Выбрать главу

Trzydzieści siedem lat później Związek Radziecki już nie istniał, a rosyjscy Żydzi mogli bez przeszkód emigrować, ale poprawka Jacksona-Vanika wciąż obowiązywała. Pozostając w mocy, uniemożliwiała takim przedsiębiorstwom, jak Boeing, Caterpillar czy Ford, jak również amerykańskim eksporterom wołowiny, swobodne czerpanie korzyści z rosyjskiego rynku na równi z innymi państwami należącymi do Światowej Organizacji Handlu.

Zdaniem amerykańskich przedsiębiorców poprawka Jacksona-Vanika musiała zostać uchylona, a rząd Obamy w pełni popierał taką koncepcję. Gdyby prezydent sam mógł to zrobić, dawno byłoby po wszystkim, ale do zniesienia aktu prawnego potrzebna była uchwała Kongresu.

Przebywałem akurat w Waszyngtonie, gdzie wraz z Juleanną prowadziłem naszą kampanię, gdy amerykański rząd rozpoczął starania o zniesienie poprawki Jacksona-Vanika. Po serii porannych spotkań Juleanna i ja pozwoliliśmy sobie na przerwę i poszliśmy na lunch do baru mieszczącego się w podziemiach Hart Office Building. Siedziałem przy mizernym aluminiowym stoliku i jadłem sałatkę, gdy Juleanna trąciła mnie w ramię i pokazała palcem w głąb korytarza. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem otoczonego niewielką grupką doradców senatora Joego Liebermana, jednego z najsłynniejszych zwolenników Ustawy Magnitskiego.

— Bill, tam jest Lieberman — wyszeptała Juleanna. — Myślę, że powinieneś z nim porozmawiać o całej tej sytuacji z poprawką Jacksona-Vanika.

— Teraz? On właśnie gdzieś idzie. Jak mam się z nim rozmówić.

Chociaż nauczyłem się być asertywny, kiedy sytuacja tego wymaga, po dziś dzień jest mi niezręcznie narzucać się niczego niepodejrzewającym nieznajomym, zwłaszcza tym, którzy wciąż są publicznie nagabywani. Ale Juleanna nie zważała na moje wyraźne skrępowanie. Wstała i praktycznie ściągnęła mnie z krzesła.

— No, chodź, Bill. Porozmawiajmy z nim.

Idąc ramię w ramię, przecięliśmy korytarz, zmierzając w stronę senatora Liebermana. Gdy tylko znaleźliśmy się dostatecznie blisko, Juleanna wyciągnęła rękę na powitanie.

— Wybaczy pan, senatorze, że przeszkodzę, ale właśnie się zastanawiałam, czy mogłabym przedstawić panu Billa Browdera, człowieka, który stoi za Ustawą Magnitskiego.

Lieberman i jego doradcy przystanęli. Myśli senatorów zaprzątają setki spraw i czasem potrzeba kilku sekund, by się zorientowali, kto jest kim. Gdy słowa „Ustawa Magnitskiego” dotarły do Liebermana, jego twarz pojaśniała.

— Ach, pan Browder — rzekł, odwracając się w moją stronę. — Miło mi pana poznać. Jestem wdzięczny za wszystko, czego pan dokonał.

Pochlebiało mi, że senator ma jakiekolwiek pojęcie o tym, kim jestem.

— Nie osiągnąłbym niczego bez pańskiego wsparcia — odparłem szczerze. — Istnieje jednak pewien problem. Zapewne panu wiadomo, że rząd nalega na zniesienie poprawki Jacksona-Vanika.

— Tak, wszędzie o tym głośno.

— Według mnie to niedorzeczne, że Biały Dom likwiduje jeden z najważniejszych aktów prawnych, jakie kiedykolwiek wprowadzono w obronie praw człowieka, jednocześnie blokując Ustawę Magnitskiego.

Senator zastanowił się przez chwilę i odparł szczerym tonem:

— Ma pan absolutną rację. Musimy coś z tym zrobić.

— A co można z tym zrobić?

— Powiem panu. Poinformujemy rząd, że będziemy blokować uchylenie poprawki Jacksona-Vanika, dopóki oni nie przestaną blokować Ustawy Magnitskiego. Jestem pewien, że John, Ben i Roger[9] staną po mojej stronie.

— To byłoby mocne posunięcie. Dziękuję panu.

— Nie, to ja panu dziękuję za to, co pan zrobił — powiedział Lieberman, po czym zwrócił się do swoich doradców i jednemu z nich kazał przypomnieć sobie o wydaniu oświadczenia w tej sprawie, a następnie poszedł w swoją stronę, pozostawiając Juleannę i mnie na środku wypełnionego ludźmi gwarnego korytarza.

