Выбрать главу

Nie miałem wątpliwości, że firma Olswang z zadowoleniem podjęła się tej sprawy. Oczyma wyobraźni widziałem jakiegoś złotoustego adwokata, który wyjaśniał gromadce nieobytych Rosjan, że wydając milion dolarów na pozew, rozwiążą wszystkie swoje problemy z Billem Browderem i Ustawą Magnitskiego. Jednak londyńscy prawnicy mogli nie zdawać sobie sprawy, że ten oficer rosyjskiej policji, który nie mówił po angielsku, a w Wielkiej Brytanii był tylko dwa razy na wakacjach, nie ma zbyt dużych szans przed brytyjskim sądem cywilnym.

Wynająłem prawników, którzy mieli odpowiedzieć na pozew, nie zamierzałem jednak pozwolić, aby odwróciło to moją uwagę od głównego celu, czyli starań o przyjęcie Ustawy Magnitskiego. Na początku września skończyły się wakacje, a gdy tylko Kyle zjawił się z powrotem w swoim biurze, zadzwoniłem do niego, aby zapytać, kiedy odbędzie się głosowanie nad projektem ustawy.

Kyle roześmiał się.

— Bill, zbliża się szczyt politycznego sezonu ogórkowego przed wyborami prezydenckimi. Ustawa Magnitskiego jest zbyt neutralna dla układu sił, by spieszyć się z głosowaniem.

— Ale mamy pełne poparcie ze strony obu partii. To chyba jedyna rzecz w Waszyngtonie, na którą wszyscy się godzą.

— I w tym cały szkopuł, Bill. Teraz, kiedy wybory zbliżają się pełną parą, nikt nie chce rozmawiać o rzeczach, na które wszyscy się godzą. Żadnego z tych facetów nie stać na to, by poprawiać innym wizerunek.

— Co zatem sądzisz?

— Sądzę, że najwcześniej zajmą się projektem po szóstym listopada.

Przeprowadziłem w myślach szybką kalkulację.

— Z tego wynika, że zostało nam tylko siedem tygodni między wyborami a końcem sesji legislacyjnej.

— Nawet nie siedem. Po odjęciu świąt znacznie mniej.

Chociaż martwiło mnie to opóźnienie, pozostawało jedynie czekać. Przez wrzesień i październik nadrabiałem zaległości, usiłując dotrzymać kroku moim współpracownikom w Hermitage, z którego pozostał tylko cień dawnej świetności. Przywrócenie funduszu do poprzedniego stanu wymagało wielu miesięcy podróży marketingowych i konferencji inwestycyjnych. Kiedy jednak pomyślałem, że miałbym wybierać między odbudową firmy a zabieganiem o sprawiedliwość dla Siergieja, to drugie wzięło górę w mgnieniu oka.

Tygodnie mijały powoli i w końcu szóstego listopada odbyły się w Stanach Zjednoczonych wybory prezydenckie. Obama bez trudu pokonał Mitta Romneya, a dzień po wyborach zadzwoniłem do Kyle’a, by ponownie zapytać, kiedy odbędzie się głosowanie nad projektem ustawy. Jego odpowiedź wprawiła mnie w zdumienie.

— Miałem do ciebie dzwonić — rzekł. — Izba Reprezentantów właśnie oświadczyła, że przeprowadzi głosowanie w przyszły piątek.

— Mówisz poważnie?

— Tak. To nareszcie zaczyna się dziać.

Zerknąłem na kalendarz.

— To będzie szesnasty listopada…

Kyle zawiesił głos, kiedy uświadomił sobie znaczenie tej daty. Na ten dzień przypadała trzecia rocznica śmierci Siergieja.

— Tak, rzeczywiście… — odezwał się cicho. — Ale jest jeszcze jeden problem. Izba Reprezentantów nalega, żeby z powrotem ograniczyć zasięg ustawy wyłącznie do Rosji i tylko taki projekt zgodzi się przyjąć pod głosowanie.

Kiedy senator Cardin uczynił z Ustawy Magnitskiego oręż do obrony praw człowieka na całym świecie, jej bezprecedensowy i historyczny charakter wprawił go w taki entuzjazm, że był gotów zaryzykować całe przedsięwzięcie, byle tylko zachować jego globalny zasięg.

— Czy to oznacza, że Cardin nie zgodzi się na okrojoną wersję?

— Całkiem możliwe.

Gdyby senat obstawał za inną wersją ustawy niż Izba Reprezentantów, obie izby musiałyby dojść do porozumienia, a to zajęłoby więcej czasu — którego nam brakowało. Istniało spore prawdopodobieństwo, że jeśli Cardin nie zgodzi się na ustępstwo, nie dojdzie do przyjęcia żadnej ustawy.

