Выбрать главу

Otóż to — teraz Karpow utrzymywał, że to ja jestem odpowiedzialny za śmierć Siergieja.

Być może przypuszczał, że wycofam się, kiedy mnie zaatakuje, ale odniosło to wręcz odwrotny skutek. Dzień po tym, jak dotarła do nas wiadomość o złożonym przez niego doniesieniu, opublikowaliśmy o nim film. Wizualnie był on jeszcze lepszy od tego o Kuzniecowie. Można było w nim zobaczyć należące do Karpowa samochody i dom, ale zawierał również wiele jego zdjęć wykonanych w moskiewskich dyskotekach, restauracjach i nocnych klubach. Zakładaliśmy, że każdy uczciwy przedstawiciel rosyjskiej klasy średniej dozna szoku, widząc, na jakim poziomie żyje ten skądinąd przeciętny oficer milicji. I nie myliliśmy się.

Tymczasem Jamie złożył kolejne doniesienia na Karpowa. Tym razem wydział wewnętrzny Ministerstwa Spraw Wewnętrznych przesłuchał nawet Kuzniecowa i Karpowa, ale ostatecznie oświadczył, że nie ma uprawnień do badania dochodów ich rodziców i że nie wykrył żadnych nieprawidłowości.

Kuzniecow i Karpow mogli być nietykalni dla rosyjskich organów ścigania, ale nie dla opinii publicznej. W ciągu trzech miesięcy nasze filmy obejrzało ponad 300 tysięcy osób. Bez względu na to, ile kłamstw rozpowszechniały rosyjskie władze, zawsze ktoś mógł podnieść rękę i zapytać: „No dobrze, ale skoro ci panowie nie są skorumpowani, to w jaki sposób tak bardzo się wzbogacili? Możecie to wyjaśnić? W jaki sposób tak bardzo się wzbogacili?”.

Rozdział 35

Konto w banku szwajcarskim

W sierpniu zabrałem Davida na weekendowy wypad do Kornwalii. Kiedy wspinaliśmy się ścieżką prowadzącą na szczyt klifu, z nieba spadł mi nieoczekiwany prezent. Miał on postać wiadomości, którą przekazał mi przez telefon Jamie Firestone.

Jamie był tak podekscytowany, że ledwie mógł się wysłowić.

— Cześć, Bill. Mogę poprawić ci humor?

— Pewnie — odparłem zziajany, tymczasem David przystanął w cieniu, by napić się wody. — Co się dzieje?

— Właśnie dostałem e-mail od kogoś, kto podobno może udowodnić, że pewna kobieta z moskiewskiego urzędu skarbowego numer dwadzieścia osiem zarobiła miliony dolarów na tym przekręcie ze zwrotem podatku.

— Kto ci wysłał ten e-mail?

— Niejaki Alejandro Sanchez.

— Niezbyt rosyjskie nazwisko. Skąd wiesz, że to nie jakaś ściema?

— Nie wiem. Ale przysłał mi w załączniku kilka wyciągów z banku w Szwajcarii i dokumenty jakiejś spółki z siedzibą na drugim końcu świata.

— Co z nich wynika?

– Że przelano kupę forsy na konta bankowe należące do męża tej kobiety z urzędu skarbowego, która zatwierdziła zwrot podatku.

— To wspaniale! Myślisz, że te wyciągi są prawdziwe?

— Nie wiem. Ale Sanchez napisał, że jeżeli będziemy zainteresowani, jest skłonny się spotkać.

— Byłbyś gotów z nim porozmawiać?

— Jasne — powiedział Jamie niemal lekceważącym tonem. Nawet po tym wszystkim, co się wydarzyło, nie stracił optymizmu. — Bez obaw, Bill.

Zakończyłem rozmowę i pociągnąłem kilka łyków wody. David i ja opuściliśmy głowy i ruszyliśmy dalej pod górę, ale nie zwracałem już uwagi na piękne widoki. Biłem się z myślami. Naszej kampanii potrzebne było takie przełomowe odkrycie jak to, ale z drugiej strony nie chciałem narażać Jamiego.

Żadne miejsce nie było bezpieczne, zwłaszcza Londyn, w którym roiło się od Rosjan. W 2006 roku Aleksander Litwinienko, były agent FSB dobrze znany z krytyki rządów Putina, został otruty przez swoich dawnych kolegów w hotelu Millenium znajdującym się nieopodal ambasady Stanów Zjednoczonych.

Jamie i Sanchez wymienili jeszcze kilka e-maili i ustalili termin spotkania na 27 sierpnia 2010 roku. Nasz plan zakładał, że jeśli Sanchez okaże się wiarygodny, Jamie zadzwoni do Wadima, który przyłączy się do nich i wspólnie przejrzą dokumenty.