Minęło kilka sekund, zanim ochłonąłem.

— Czy to wydarzyło się naprawdę?

— Z całą pewnością — odparła Juleanna. — Tak się załatwia sprawy w Waszyngtonie, Bill. Moje gratulacje.

Zgodnie z obietnicą kilka dni później Lieberman wraz z kilkoma innymi zwolennikami Ustawy Magnitskiego wysłał list do senatora z Montany, Maxa Baucusa, który pełnił funkcję przewodniczącego senackiej komisji finansów. Komisja do spraw stosunków międzynarodowych miała dopuścić do głosowania nad Ustawą Magnitskiego, z kolei komisja finansów miała zatwierdzić uchylenie poprawki Jacksona-Vanika. Treść listu brzmiała: „Jeżeli nie dojdzie do przyjęcia Ustawy Magnitskiego, będziemy się stanowczo sprzeciwiać zniesieniu poprawki Jacksona-Vanika”. Zważywszy na sposób działania senatu, taki list można było uznać za weto.

Senatorowi Baucusowi zależało na zniesieniu poprawki Jacksona-Vanika. Wielu jego wyborców z Montany zajmowało się hodowlą bydła i eksportem mięsa. Chcieli sprzedawać swoje befsztyki i hamburgery w Rosji, która stanowiła szósty co do wielkości rynek zbytu dla amerykańskiej wołowiny, bez obaw o spadek koniunktury.

Oznaczało to, że jedynym sposobem na unieważnienie poprawki Jacksona-Vanika jest zatwierdzenie Ustawy Magnitskiego, i po krótkiej naradzie senat postanowił ująć te dwie sprawy w jednym wniosku legislacyjnym. Najpierw miała go rozpatrzyć komisja do spraw stosunków międzynarodowych, aby zatwierdzić Ustawę Magnitskiego, następnie senacka komisja finansów, aby uchylić poprawkę Jacksona-Vanika, a na koniec miał zostać poddany głosowaniu w senacie.

Słynne powiedzenie głosi, że im mniej ludzie wiedzą o tym, jak się robi kiełbasę i jak się ustanawia prawo, tym spokojniej śpią. Nasza kampania weszła w osobliwy alians z interesami hodowców bydła z Montany, rosyjskich obrońców praw człowieka i sprzedawców samolotów Boeinga, ale wydawało się, że dzięki temu zdołamy przezwyciężyć wszelkie przeszkody, jakie stały jeszcze na drodze do naszego celu.

Kiedy perspektywa uchylenia poprawki Jacksona-Vanika stała się realna, Kerry zdjął nogę z hamulca. Wyznaczył na 26 czerwca 2012 roku termin posiedzenia senackiej komisji do spraw stosunków międzynarodowych, którego jedynym celem było zatwierdzenie Ustawy Magnitskiego. Specjalnie poleciałem do Waszyngtonu, żeby przy tym być. Otwarte dla publiczności posiedzenie miało się rozpocząć o 14.15, więc przyjechałem pod Kapitol czterdzieści pięć minut wcześniej, żeby zająć dobre miejsce. Kiedy jednak dotarłem na miejsce, ku swemu zaskoczeniu odkryłem, że przed wejściem czeka w kolejce przeszło trzysta osób. Byli tam wszyscy — dziennikarze, aktywiści, studenci, pracownicy senatu i urzędnicy ambasady rosyjskiej.

Ustawiłem się na końcu kolejki, ale po pięciu minutach usłyszałem, że ktoś wykrzykuje moje nazwisko. Spojrzałem tam, skąd dobiegał głos, i rozpoznałem studenta ostatniego roku Uniwersytetu Columbia, który ochotniczo pomagał przy naszej kampanii. Chłopak poprosił jednego ze swoich kolegów, żeby zajął mu miejsce, i podszedł do mnie.

— Panie Browder, niech pan stanie przede mną — powiedział.

Pociągnął mnie za sobą i zaczęliśmy mijać wszystkich oczekujących, ale wtem zatrzymał nas jeden z funkcjonariuszy straży kongresowej.

— Hej, koledzy, co wy robicie?

Poczułem się lekko zmieszany i nic nie odpowiedziałem, ale znajomy student zaczął mówić z entuzjazmem:

— Proszę pana, ten człowiek jest inicjatorem Ustawy Magnitskiego. On powinien wejść tam pierwszy.

— Nie obchodzi mnie, kim on jest — odparł strażnik i wymierzył we mnie palec. — Na koniec kolejki.

— Ale…

вернуться

9

Czyli senatorowie McCain, Cardin i Wicker.