciało z szorstkiej bawełny i z delikatnych koronek bielizny. Jakby to nie on wodził spragnionymi ustami po jej skórze, pokrywał pocałunkami stwardniałe z pożądania piersi, pieścił opuszkami palców kark.

Może to się stało zbyt nieoczekiwanie, gdy już na nic nie liczył. W każdym razie czuł się, jakby patrzył na samego siebie z daleka, na filmie, nie potrafiąc pojąć, co się dzieje. Oto miał w ramionach kobietę, o której marzył, od kiedy ją zobaczył po raz pierwszy. Kobietę, która na pewno nie kłamała, mówiąc, że go pragnie. Czuł, jak drży pod jego pieszczotami, jak jej oddech staje się coraz cięższy i gorętszy. Miał ją w ramionach, nagą, oddaną, czekającą zaspokojenia.

I nie mógł jej tego dać.

Pożądanie, dręczące go przez cały dzień, ulotniło się gdzieś bez śladu. Nie potrafił zrozumieć, co się stało. Pragnął jej nadal, potrzebował, chciał, ale nagle z przerażeniem stwierdził, że organizm po prostu odmawia mu posłuszeństwa. Ogarnęła go fala paniki, że nie, nie w takiej chwili, za żadną cenę, i to załatwiło sprawę już do reszty. Jeszcze starał się rozpaczliwie, sięgając tych miejsc, których dotyk powinien go podniecić, ale pieszczoty nagle były już tylko mechanicznymi, pustymi gestami. Już wiedział, że jego starania są tylko żałośnie śmieszną próbą zatuszowania, odwleczenia ostatecznej kompromitacji, której już tak czy owak nie da się uniknąć.

W końcu musiał dać za wygraną. Chciał odsunąć się jak najdalej, ale Jacqueline nie pozwoliła na to.

– Przepraszam. Nigdy w życiu…

– Daj spokój – mówiła. – To naprawdę nie jest najważniejsze.

Był przekonany, że jest wściekła, musiała być na niego wściekła i dziwił się, jak dobrze potrafiła to ukryć.

– To nie jest twoja wina – powiedział.

– To nie jest niczyja wina. Nie przejmuj się. Chciałby wierzyć, że naprawdę tak myśli. Gładziła go delikatnie po twarzy i piersiach.

– Nie odwracaj się ode mnie – uśmiechnęła się łagodnie. – Przytul mnie mocno, proszę. To mi wystarczy. Naprawdę, uwierz. Dzisiaj to wystarczy.

Bał się powiedzieć cokolwiek więcej, bał się poruszyć. A więc tak. Tak Opatrzność uświadamia człowiekowi, że robi się już stary i zbędny. Że młodość skończyła się definitywnie i teraz nie będzie już niczego, tylko dłuższy lub krótszy zjazd do piachu. Otrzymałeś pierwszy znak. Zostałeś formalnie ostrzeżony.

Przycisnął ją do siebie, przytulił ciasno i leżeli tak w milczeniu, w zalegającym kabinę półmroku.

Martwy, pusty futerał wypełniony śmiercią. Był tak martwy, że nie potrafił już nawet niczego poczuć, ani upokorzenia, ani wstydu, nawet zmęczenia. Świat mógłby się teraz skończyć i nie wykrzesałoby to z Perhata choćby śladowego zainteresowania.