Oczywiście wolałbym, aby została przyjęta globalna wersja ustawy, za którą optował Cardin. Gdyby nazwisko Siergieja pojawiło się w akcie prawnym o tak szerokim i doniosłym znaczeniu, byłby to idealny sposób na uczczenie jego pamięci. Ale jeszcze bardziej zależało mi na tym, żeby ustawa zaczęła obowiązywać, i jeżeli to wymagało okrojenia jej zasięgu wyłącznie do Rosji, byłem zdania, że warto pójść na takie ustępstwo.

Miałem nadzieję, że Cardin też dojdzie do takiego wniosku.

W końcu nadszedł szesnasty listopada. Zapowiadał się wielki dzień, i to nie tylko ze względu na głosowanie Izby Reprezentantów nad Ustawą Magnitskiego. Tego wieczoru wybierałem się na londyńską premierę sztuki Godzina osiemnaście, niezależnego i uhonorowanego licznymi nagrodami spektaklu rosyjskiej dramatopisarki, Eleny Greminy, opowiadającego szczegółowo o ostatniej godzinie i osiemnastu minutach życia Siergieja.

Późnym popołudniem wszyscy w siedzibie firmy byli zalogowani na stronie C-SPAN i śledzili transmisję obrad Izby Reprezentantów. Zanim przystąpiono do głosowania, członkowie Kongresu kolejno wchodzili na mównicę i zabierali głos, by w pięknych słowach przedstawić historię Siergieja i domagać się sprawiedliwości. Na moich oczach rozgrywały się przełomowe wydarzenia. W tej ogromnej, wysoko sklepionej sali, w której unosił się duch amerykańskiej historii, głosowano kiedyś nad zniesieniem niewolnictwa oraz prawami wyborczymi dla kobiet i zatwierdzano epokowe akty swobód obywatelskich. Z przejęciem myślałem o wszystkim, co doprowadziło do tego doniosłego wydarzenia.

W końcu rozpoczęło się głosowanie. Jeden po drugim napływały głosy i niemal wszystkie wyrażały poparcie. Ilekroć ktoś był przeciwko, po sali przetaczały się gwizdy, ale takie oznaki niezadowolenia zdarzały się niezwykle rzadko. Było pewne, że projekt ustawy przejdzie pomyślnie.

Mniej więcej w połowie głosowania zadzwonił mój telefon. Odebrałem, nie patrząc na wyświetlacz, przekonany, że dzwoni Elena albo ktoś z przyjaciół, kto chciał porozmawiać o wydarzeniach w Waszyngtonie.

— Cześć, Bill, mówi Marcel.

Rozpoznałem w słuchawce głos księgowego współpracującego z Aleksandrem Pierieplicznym, rosyjskim demaskatorem, który przekazał nam informacje o koncie Stiepanowa w banku szwajcarskim. Byłem tym zaskoczony, ponieważ Marcel nie miał nic wspólnego z Ustawą Magnitskiego ani żadną z innych rzeczy, nad którymi pracowaliśmy w owym czasie.

— Cześć, Marcel. Czy to może zaczekać? Jestem teraz troszeczkę zajęty.

— Wybacz, że cię odrywam, ale to ważne.

— No dobra, o co chodzi?

— Nawet nie wiem, czy powinienem ci o tym mówić — powiedział tajemniczo.

Odwróciłem się do monitora, na którym oglądałem transmisję z Kapitolu.

— O czym mówić?

— Musisz mi obiecać, że nikomu o tym nie powiesz. Nawet ludziom w biurze.

— To zależy. Co się stało?

— Aleksandr Pierieplicznyj nie żyje.

Rozdział 39

Sprawiedliwość dla Siergieja

Marcel wiedział tylko tyle, że Pierieplicznyj padł martwy nieopodal swojego domu w Surrey, gdy wybrał się na popołudniowy jogging.

Upłynęło kilka minut, zanim oswoiłem się z tą wiadomością. Surrey dzieliło około trzydziestu kilometrów od miejsca, w którym aktualnie się znajdowałem. Jeżeli Pierieplicznyj został zamordowany, a wiele na to wskazywało, nasi przeciwnicy zaczynali deptać nam po piętach.

Prośba Marcela, bym zachował tę wiadomość dla siebie, była zgoła nieuzasadniona, toteż natychmiast wezwałem Wadima, Władimira i Iwana do mojego gabinetu. Gdy powiedziałem im, co się stało, byli kompletnie zszokowani, zwłaszcza Wadim i Władimir, którzy w ciągu ostatniego roku zawarli z Pierieplicznym bliższą znajomość. Podczas rozmowy Władimir opadł na krzesło i powiedział do siebie coś po rosyjsku, czego nie zrozumiałem.