I tak, Wasza Wysokość, odniesiemy wkrótce decydujące zwycięstwo i rozsławimy Twe imię. Generał Bonaparte zerwał więzy europejskiej tradycji. Uczy swoich żołnierzy walczyć na sposób Czerwonych, a równocześnie kusi tych tak zwanych Amerykanów, by stawili mu czoła na otwartym polu, jak Europejczycy. A skoro Andrew Jackson gromadzi swoją amerykańską armię, my również zbieramy armię ludzi, którzy większe od tamtych mają prawo nazywać się Amerykanami. Dziesięć tysięcy Ta-Kumsawa stanie z nami i wspólnie rozniesiemy dziesięć tysięcy Hickory'ego. Ta-Kumsaw pomści w ten sposób krew ofiar rzezi nad Chybotliwym Kanoe, my zniszczymy amerykańskie wojska i zdobędziemy kraj od Hio po jezioro Huron. Chwałę tych dokonań lojalnie ofiarowujemy Waszej Wysokości, Twój bowiem, Panie, genialny zamysł kazał Ci przysłać tu generała Bonapartego, a on tę wiktorię uczynił możliwą. Gdybyś zechciał przysłać nam jeszcze dwa tysiące Francuzów, aby wzmocnili nasze szeregi i sprowokowali Amerykanów do dalszych pochopnych ruchów, decyzja ta uznana będzie za kluczową w osiągnięciu zwycięstwa.
Był to oburzający list i zwykły hrabia — który w dodatku wypadł z łask — nie powinien go wysyłać do swego władcy. Lecz Gilbert wiedział, że król Karol także jest pod urokiem Napoleona i pochwały małego Korsykanina będzie czytał chętnie i z radością.
Gdybyż Napoleon był tylko próżnym bufonem, zdolnym jedynie do wzbudzania lojalności lepszych od siebie… Wtedy La Fayette mógłby, nie brudząc rąk, czekać na jego nieuniknioną zgubę. Napoleon i de Maurepas poprowadziliby francuską armię do klęski, takiej klęski, która łatwo mogłaby obalić rząd i doprowadzić do ograniczenia władzy króla. A może nawet do obalenia monarchii, co rozsądni Anglicy uczynili już półtora wieku temu.
Niestety, Napoleon był dokładnie tym, za kogo uważali go oczarowani Karolek i Freddie: wybitnie uzdolnionym dowódcą. Gilbert wiedział, że plan Napoleona się powiedzie. Amerykanie pomaszerują na północ przekonani, że mają się zmierzyć tylko z armią Czerwonych. W ostatniej chwili przekonają się, że przeciw nim stoją Francuzi: zdyscyplinowani, dobrze uzbrojeni i fanatycznie oddani Bonapartemu. Będą zmuszeni ustawić szyki na sposób europejski. Pod ich atakami Francuzi zaczną się wolno, ostrożnie wycofywać. A kiedy dyscyplina Amerykanów rozsypie się w ferworze pościgu, wtedy w olbrzymiej masie spadną na nich Czerwoni. Otoczą ich całkowicie. Ani jeden amerykański żołnierz nie ujdzie z życiem… I prawie nikt z Francuzów nie zginie.
To było niebezpieczne. Zuchwałe. Dla francuskich żołnierzy wiązało się z poważnym ryzykiem, jako że Amerykanie będę mieli wielką przewagę liczebną. I wymagało absolutnej wiary w Czerwonych. Ale Gilbert wiedział, że zaufanie Napoleona do Ta-Kumsawa jest w pełni usprawiedliwione.
Ta-Kumsaw wywrze swoją zemstę. De Maurepas ucieknie w końcu z Detroit. Nawet La Fayette potrafiłby chyba wykorzystać to zwycięstwo, uzyskać zgodę na powrót, i do końca swych dni żyć godnie i dostatnio w posiadłościach swych przodków. Ale przede wszystkim Napoleon stanie się najbardziej zaufanym i uwielbianym człowiekiem w całym wojsku. Król Karol z pewnością nada mu tytuł i ziemie, po czym wyśle na podbój Europy. A to uczyni władcę jeszcze bogatszym i potężniejszym, a ludowi odbierze chęć zrzucenia okowów tyranii.
Dlatego Gilbert starannie podarł list de Maurepasa na drobne strzępki.
Drugi list był od samego Napoleona do Gilberta: otwarty, nawet brutalny w ocenie sytuacji. Napoleon zrozumiał w końcu, że choć Gilbert jest odporny na jego czar, to przecież szczerze go podziwia. I jest mu przyjacielem. Jestem twoim przyjacielem, Napoleonie. Ale bardziej jestem przyjacielem Francji. A droga, którą dla ciebie zaplanowałem, o wiele jest wspanialsza niż kariera sługusa głupiego króla.
Gilbert raz jeszcze przeczytał najważniejszy akapit listu.
