Kiedy oficjalnie ogłoszono rozpoczęcie obrad nad ustawą, władze rosyjskie wpadły w furię i musiały wynaleźć jakiś sposób, by zareagować na to posunięcie Waszyngtonu. Pierwsza okazja nadarzyła się 10 listopada, niecały tydzień przed pierwszą rocznicą śmierci Siergieja. W Rosji obchodzono Dzień Milicji i Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zorganizowało coroczną ceremonię wręczenia nagród swoim najbardziej zasłużonym funkcjonariuszom. Spośród trzydziestu pięciu nagrodzonych pięć osób odgrywało znaczącą rolę w sprawie Magnitskiego. Nagrodą dla najlepszego śledczego zostali uhonorowani Paweł Karpow i Oleg Silczenko, oficerowie milicji, którzy odpowiadali za gehennę Siergieja w więzieniu, a specjalne wyrazy uznania otrzymała Irina Dudukina, rzeczniczka ministerstwa, która lojalnie rozgłaszała kłamstwa na temat Siergieja tuż po jego śmierci.
Pięć dni później rosyjskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zwołało konferencję prasową, aby „ujawnić nowe szczegóły dotyczące sprawy Magnitskiego”. Przewodniczyła jej Dudukina. Tlenione włosy miała trochę dłuższe i mocniej utapirowane niż przed rokiem, ale wciąż była pulchna i wyglądała na steraną życiem, a jej żuchwa nasuwała nieodparte skojarzenie z żuchwą lalki brzuchomówcy. Rozłożyła prowizoryczny afisz ze sklejonych taśmą dwudziestu kartek formatu A4 i przymocowała go do tablicy. Chociaż widniała na nim bezładna gmatwanina słów i liczb, których większość była zbyt mała, aby dała się odczytać, afisz ten „dowodził”, że Siergiej dopuścił się oszustwa i wyłudził zwrot podatku w kwocie 230 milionów dolarów. Gdy ze strony dziennikarzy zaczęły padać najbardziej podstawowe pytania dotyczące tego wykresu, Dudukina nie potrafiła udzielić żadnych sensownych wyjaśnień i wkrótce wszyscy obecni zorientowali się, że mają do czynienia z fałszerstwem.
Chociaż takie metody były prymitywne i agresywne, stanowiły potwierdzenie, że nasze działania trafiły w czuły punkt. Nie byłem jedynym, który to zauważył. Wiele innych osób, które doświadczyły łamania praw człowieka w Rosji, widziało to samo. Kiedy projekt ustawy trafił do senatu, ludzie ci przybywali do Waszyngtonu albo pisali listy do polityków popierających wprowadzenie Ustawy Magnitskiego, a ich podstawowe przesłanie było jedno: „Znaleźliście piętę achillesową reżimu Putina”. Potem kolejno pytali: „Czy możecie dodać do tej listy ludzi, którzy zabili mojego brata?”, „Możecie wspomnieć o tych, którzy torturowali moją matkę?”, „A co z tymi, którzy porwali mojego męża?”.
Senatorowie szybko zdali sobie sprawę, że natknęli się na coś o wiele poważniejszego niż tylko jeden rażący przypadek. Mimowolnie odkryli nową metodę walki z łamaniem praw człowieka przez despotyczne rządy w dwudziestym pierwszym wieku — wymierzone w skorumpowanych urzędników sankcje wizowe i zamrożenie kapitałów.
Po kilkunastu rozmowach i listach tego rodzaju senator Cardin i jego współpracownicy odbyli naradę i postanowili rozszerzyć zakres oddziaływania nowej ustawy, dodając do niej sześćdziesiąt pięć słów. Te nowe słowa głosiły, że prócz sankcji przeciwko oprawcom Siergieja Ustawa Magnitskiego będzie godziła również we wszystkich innych rosyjskich dygnitarzy, którzy dopuścili się łamania praw człowieka.
Tak uzupełniony projekt ustawy został oficjalnie przedłożony w Kongresie 19 maja 2011 roku, niespełna miesiąc po opublikowaniu na YouTube filmu o Oldze Stiepanowej. Po ogłoszeniu tego faktu grupa rosyjskich aktywistów zaczęła oblegać Wzgórze Kapitolińskie, domagając się przyjęcia ustawy. Nagabywali każdego senatora, który chciał z nimi rozmawiać, aby głosował za projektem. Był wśród nich Garri Kasparow, słynny arcymistrz szachowy i działacz ruchu obrony praw człowieka, jak również Aleksiej Nawalny, najsłynniejszy przywódca rosyjskiej opozycji, a także Jewgienija Czirikowa, znana rosyjska działaczka na rzecz ochrony przyrody. Nie musiałem zachęcać żadnej z tych osób. Wszyscy zjawili się z własnej woli.