Sanchez zaproponował bar Polo w hotelu Westbury w Mayfair, położony tak niedaleko miejsca, w którym dokonano zamachu na Litwinienkę, że złowieszcze skojarzenia nasuwały się same. Pełen obaw, że wydarzy się coś strasznego, zadzwoniłem do Stevena Becka, naszego specjalisty od ochrony, i poprosiłem o wsparcie.

Steven obejrzał lokal i postanowił zaangażować czterech ludzi, którzy mieli ochraniać Jamiego i Wadima. Dwóch z nich służyło kiedyś w jednostkach specjalnych, a pozostali dwaj mieli za sobą przeszłość w wywiadzie brytyjskim. W dniu spotkania o 14.30 mężczyźni ci zaczęli jeden po drugim zjawiać się w lokalu. Zajęli strategiczne pozycje — dwaj obstawili wejścia, jeden usiadł nieopodal stolika, przy którym miała odbyć się rozmowa, a jeden zajął miejsce na końcu baru. Niczym nie odróżniali się od reszty gości. Jeden z nich miał przy sobie urządzenie mogące wykryć i unieszkodliwić sprzęt podsłuchowy podobny do tego, którym jak przypuszczaliśmy, posłużył się Sagirian podczas spotkania w hotelu Dorchester. Drugi dyskretnie przeszedł obok z licznikiem Geigera, by sprawdzić, czy w poliżu nie ma materiałów radioaktywnych, ponieważ Litwinienko został otruty silnie toksycznym izotopem polonu.

Nie stanowiło to absolutnej gwarancji bezpieczeństwa, ale wiedziałem, że jeśli sytuacja przybierze niepożądany obrót, ludzie Stevena szybko wyprowadzą Jamiego i Wadima ze strefy zagrożenia.

Jamie zjawił się na miejscu dużo wcześniej i wszedł do baru przez jedne z podwójnych drzwi ze stali i szkła. Przemierzył urządzone w stylu art déco nisko sklepione wnętrze, idąc w stronę zarezerwowanego stolika. Zasiadł na jednym z obitych niebieskim pluszem foteli klubowych zwróconym tyłem do ściany, na której wisiał obraz przedstawiający Empire State Building. Taka pozycja miała walory strategiczne, a miejsce to wybrał Steven, uznając je za najbezpieczniejsze. Jamie usiłował wypatrzeć ochroniarzy pośród wypełniających lokal turystów, ale na próżno. Powiódł wzrokiem wzdłuż baru o zielono-czarnym marmurowym blacie, za którym barman mieszał koktajl z martini i nalewał go do zmrożonych kieliszków. Do stolika podeszła kelnerka, przynosząc na małym talerzyku gratisową przekąskę, i nim Jamie zdążył się zastanowić, jego wzrok padł na prażone migdały. Zamówił dietetyczną colę z plasterkiem cytryny, a gdy mu ją podano, nawet nie tknął stojącej na blacie szklanki. Wszystko mogło być zatrute.

Sanchez spóźnił się piętnaście minut. Był mężczyzną po czterdziestce, miał około metra osiemdziesięciu wzrostu i wydatny brzuch. Nosił sportową marynarkę w kolorze piaskowym, ciemne spodnie i białą koszulę bez krawata. Miał zmierzwione brązowe włosy i bladą cerę, a w jego rozbieganych oczach malowało się napięcie. Gdy tylko się odezwał, stało się jasne, że jego prawdziwe nazwisko nie brzmi Sanchez.

— Proszę wybaczyć ten pseudonim, panie Firestone — zagadnął po rosyjsku. — Ale muszę być ostrożny.

— Rozumiem — odparł Jamie, również po rosyjsku, zastanawiając się, czy pozostali goście w barze są ochroniarzami Sancheza.

— Naprawdę nazywam się Aleksandr Pierieplicznyj.

Jamie skinął na kelnerkę, tymczasem Pierieplicznyj opadł na fotel. Kiedy zamawiał zieloną herbatę, Jamie zmierzył go wzrokiem. Rosjanin też przyglądał mu się badawczo.

— Dziękuję, że zgodził się pan na to spotkanie — odezwał się Pierieplicznyj, gdy kelnerka podała mu herbatę.

— Ależ proszę. Jesteśmy bardzo zainteresowani tym, co ma pan do powiedzenia.

Rosjanin sięgnął po filiżankę, ostrożnie upił łyk herbaty i odstawił ją z powrotem na spodeczek. Obaj mężczyźni patrzyli na siebie w niezręcznym milczeniu.