Выбрать главу

Wszyscy przy stole wiedzieli, że jest to chytre kłamstwo, lecz nikt nie miał odwagi powiedzieć tego na głos. Jakąż zmobilizowaną w pełni armię można cofnąć natychmiast? Bromkowskij ględził jeszcze przez chwilę i cytował Lenina piętnującego ostro politykę, która mogła narazić na szwank Dom Światowego Socjalizmu. Nie wywołało to jednak żadnego oddźwięku. Zagrożenie Państwa – tak naprawdę Partii i Politbiura – było oczywiste. Jedyne wyjście stanowiła wojna.

Dziesięć minut później odbyło się głosowanie. Siergietow i ośmiu innych kandydatów nie brali w nim udziału. Stosunek jedenaście do dwóch zadecydował o wojnie. Tryby zaczęły się kręcić.

DATA-CZAS 02/03 17:15 KOPIA 01 Z 01 DOT.

DONIESIENIE STRONY RADZIECKIEJ

BC-Doniesienie strony radzieckiej, Bjt, 2310. FL.

TASS potwierdza wiadomość o pożarze pola naftowego. FL.

EDS: sobota, godziny popołudniowe

Patrick Flynn. FC.

Moskiewski korespondent AP

MOSKWA (AP) – RADZIECKA AGENCJA PRASOWA TASS POTWIERDZIŁA DZISIAJ, IŻ NA ZACHODNICH TERENACH SYBERII MIAŁ MIEJSCE „POWAŻNY POŻAR". W OFICJALNYM ORGANIE PRASOWYM PARTII KOMUNISTYCZNEJ, „PRAWDZIE", UKAZAŁA SIĘ NA OSTATNIEJ STRONIE NOTATKA O POŻARZE, W KTÓREJ STWIERDZONO, ŻE: „BOHATERSCY STRAŻNICY", DZIĘKI SWYM UMIEJĘTNOŚCIOM I POCZUCIU OBOWIĄZKU, URATOWALI NIEZLICZONĄ LICZBĘ OSÓB I ZAPOBIEGLI WIĘKSZYM ZNISZCZENIOM W POBLISKIEJ RAFINERII. ZGODNIE Z DONIESIENIEM, POŻAR WYWOŁAŁA „USTERKA TECHNICZNA" W AUTOMATYCZNYM SYSTEMIE KONTROLI RAFINERII. OGIEŃ, KTÓRY BARDZO SZYBKO SIĘ ROZPRZESTRZENIŁ, ZOSTAŁ OPANOWANY, „NIE BEZ OFIAR WŚRÓD DZIELNYCH STRAŻAKÓW I PRACOWNIKÓW ZAKŁADU, KTÓRZY HEROICZNIE DOŁĄCZYLI DO SWYCH TOWARZYSZY". WBREW TEMU, CO DONIOSŁA PRASA ZACHODNIA, OGIEŃ STŁUMIONO SZYBCIEJ, NIŻ SIĘ SPODZIEWANO. ZACHODNI SPECJALIŚCI SNUJĄ ROZWAŻANIA NA TEMAT NIEBYWALE WYSOKIEJ TECHNIKI ZAINSTALOWANYCH W NIŻNEWAR-

TOWSKU SYSTEMÓW PRZECIWPOŻAROWYCH, KTÓRE POZWOLIŁY ROSJANOM TAK SZYBKO OPANOWAĆ OGIEŃ.

AB-BA-2-3 16:01 EST. FL.

**KONIEC DONIESIENIA**

STOSUNEK SIŁ

Moskwa, RSFRR

– Nie pytali mnie – wyjaśnił szef Sztabu Generalnego, marszałek Szawirin. – Nie pytali mnie o zdanie. Gdy zadzwonili we czwartek w nocy, decyzje polityczne dawno już zapadły. Zresztą kiedy minister obrony pytał mnie o zdanie?

– I co powiedziałeś? – zapytał marszałek Rożkow, głównodowodzący sił lądowych. W odpowiedzi otrzymał ponury, pełen ironii uśmiech.

– Że siły zbrojne Związku Radzieckiego zdolne będą do tego zadania po czterech miesiącach intensywnych przygotowań.

– Cztery miesiące… – Rożkow popatrzył za okno. Odwrócił się. – Nie będziemy gotowi.

– Działania wojenne zaczną się piętnastego czerwca – odrzekł Szawirin. – Jura, musimy być gotowi. Czy miałem jakiś wybór? Co miałem odpowiedzieć? „Wybaczcie towarzyszu generalny sekretarzu, ale Armia Radziecka nie jest w stanie wykonać tego zadania"? Zaraz by mnie zdjęli i dali na to miejsce kogoś bardziej uległego; wiesz kogo. Odpowiadałby ci bardziej marszałek Bucharin…

– Ten głupiec! – warknął Rożkow. To właśnie błyskotliwy plan generała-porucznika Bucharina zaprowadził armię radziecką do Afganistanu. Zawodowo był zerem, lecz polityczne koneksje nie tylko go uratowały, ale wyniosły na szczyty hierarchii wojskowej… Cwaniak Bucharin. Zanim jeszcze został dowódcą Kijowskiego Okręgu Wojskowego, co zgodnie z tradycją było bramą na drodze wiodącej do rangi marszałkowskiej, nie mając żadnego doświadczenia w prowadzeniu wojny w górach, opracował genialny plan na papierze, a potem skarżył się, że nie jest on dokładnie realizowany.