De Maurepas jak echo powtarza tylko moje słowa, co jest wygodne, choć nieco nużące. Drżę na myśl o tym, co by się stało, gdyby właśnie on dowodził. Jego pomysł na sojusz z Czerwonymi to ubrać ich w mundury i ustawić w rzędach jak kręgle. Cóż za głupota! Jak król Karol może się uważać za kogoś więcej niż półgłówka, jeśli zmusza mnie do słuchania rozkazów takiego idioty jak Freddie? Jednak Karolowi Freddie bez wątpienia wydaje się wcieleniem bystrości — zna się przecież na balecie. W Hiszpanii odniosłem dla Karola zwycięstwo, które mu się nie należało, a jednak okazał się tak miękki, że pozwolił swoim zazdrosnym dworakom wysłać mnie do Kanady. Moimi sprzymierzeńcami są tutaj dzikusy, a moi oficerowie to durnie. Karolek nie zasługuje na zwycięstwo, które mu przyniosę. Ale cóż, drogi Gilbercie, królewska krew rozrzedziła się i osłabła przez te lata, które minęły od czasów Ludwika XIV. Prosiłbym cię o spalenie tego listu, ale Karolek tak mnie uwielbia, że mógłby go chyba przeczytać co do słowa i jeszcze się nie obrazić! A gdyby nawet, czy ośmieliłby się mnie ukarać? Jaką miałby pozycję w Europie, gdybym temu staremu Zakutemu Łbu nie pomógł zapaść na dyzenterię i nie wygrał wojny hiszpańskiej, zamiast ją przegrać, co beze mnie nastąpiłoby niezawodnie?
Próżność Napoleona była nie do zniesienia, ale głównie z tego powodu, że była całkowicie usprawiedliwiona. W swoim liście nie przesadził ani trochę, choć napisał go może nieco pochopnie. Jednak Gilbert przemyślnie zachęcał Napoleona do tak szczerych wypowiedzi. Mały generał wyraźnie marzył o kimś, kto podziwiałby go szczerze, bez wymuszonej miłości. Znalazł tylko jedną taka osobę… naprawdę znalazł… w Gilbercie, jedynym przyjacielu, jakiego będzie miał w życiu. A jednak… A jednak.
Gilbert starannie złożył list Napoleona i dołączył do niego swój, zwykłą notatkę. Napisał w niej:
Wasza Wysokość raczy łagodnie potraktować tego utalentowanego młodego człowieka. Jest arogancki, jak wszyscy młodzi; mogę wszakże ręczyć, że w jego sercu nie ma zdrady. Jak zawsze jednak polegał będę na wskazówkach Waszej Wysokości, nieodmiennie znajdującej właściwą proporcję między sprawiedliwością a łaską.
Waszej Królewskiej Mości uniżony sługa, Gilbert.
Król będzie wściekły, naturalnie. Nawet gdyby Napoleon miał rację i Karolek okazał się tolerancyjny, dworacy nigdy nie przepuszczą takiej okazji. Taki podniesie się krzyk o głowę Bonapartego, że nawet król Karol nie powstrzyma się — przynajmniej od jego degradacji.
Kolejny list, najbardziej bolesny, Gilbert wypisał własną ręką i zaadresował do Frederica, hrabiego de Maurepas. Przygotował go już dawno, prawie zaraz po przybyciu Napoleona do Kanady. Już wkrótce nadejdzie pora, by go wysłać.
W wigilię tak ważkich zdarzeń, drogi Freddie, przesyłam ci ten amulet. Otrzymałem go od świątobliwego męża i ma za zadanie chronić od kłamstw i podstępów Szatana. Noś go przez cały czas, przyjacielu, sądzę bowiem, że bardziej tobie niż mnie będzie potrzebny.
Freddie nie musiał wiedzieć, że ten „świątobliwy mąż” to Robespierre — od niego nic by nie przyjął. Gilbert wyjął amulet spod koszuli, gdzie od tak dawna wisiał na złotym łańcuszku. Co zrobi de Maurepas, gdy urok Napoleona przestanie działać? No cóż, znowu zacznie się zachowywać normalnie.
Gilbert siedział tak przez pół godziny. Wiedział, że nadeszła chwila decyzji. Nie pośle jeszcze amuletu — dopiero w kluczowym momencie Napoleon straci na Freddiego wszelki wpływ. Za to list do króla trzeba wysłać już teraz, żeby odpowiedź zdążyła dotrzeć z Wersalu do Kanady przed wiosenną bitwą z Amerykanami.
Czy jestem zdrajcą, przyczyniając się do klęski mojego króla i mojej ojczyzny? Nie, z pewnością nie. Gdybym bowiem sądził, że uczyni to Francji choćby odrobinę dobra, pomógłbym Napoleonowi zwyciężyć Amerykanów, choćby nawet oznaczało to porażkę sprawy wolności tego nowego kraju. Bo chociaż jestem Feuillantem, demokratą, w głębi serca nawet jakobinem, i choć moja miłość do Ameryki większa jest niż do któregokolwiek z ludzi, z wyjątkiem może Franklina i Washingtona, którzy nie żyją, i Jeffersona wśród żyjących — mimo to jestem przede wszystkim Francuzem. Cóż mnie obchodzi wolność w tym zakątku bożego świata, jeśli nie mamy jej we Francji?