Jakby czytał mu w myślach, La Fayette poklepał Frederica po ramieniu.
— Już niedługo — powiedział. — Bądź cierpliwy.
Przez jedną chwilę Frederic miał wrażenie, że La Fayette spokojnie prorokuje własną egzekucję za zdradę stanu.
La Fayette jednak mówił o tym, że Marie-Philippe zbliżyła się do wybrzeża i może rzucić cumę. Dokerzy Irrakwa pochwycili linę, umocowali ją do kabestanu i śpiewając w swojej nieartykułowanej mowie, przyciągnęli statek do mola. I natychmiast rozpoczęli rozładunek: towarów z jednej strony, pasażerów z drugiej.
— Czy nie przemyślnie przyspieszyli transport ładunków? — zauważył La Fayette. — Wyładowują je na te ciężkie wozy, jadące po szynach… po szynach, jak wózki w kopalniach… A potem konie holują je do góry, gładko i bez wysiłku. Wiesz, na szynach można przewieźć większy ciężar niż na zwyczajnych wozach. Stephenson tłumaczył mi to ostatnio. To dlatego, że nie trzeba nimi kierować.
Paplał bez przerwy. Naturalnie po chwili znowu wrócił do tej machiny parowej Stephensona, która — La Fayette był tego pewien — zastąpi kiedyś konie. Stephenson zbudował kilka w Anglii, Szkocji czy gdzieś tam, a teraz przypłynął do Ameryki. Ale czy La Fayette pomyślał, żeby zaprosić go do budowania tych parowych wozów w Kanadzie? Nic podobnego. La Fayette pozwalał, żeby tamten budował je dla Irrakwa. Podawał przy tym jakieś idiotyczne preteksty: że Irrakwa wykorzystują już machiny parowe do napędu krosien albo że wszystkie złoża węgla znajdują się po stronie amerykańskiej. Lecz Frederic de Maurepas znał prawdziwy powód. La Fayette wierzył, że parowa machina, ciągnąca wozy po szynach, uczyni podróż i handel nieskończenie tańszymi i szybszymi. I uznał, że lepiej będzie dla świata, jeśli zbudują to wszystko w kraju… demokratycznym! Oczywiście Frederic nie wierzył, by maszyny dorównały kiedyś szybkością koniom, ale cóż z tego. La Fayette w to wierzył, zatem fakt, że nie sprowadził ich do Kanady, był dowodem zdrady.
Musiał formować słowa wargami. Albo La Fayette słyszał myśli innych ludzi — podobno miał taki dar — a może zwyczajnie zgadywał. Albo diabeł mu podpowiedział… To jest myśl! W każdym razie La Fayette roześmiał się.
— Fredericu — powiedział. — Gdybym kazał Stephensonowi budować swoją kolej żelazną w Kanadzie, oskarżyłbyś mnie o wyrzucanie pieniędzy na bzdury. A tak, gdybyś w raporcie zarzucił mi zdradę, gdyż zachęcałem Stephensona do pozostania w Irrakwa, wezwą cię do kraju i zamkną w pokoju bez klamek.
— O zdradę? Ja miałbym cię oskarżyć o zdradę? To ostatnia myśl, która by mi przyszła do głowy. — Na wszelki wypadek przeżegnał się, gdyby to jednak diabeł przemawiał do La Fayette'a. — Może już dość tego oglądania tragarzy z ładunkiem? Mamy tu powitać oficera.
— Czemu nagle tak ci na nim zależy? Wczoraj ciągle mi przypominałeś, że pochodzi z gminu. Rozpoczął służbę jako kapral, twierdziłeś chyba.
— Teraz jest generałem, a Jego Wysokość zechciał przysłać go do nas.
Frederic przemawiał sztywno i z godnością. Mimo to La Fayette nie przestawał uśmiechać się z rozbawieniem. Kiedyś to się zmieni, pomyślał Gilbert. Kiedyś…
Kilku oficerów w pełnym umundurowaniu kręciło się po nabrzeżu, żaden z nich jednak nie miał stopnia generała. Bohater bitwy o Madryt najwyraźniej czekał, by z należytą pompą wejść na scenę. A może spodziewał się, że markiz i syn hrabiego przywitają go w kajucie? Niewyobrażalne.
I rzeczywiście, nie liczył na to. Oficerowie rozstąpili się i ze swojego miejsca przy relingu de Maurepas i La Fayette widzieli, jak schodzi z pokładu Marie-Philippe na brzeg.