Ta nieskoordynowana inicjatywa odniosła wspaniałe skutki. Liczba zwolenników ustawy wciąż rosła, gdyż co miesiąc trzech lub czterech nowych senatorów deklarowało swoje poparcie. Bez przeszkód zdobywaliśmy popularność. W Waszyngtonie nie było żadnego lobby rosyjskich oprawców i skrytobójców, które mogłoby stanąć nam na drodze. Żaden senator, czy to najbardziej liberalny demokrata, czy skrajnie konserwatywny republikanin, nie zamierzał zmarnować okazji, by zagrodzić drogę do Ameryki ludziom odpowiedzialnym za tortury i morderstwa.
Ustawa Magnitskiego nabierała takiego rozpędu, że wydawała się niemożliwa do powstrzymania. Od dnia, w którym Kyle Scott z Departamentu Stanu zaczął grać na zwłokę, nie miałem wątpliwości, że amerykańscy dyplomaci są nastawieni krytycznie do mojej sprawy, ale teraz zostali postawieni pod murem. Gdyby otwarcie sprzeciwili się projektowi ustawy, wyglądałoby to tak, jakby brali stronę Rosjan. Aczkolwiek gdyby publicznie ją poparli, naraziłoby to na szwank „wyzerowaną” politykę Obamy wobec Rosji. Musieli znaleźć jakiś inny sposób.
W środę 20 lipca 2011 roku Departament Stanu wyłożył karty na stół, wysyłając do senatu memorandum zatytułowane „Komentarze do procedury legislacyjnej S 1039 w sprawie Siergieja Magnitskiego”. Chociaż nie planowano podawać tego dokumentu do wiadomości publicznej, w ciągu kilku dni nastąpił wyciek.
Zdobyłem egzemplarz memorandum i pełen napięcia zacząłem go przeglądać. Był to szczyt waszyngtońskiej hipokryzji. Departament Stanu zapewniał, że władze wykonawcze już mogą korzystać z sankcji przewidzianych przez Ustawę Magnitskiego, więc nie trzeba wprowadzać nowego aktu prawnego.
Siląc się na spryt, dyplomaci próbowali ugłaskać senatorów. W swojej nocie przedstawili kolejny ważny powód, dla którego senat nie powinien popierać tej ustawy, a mianowicie fakt, iż ludzie odpowiedzialni za śmierć Magnitskiego już zostali pozbawieni prawa wstępu na terytorium Stanów Zjednoczonych. Dlatego przyjęcie nowego aktu prawnego jest zbędne.
Miałem wątpliwości, czy taki obrót sprawy jest korzystny, zadzwoniłem więc do Kyle’a Parkera, by zasięgnąć jego opinii.
— My też nie wiemy, co o tym sądzić. Cardin kazał mi się skontaktować z Departamentem Stanu i dowiedzieć się, kto jest na liście osób, wobec których zastosowano sankcje wizowe, ale nie udzielono mi takiej informacji.
— A powiedzieli ci przynajmniej, ile osób jest na tej liście?
— Nie. Tego też nie chcieli zdradzić.
— Co z zamrożeniem aktywów?
— W tej kwestii wypowiadają się jasno. Nie popierają zamrożenia aktywów.
— Jaka jest reakcja Cardina?
— Całkiem prosta. Nie przychylamy się do tego i dalej forsujemy projekt ustawy.
W poniedziałek 8 sierpnia 2011 roku Cardin publicznie odrzucił stanowisko rządu i ponownie zadeklarował swoje zaangażowanie w sprawę Ustawy Magnitskiego w ostro sformułowanym oświadczeniu na łamach „Washington Post”, które nosiło tytuł Konsekwencje dla zabójców Siergieja Magnitskiego. Był to wyraźny przejaw jego determinacji, ponieważ Cardin i Obama należeli do tej samej partii. Senator publicznie rzucił wyzwanie prezydentowi.
Gdy ukazało się oświadczenie prasowe Cardina, Biały Dom podjął jeszcze bardziej energiczne działania. Przedstawiciele rządu tak bardzo obawiali się popsucia stosunków z Moskwą, że zasugerowali Cardinowi oraz jego poplecznikom, aby nowa ustawa miała zastosowanie globalne, a nie ograniczała się wyłącznie do Rosji.