Выбрать главу

Wtedy właśnie Alvin postanowił, że — ocaleją czy zginą — on i Measure nie pozwolą, żeby rodzice słyszeli to, co słyszał Daniel Boone. Nie mieli żadnej, choćby najmniejszej szansy ucieczki. Gdyby nawet Alvin sprawił, by rozpadła się lina, co zresztą nie było trudne, dwóch białych chłopców w żaden sposób nie zdoła uciec Czerwonym w lesie. Nie, ci Czerwoni będą ich trzymać tak długo, jak długo zechcą. Ale Alvin znał sposoby, żeby nie dopuścić do tortur. I ma prawo je wykorzystać, użyć swego daru, bo to przecież nie dla siebie. To dla brata, dla rodziny… A nie wiadomo skąd wiedział również, że dla Czerwonych. Bo gdyby coś zdarzyło się naprawdę, gdyby rzeczywiście zamęczyli na śmierć dwóch białych chłopców, wybuchnie wojna. Poważna wojna, wojna na całego. Po obu stronach zginie wielu ludzi. A zatem, Al może używać swojego talentu — dopóki nikogo nie zabije.

Kiedy konie zniknęły, Czerwoni zarzucili jeńcom na szyje rzemienie. I pociągnęli za nie, zmuszając ich do biegu. Measure był wysokim mężczyzną, wyższym niż którykolwiek z napastników, więc musiał się schylać, kiedy go prowadzili. Trudno mu było iść, a rzemień na szyi był naprawdę mocno zaciśnięty. Ala ciągnęli z tyłu, i widział, jak traktują Measure'a, słyszał, jak krztusi się po drodze. Bez trudu wszedł w ten rzemień, rozciągnął go, naciągnął, żeby luźno zwisał bratu z szyi, i wydłużył, żeby Measure mógł się wyprostować. Działo się to bardzo powoli, i Czerwoni nic nie zauważyli. Al wiedział jednak, że z pewnością wkrótce się zorientują.

Wszyscy wiedzą, że Czerwoni nie zostawiają śladów. I kiedy chwytają białych jeńców, zwykle noszą ich przewieszonych za ręce i nogi jak oprawione sarny, żeby niezgrabni biali ludzie nie ułatwiali zadania ścigającym. Ci Czerwoni chcieli więc, by ich ścigano, skoro pozwalali Alowi i Measure'owi na każdym kroku zostawiać tyle tropów i znaków.

Nie chcieli jednak, żeby pościg był zbyt łatwy. Maszerowali już przez całą wieczność — tak się wydawało — a przynajmniej ze dwie godziny, nim wreszcie dotarli do strumienia. Weszli w wodę i brnęli spory kawałek pod prąd. Później biegli jeszcze przez pół mili czy milę, zanim w końcu zatrzymali się na polanie. Czerwoni rozpalili ogień.

W pobliżu nie było farm, ale to nie miało znaczenia. Do tej chwili poranione konie dobiegły już do domu, z zakrwawionymi ubraniami i tymi imionami wyciętymi na skórze siodeł. W tej chwili wszyscy Biali z okolicy przewożą rodziny do Vigor Kościoła, gdzie kilku mężczyzn może bronić kobiet i dzieci, gdy reszta wyruszy na poszukiwanie zaginionych chłopców. W tej chwili mama jest blada jak śmierć z przerażenia, tato krzyczy na innych, żeby się spieszyli, szybciej, nie ma ani chwili do stracenia, musimy ich znaleźć! Pojadę sam, jeśli nie ruszycie natychmiast! A inni odpowiadają: „Spokojnie, Miller, spokojnie, sam niczego nie osiągniesz. Złapiemy ich, nie masz się co złościć”. Nikt nie chce przyznać tego, o czym wiedzieli wszyscy: że Alvin i Measure tak jakby już nie żyją.

Jednak Alvin nie miał zamiaru umierać. Nic z tego. Zamierzał pozostać całkiem żywy, i to razem z Measure'em.

Czerwoni rozpalili spore gorące ognisko i z pewnością nie był to ogień do gotowania. Słońce świeciło już mocno i jasno, przez co nawet w krótkiej letniej bieliźnie Al i Measure okropnie się spocili. A oblali się potem jeszcze mocniej, kiedy Czerwoni zdarli z nich nawet to, ścinając wszystkie guziki z przodu i rozszarpując na plecach, aż chłopcy zostali nadzy aż do ziemi, na której siedzieli.

Wtedy właśnie jeden z Czerwonych zwrócił uwagę na czoło Ala. Wziął kawałek materiału i wytarł mu twarz, szorując mocno, żeby zdrapać zaschniętą krew. Potem zaczął bełkotać do pozostałych. Wszyscy podeszli, żeby popatrzeć. Al wiedział, czego szukają… i wiedział, że tego nie znajdą. Ponieważ zagoił sobie czoło bez śladu, bez najmniejszej blizny. Oczywiście, Measure też nie miał śladów ciecia, bo to nie jego skaleczyli. To powinno ich zastanowić.