— Nie jest zbyt wysoki — zauważył Frederic.
— Ludzie na południu Francji są dość niscy.
— Południe Francji — powtórzył z niesmakiem Frederic. — On pochodzi z Korsyki, Gilbercie. To już prawie nie Francja. Raczej Włochy.
— W niecałe trzy tygodnie pokonał hiszpańską armię, kiedy jego dowódca był niedysponowany z powodu dyzenterii — przypomniał La Fayette.
— To niesubordynacja, za którą powinien zostać ukarany.
— Zgadzam się z tobą całkowicie. Tyle że, widzisz, on wygrał tę wojnę. A skoro król Karol dołożył koronę hiszpańską do swojej kolekcji nakryć głowy, uznał, że nieładnie byłoby stawiać przed sądem wojskowym oficera, który ją dla niego zdobył.
— Dyscyplina ponad wszystko. Każdy powinien znać swoje miejsce i trzymać się go. Inaczej zapanuje chaos.
— Bez wątpienia. Ale przecież ukarali go. Mianowali go generałem, ale przysłali tutaj. Nie chcieli, żeby się mieszał do kampanii włoskiej. Jego Wysokość chętnie zostałby weneckim dożą, ale ten generał Bonaparte mógłby posunąć się za daleko, wziąć do niewoli kolegium kardynałów i uczynić króla Karola papieżem.
— Twoje poczucie humoru to zbrodnia.
— Fredericu, przyjrzyj się temu człowiekowi.
— Patrzę na niego.
— W takim razie nie patrz na niego. Spójrz na pozostałych, na jego oficerów. Widziałeś kiedy, żeby żołnierze okazywali swemu dowódcy tyle miłości?
Frederic niechętnie odwrócił wzrok od korsykańskiego generała i zerknął na jego podwładnych, którzy maszerowali za nim. Nie jak dworacy — nie sprawiali wrażenia walczących o swoje pozycje. Raczej… tak jak… Frederic nie potrafił znaleźć odpowiedniego określenia…
— Jak gdyby każdy z tych ludzi wiedział, że Bonaparte kocha go i ceni.
— Idiotyczny system, jeśli to rzeczywiście system — ocenił Frederic. — Nie można kierować podwładnymi, jeśli nie utrzymuje się w nich ciągłego lęku o stanowisko.
— Chodźmy go przywitać.
— To absurd! On musi przyjść do nas.
Jednak La Fayette — jak zwykle — nie wahał się przed wprowadzeniem swego zamiaru w czyn. Był już na brzegu i szybko pokonał ostatnie kilkanaście sążni. Stanął przed Bonapartem i przyjął jego salut. Frederic jednak był świadom swej pozycji, znał takich jak Bonaparte i wiedział, że to Bonaparte musi przyjść do niego. Mogą mianować go generałem, ale nie mogą przerobić na dżentelmena.
La Fayette płaszczył się, naturalnie.
— Generale Bonaparte, jesteśmy zaszczyceni pańskim przybyciem. Żałuję tylko, że nie możemy panu zaoferować paryskich wygód…
— Panie gubernatorze — odparł Bonaparte, oczywiście myląc właściwe brzmienie tytułu. — Nigdy nie zaznałem paryskich wygód. Najszczęśliwsze chwile swego życia spędziłem na polu bitwy.
— Najszczęśliwsze są też dla Francji, gdy wyrusza pan w pole. Proszę za mną, przedstawię pana generałowi de Maurepas. Będzie pańskim przełożonym w Detroit.
Frederic dosłyszał króciutką pauzę, nim La Fayette wymówił słowo „przełożony”. Wiedział, kiedy kpią z niego. Zapamiętam każdy afront, Gilbercie, i za wszystkie ci odpłacę.
Irrakwa sprawnie przenieśli ładunek i po godzinie barka ruszyła w drogę. Naturalnie, przez cały wieczór La Fayette opowiadał Bonapartemu o parowej machinie Stephensona. Bonaparte demonstracyjnie okazywał zainteresowanie, wypytywał o możliwość przewożenia nią wojska, jak szybko można kłaść szyny za nacierającą armią, czy nieprzyjaciel łatwo może je zniszczyć… Ale wszystko to było tak meczące i nudne, że Frederic nie mógł sobie wyobrazić, jak Bonaparte może podtrzymywać tę rozmowę. Oczywiście, oficer musi udawać zaciekawienie tym, co mówi gubernator, ale ten Korsykanin naprawdę przesadzał.