Nagle pracownicy Hermitage zaczęli wiwatować i przez przeszkloną ścianę mojego biura zobaczyłem, jak przybijają sobie nawzajem piątkę. Otworzyłem drzwi i zapytałem, co się stało.
— Ustawa Magnitskiego właśnie przeszła — odpowiedziała moja sekretarka. — Trzysta sześćdziesiąt pięć głosów za, przeciw — czterdzieści trzy.
Była to wspaniała wiadomość, ale nie miałem nastroju do świętowania. Właśnie dowiedziałem się o śmierci innego człowieka, który był związany z tą sprawą. Starając się powściągnąć swoje uczucia, dołączyłem do zespołu, by pogratulować wszystkim efektów ich ciężkiej pracy. Przez kilka minut rozmawialiśmy o głosowaniu i następnych krokach, ale nie chciałem nikomu mówić o śmierci Pierieplicznego, dopóki nie rozważę wszystkich okoliczności.
Wróciłem do swojego gabinetu, usiadłem za biurkiem i zacząłem rozmyślać nad tym, czego właśnie się dowiedziałem. Czy Pierieplicznyj został zamordowany? Czy jego zabójcy nadal przebywają w Wielkiej Brytanii? Czy planują zaatakować również nas? Choć tak bardzo chciałem skontaktować się z ludźmi, którzy pomogliby mi znaleźć odpowiedzi na te pytania, nie mogłem sobie na to pozwolić. Za czterdzieści pięć minut miałem być w New Diorama Theatre, by obejrzeć sztukę o Siergieju, której premiera odbywała się tego wieczoru.
Po przybyciu do teatru starałem się odsunąć od siebie wszystkie czarne myśli. Wszedłem do holu, mijając po drodze największe znakomitości londyńskiej społeczności działaczy na rzecz obrony praw człowieka — członków parlamentu, przedstawicieli rządu, celebrytów i artystów, jak również grono bliskich przyjaciół. Wszyscy zajęliśmy miejsca na widowni. Sztuka była poruszająca i miała silne przesłanie, a kiedy dobiegła końca, wraz z trojgiem gości specjalnych wszedłem na scenę, gdzie zasiedliśmy na rozkładanych krzesłach i rozpoczęliśmy dyskusję panelową. W skład panelu wchodzili Tom Stoppard, słynny dramaturg; Władimir Bukowski, były rosyjski więzień polityczny, oraz Bianca Jagger, była żona Micka Jaggera i znana działaczka na rzecz obrony praw człowieka.
Stoppard i Bukowski opowiedzieli o tym, jak pierwszy z nich napisał w latach siedemdziesiątych sztukę, która przyczyniła się do uwolnienia tego drugiego z sowieckiego szpitala psychiatrycznego. Posługując się przykładem Siergieja, zwrócili uwagę na fakt, że w Rosji pomimo upływu czasu prawie nic się nie zmieniło.
Przemawiając ostatni, powiedziałem do widowni:
— Sytuacja w Rosji faktycznie jest ciężka, lecz dziś pojawił się mały promyk nadziei. Zaledwie kilka godzin temu Izba Reprezentantów Kongresu Stanów Zjednoczonych przeprowadziła głosowanie nad aktem prawnym nakładającym sankcje na ludzi, którzy dręczyli i zamordowali Siergieja Magnitskiego. Mogę z dumą oświadczyć, że projekt ustawy został zatwierdzony przewagą osiemdziesięciu dziewięciu procent głosów.
Zamierzałem powiedzieć coś więcej, ale przerwał mi wybuch aplauzu. Ludzie kolejno podnosili się z foteli i zanim się zorientowałem, wszyscy stali. Zgotowali owację naszej kampanii, ale jeszcze większy entuzjazm wzbudził w nich ten okruch sprawiedliwości, którym była dla świata Ustawa Magnitskiego.
Wychodząc z teatru, wymieniałem niezliczone uściski dłoni i przyjmowałem gratulacje, ale myślałem już tylko o powrocie do domu. W drodze na spektakl powiedziałem Elenie o Pierieplicznym i teraz bardzo chciałem z nią porozmawiać.
Zastałem ją siedzącą na kanapie ze wzrokiem wlepionym tępo w ścianę salonu. Wyraz zgrozy na twarzy ukochanej osoby nikomu nie sprawia przyjemności, ale właśnie taki widok ukazał się moim oczom tamtego wieczoru, gdy spojrzałem na Elenę. Znajdowaliśmy się w domu, nasze dzieci spały i teoretycznie byliśmy bezpieczni, ale nie miałem żadnych wątpliwości, że Pierieplicznyj czuł się tak samo w swoim domu w Surrey.