Ale nie na gojeniu opierał Al swoje plany ocalenia. Było za trudne, zbyt powolne. Czerwoni na pewno szybciej potrafią kłuć nożami, niż on zdoła leczyć rany. Będzie o wiele prościej, jeśli użyje swojego talentu na przedmiotach z metalu i kamienia, które były w każdym miejscu takie same. Żywe ciało jest zanadto skomplikowane, ma mnóstwo drobnych części, które trzeba najpierw poukładać sobie w myślach, a potem dopiero dokonywać zmian i zespalać.

Kiedy więc jeden z Czerwonych usiadł przed Measure'em i machnął groźnie nożem, Al nie czekał, aż zacznie go kaleczyć. Odtworzył sobie w myślach ten nóż, stal klingi — był to nóż Białych, tak samo jak muszkiety. Znalazł krawędź, ostrze, i spłaszczył je, wygładził, zaokrąglił.

Czerwony przycisnął nóż do nagiej piersi Measure'a i spróbował ciąć. Measure przygotował się na ból. Ale na skórze pozostał tylko taki ślad, jakby Czerwony trzymał w ręku łyżkę.

Al niemal wybuchnął śmiechem widząc, jak cofa nóż i przygląda mu się, nie pojmując, co się stało. Na próbę przejechał ostrzem po własnym palcu. Al myślał, czy nie uczynić krawędzi ostrą jak brzytwa, ale nie, nie, zasady pozwalały wykorzystać dar tylko do naprawiania, nie do zadawania ran. Pozostali zebrali się wokół i drwili z właściciela noża, myśląc pewnie, że nie dbał o ostrzenie. Al tymczasem szukał u Czerwonych wszystkich innych metalowych krawędzi, zaokrąglał je i wygładzał. Kiedy skończył, nawet strąka grochu nie zdołaliby przekroić swoimi nożami.

Oczywiście, wyciągnęli noże i wypróbowali ostrza na Measure i Alvinie. Potem zaczęli krzyczeć, wrzeszczeć i oskarżać się nawzajem. Kłócili się pewnie, czyja to wina.

Musieli jednak wykonać zadanie, prawda? Mieli torturować tych białych chłopców, żeby wrzeszczeli… A przynajmniej posiekać ich tak, żeby ci, co znajdą ciała, pragnęli zemsty.

Dlatego jeden z Czerwonych chwycił swój staromodny kamienny tommy-hawk i zakręcił nim przed twarzą Ala; niech chłopak solidnie się wystraszy. Al wykorzystał ten czas: zmiękczył kamień, osłabił drewno, rozluźnił rzemienie. Zanim Czerwony podniósł broń, żeby na poważnie wziąć się do roboty — na przykład roztrzaskać więźniowi czaszkę — tommy-hawk rozsypał mu się w ręku. Drewno przegniło na wskroś, kamienne ostrze opadło na ziemię w postaci żwiru, a nawet rzemień pękł. Czerwony krzyknął i odskoczył, jakby nagle zobaczył grzechotnika.

Inny miał toporek ze stalowym ostrzem. Nie marnował czasu na wymachiwanie, tylko złapał Measure'a za rękę i uderzył, żeby mu odciąć palce. Dla Ala było to łatwe. Czy nie wykuwał już całych młyńskich kamieni? I kiedy toporek uderzył i brzęknął o skałę, Measure wstrzymał oddech pewny, że stracił wszystkie palce. Ale gdy Czerwony podniósł broń, dłoń Measure'a wyglądała tak jak poprzednio, nawet nie skaleczona, a w ostrzu były wgłębienia w kształcie palców, jakby zrobiono je z masła albo mokrego mydła.

Czerwoni krzyczeli, spoglądali po sobie z przerażeniem, przerażeniem i gniewem na te niezwykłe rzeczy, które się tu działy. Jako Biały, Alvin nie mógł o tym wiedzieć, ale najgorsze było to, że nic nie czuli, a przecież czuli czary, zaklęcia czy uroki białych ludzi. Heks wykreślony przez Białego był niczym guz w ich poczuciu krainy, przywołanie wzbudzało wstrętny zapach, zasłona brzęczała, kiedy podchodzili bliżej. Ale to, co robił Alvin, niczego w krainie nie zakłócało; ich wyczucie tego, co być powinno, nie ukazywało nic niezwykłego. Zupełnie jakby prawa natury zmieniły się nagle, jakby stal była miękka, a ciało twarde, skała krucha, a rzemień słaby niczym trawa. Nie spoglądali na Ala ani Measure'a, szukając przyczyny tych zdarzeń. Według nich, powodem była jakaś naturalna moc.

Alvin widział tylko ich lęk, gniew i zdumienie, co sprawiło mu dostateczną satysfakcję. Ale nie popadł w zarozumiałość. Wiedział, że z pewnymi rzeczami nie zdoła sobie poradzić. Najważniejszą z nich była woda. Jeśli Czerwonym wpadnie do głowy, żeby ich utopić, Al nie potrafi ich powstrzymać ani uratować siebie i Measure'a. Miał dopiero dziesięć lat; ograniczały go zasady, których nie rozumiał i nie doszedł jeszcze do wszystkich możliwych zastosowań swojego daru. Nie wiedział, jak ten dar działa. Może w jego mocy były rzeczy jeszcze dziwniejsze, gdyby tylko odgadł, jak się do nich zabrać. Problem w tym, że nie wiedział, i dlatego robił wyłącznie to, co było w jego zasięgu.