– Chciałbyś mieć go u siebie, by tłumaczył ci twoje własne plany? – zapytał Szawirin.

Rożkow potrząsnął głową. Obaj byli przyjaciółmi i towarzyszami broni jeszcze z czasów, kiedy w jednym pułku dowodzili czołgami podczas wyzwalania Wiednia w 1945 roku.

– Jak ma się to nazywać? – spytał Rożkow.

– „Czerwony Sztorm" – odparł krótko marszałek.

To plan ataku sił zmechanizowanych na Niemcy Zachodnie i kraje Beneluksu nosił kryptonim „Czerwony Sztorm". Nieustannie modernizowany ze względu na ciągłe, drobne zmiany w strukturze sił obu stron, zakładał błyskawiczny wzrost napięcia między Wschodem i Zachodem, po czym dwu-, trzytygodniową kampanię wojenną. Zgodnie z zasadami radzieckiej doktryny wojennej warunkiem powodzenia miało być zaskoczenie militarne przeciwnika użyciem wyłącznie środków konwencjonalnych.

– Ostatecznie nic nie mówili o broni atomowej – mruknął Rożkow.

Istniały również inne scenariusze, noszące inne kryptonimy. Wiele z nich zakładało użycie taktycznych, a nawet strategicznych pocisków nuklearnych. Ale takiej możliwości żaden z noszących mundur ludzi nie chciał nawet rozpatrywać. Mimo przechwałek politycznych władców zawodowi żołnierze wiedzieli zbyt dobrze, co znaczy użycie broni jądrowej.

– A maskirowka?

– W dwóch częściach. Pierwsza, czysto polityczna, odnosi się do Stanów Zjednoczonych. Druga wcielona zostanie w życie tuż przed wybuchem wojny i pochodzi z kręgów KGB. Wiesz, z Grupy Północnej KGB. Przeglądaliśmy ten plan dwa lata temu.

Rożkow chrząknął. Grupa Północna powstała ad hoc w połowie lat siedemdziesiątych z inicjatywy ówczesnego szefa KGB, Jurija Andropowa, a w jej skład wchodzili szefowie poszczególnych wydziałów tej instytucji. Komitet ów miał wypracować sposoby rozbicia jedności NATO i koordynować wszelkie operacje polityczne i psychologiczne, zmierzające do osłabienia Zachodu. Najbardziej chytrym pomysłem Grupy Północnej był drobiazgowy plan osłabienia militarno-politycznej struktury Paktu Atlantyckiego w obliczu prawdziwej wojny. Czy plan ten zda egzamin? Obaj dowódcy wymienili ironiczne spojrzenia. Jak większość zawodowych wojskowych nie wierzyli szpiegom i ich planom.

– Cztery miesiące – powtórzył Rożkow. – Mamy dużo do zrobienia. A jeśli czary KGB zawiodą?

– To niezły plan. Przez tydzień będziemy wodzić ich za nos, choć, prawdę mówiąc, lepiej byłoby przez dwa tygodnie. Wszystko naturalnie zależy od tego, jak szybko NATO osiągnie pełną gotowość bojową. Ale jeśli opóźnimy proces ich mobilizacji o siedem dni, zwycięstwo mamy pewne…

– A jeśli nie? – spytał gwałtownie Rożkow. Doskonale wiedział, że nawet ta siedmiodniowa zwłoka nie daje żadnej gwarancji.

– Pewnie, gwarancji nie ma, ale stosunek sił przemawia na naszą korzyść. Wiesz o tym, Jura. Możliwość odwołania w ostatniej chwili zmobilizowanych sił nie była nigdy dyskutowana z szefem Sztabu Generalnego.

– Przede wszystkim musimy wprowadzić dyscyplinę w naszej armii – odparł głównodowodzący sił lądowych. – Należy poinformować niezwłocznie o tym kadrę wyższych oficerów, po czym rozpocząć bardzo intensywne ćwiczenia taktyczno-operacyjne. Czy z paliwem jest naprawdę tak krucho?

Szawirin wręczył podwładnemu notatki.

– Mogłoby być gorzej. Na intensywne ćwiczenia jednostek wojskowych jest go dosyć. Masz przed sobą niełatwe zadanie, Jura, lecz cztery miesiące powinny wystarczyć. Czasu było o wiele za mało, ale po co o tym mówić?

– W cztery miesiące muszę narzucić wojsku pełną dyscyplinę bojową? Czy mam wolną rękę?

– W pewnych granicach.

– Po pierwsze, każdy żołnierz musi ślepo wypełniać rozkazy swego podoficera. Po drugie, należy wymienić kadrę.