Rankiem następnego dnia skontaktowałem się z moją londyńską prawniczką, Mary, i uzgodniliśmy, że niezwłocznie należy powiadomić policję w Surrey. Musieliśmy im uświadomić, że za tą sprawą stoi korupcja na wielką skalę i zorganizowana działalność przestępcza. Pierieplicznyj nie był człowiekiem, po którym można by się spodziewać nagłego zgonu.
Mary przygotowała pismo, w którym zaznaczyła, że zmarły był świadkiem w sprawie zakrojonego na wielką skalę procederu prania brudnych pieniędzy i mógł zostać otruty tak samo jak Litwinienko w 2006 roku. Nalegała, aby policja jak najszybciej zleciła wykonanie analizy toksykologicznej.
Mary wysłała list faksem w sobotę, w niedzielę nie otrzymała żadnej odpowiedzi, a w poniedziałek zadzwoniła na posterunek policji w Weybridge. Funkcjonariusz dyżurny potwierdził otrzymanie pisma, lecz ku jej zdumieniu oświadczył, że nie było żadnego zgłoszenia o śmierci człowieka nazwiskiem Pierieplicznyj.
Uznałem to za niedorzeczne i poprosiłem Mary, aby skontaktowała się z kimś wyższym rangą, kto jest lepiej zorientowany. Po kilku kolejnych rozmowach telefonicznych uzyskała potwierdzenie, że Pierieplicznyj faktycznie zmarł 11 listopada na prywatnej drodze w pobliżu swojego domu, jednak nikt nie chciał jej udzielić szczegółowych informacji. Mary zaznaczyła, że znamy informacje, które mogą okazać się pomocne dla śledztwa, jednak policjant zanotował tylko numer jej telefonu i powiedział, że się z nią skontaktuje, jeżeli zajdzie taka potrzeba.
Do środy nie zadzwonił do niej nikt z policji. Tego dnia otrzymałem od Marcela wiadomość, że pierwsza sekcja zwłok Pierieplicznego nie przyniosła konkretnych rezultatów. Koroner nie potrafił ustalić przyczyny zgonu. Żadnego ataku serca, udaru ani tętniaka. Po prostu nagle padł martwy.
Było to niepokojące szczególnie z jednego powodu. Tuż przed śmiercią Pierieplicznyj poinformował nas, że Rosjanie umieścili go na czarnej liście i otrzymywał groźby pozbawienia życia, dlatego uzasadnione były obawy, że morderca przebywa w Wielkiej Brytanii. Jeżeli zdołał dosięgnąć Pierieplicznego, równie łatwo mógł dotrzeć do nas.
Mary nękała policję przez resztę tygodnia, ale za każdym razem odprawiano ją z kwitkiem. Gdy nadszedł kolejny poniedziałek, byłem tak podenerwowany, że zapytałem ją, co możemy zrobić, żeby zmusić policję do działania. Jej rada była prosta: „Idź z tym do prasy”. Zazwyczaj w takich sytuacjach prawnicy zalecają, aby trzymać się z dala od mediów, jednak ta sprawa miała szeroki wydźwięk społeczny, a policja wykazywała taką obojętność, że nie mieliśmy innego wyjścia.
Jeszcze tego samego dnia skontaktowałem się z dziennikarzem śledczym pracującym dla brytyjskiego tabloida „Independent” i opowiedziałem mu całą historię. Udostępniłem mu dokumenty dostarczone nam przez Pierieplicznego, a także listę numerów telefonów, których mógł użyć, aby zweryfikować poszczególne części materiału.
Trzy dni później „Independent” opublikował artykuł pod tytułem: Informator, który ujawnił wielki przekręt w Rosji, znaleziony martwy w Surrey. Całą pierwszą stronę dziennika zajmowało wielkie zdjęcie twarzy Pierieplicznego. Na pięciu kolejnych stronach znajdował się artykuł, który szczegółowo opowiadał całą historię. Temat podchwyciły wszystkie stacje telewizyjne, programy radiowe i gazety w Wielkiej Brytanii. Ludzie byli przerażeni faktem, że członkowie rosyjskich grup przestępczych załatwiają swoje porachunki na ulicach Londynu.
Zaraz po nagłośnieniu całej sprawy policja z Surrey wysłała wreszcie do naszego biura dwóch detektywów, którzy mieli nas przesłuchać. Wtedy też, dwadzieścia jeden dni po śmierci Pierieplicznego, policja oświadczyła, że podjęto decyzję o przeprowadzeniu pełnej analizy toksykologicznej zwłok. Według mnie było na to o wiele za późno. Jeżeli został otruty, wszelkie szkodliwe substancje zdążyły się już całkowicie rozłożyć.