Выбрать главу

– I to, i to.

Na ulicach Moskwy panował siarczysty mróz, przy krawężnikach piętrzyły się pryzmy odgarniętego śniegu, niebo wyglądało jak zamarznięty kryształ, a w samochodzie nie działało ogrzewanie. Prowadził Flynn, zaś jego przyjaciel czytał na głos komunikat. Szkic propozycji traktatu zajmował bitych dziewiętnaście stron opatrzonych licznymi przypisami. Korespondent Reutera, rodowity londyńczyk, który karierę zaczynał od publikowania tekstów na kolumnie informującej o wypadkach i przestępstwach, został z czasem awansowany na korespondenta zagranicznego. Flynna poznał przed laty w słynnym hotelu „Caravelle" w Sajgonie i od tamtego czasu, przez ponad dwadzieścia już lat, pili ze sobą i dzielili maszynę do pisania. Mroźna, rosyjska zima niosła tyle samo nostalgii, co przygniatający upał Sajgonu.

– Bardzo uczciwe postawienie sprawy – powiedział Calloway. Słowa przybierały postać pary. – Proponują rozbrojenie z jednoczesną likwidacją wielu istniejących broni. Zezwalają przy tym obu stronom na przywrócenie wyrzutni starego typu. Każda ze stron ma posiadać do pięciu tysięcy głowic. Ma to obowiązywać przez pięć lat po trzyletnim okresie redukcji. Istnieje również odrębna propozycja negocjacji w sprawie zlikwidowania stałych wyrzutni i zastąpienia ich ruchomymi przy jednoczesnym ograniczeniu dopuszczalnej liczby prób w ciągu roku… – odwrócił kartkę i szybko przejrzał resztę tekstu.

– Nie ma nic o „gwiezdnych wojnach"… Czy nie wspomniał o nich w swoim przemówieniu? Patrick, synu, to naprawdę jest, jak powiedziałbyś, bomba. Ten tekst równie dobrze mógłby zostać napisany w Waszyngtonie. Miesiące miną, nim dogadają wszelkie szczegóły techniczne, ale to jest cholernie poważna i cholernie wspaniałomyślna propozycja.

– Nic o „gwiezdnych wojnach"? – Flynn nachmurzył się i skręcił w prawo. Czyżby Rosjanie zostawili sobie furtkę? Czy Waszyngton zakwestionuje… – Mamy tu dobry materiał, Willie. Masz temat. Nie bierze cię „Pokój"?

Calloway tylko się roześmiał.

Fort Meade, Maryland

Amerykańskie agencje wywiadowcze, jak wszystkie inne na świecie, bacznie śledziły wszelkie doniesienia prasowe. Toland studiował więc komunikaty American Press i Reutera, zanim dotarły one na biurka szefów. Porównywał je przedtem z radziecką wersją wydarzeń zawartą w raportach przesyłanych za pomocą urządzeń mikrofalowych do regionalnych wydań „Prawdy" i „Izwiestii". W Związku Radzieckim informacje były tak redagowane, by członkowie Partii nie mieli wątpliwości, jakie jest stanowisko kierownictwa.

– Już raz to było – odezwał się szef jego sekcji. – Ostatnio wszystko utknęło na problemie ruchomych wyrzutni rakietowych. Obie strony bardzo chciały je mieć, ale bały się, że i druga strona będzie je posiadała.

– Ale ogólny ton raportu…

– One zawsze są pełne euforii w doniesieniach na temat ich propozycji rozbrojeniowych! Do diabła, Bob, dobrze o tym wiesz.

– To prawda, sir, ale po raz pierwszy Rosjanie jednostronnie wycofują broń jądrową.

– Przestarzałe yankee.

– I co z tego? Oni nie rezygnują z niczego, przestarzałe czy nie. Ciągle przecież przechowują w magazynach zabytkowe armaty z czasów drugiej wojny światowej na wypadek, gdyby ich potrzebowali. To coś innego, a polityczne implikacje…

– Nie mówimy o polityce, ale o strategii nuklearnej – odwarknął szef sekcji.

Jakby stanowiło to różnicę – pomyślał Toland.

Kijów, Ukraina

– No i co, Pasza?

– Towarzyszu generale, czeka nas naprawdę huk roboty – odparł Aleksiejew, stojąc na baczność w kijowskiej Kwaterze Głównej Południowo-Zachodniego Teatru Wojny. – Nasi żołnierze potrzebują zakrojonych na szeroką skalę ćwiczeń. W sobotę i w niedzielę przestudiowałem ponad dziewięćdziesiąt raportów o stanie gotowości bojowej naszych dywizji czołgów i jednostek zmotoryzowanych.

Aleksiejew umilkł. Taktyka i gotowość bojowa były zmorą radzieckiego wojska. Armia bazowała na poborze powszechnym, służba trwała dwa lata i zaledwie połowie żołnierzy udało się dotąd zdobyć podstawową wiedzę wojskową. Nawet kadrę podoficerską, kręgosłup każdego wojska jeszcze od czasów rzymskich legionów, stanowili rekruci poddani specjalnemu szkoleniu. Ale odchodzili, gdy kończył się okres ich służby. Z tego też względu radziecka armia opierała się głównie na wyższych i średnich zawodowych oficerach, którzy często zmuszeni byli robić to, co na Zachodzie robił zwykły sierżant. Kadra zawodowych oficerów armii radzieckiej stanowiła jedyny pewny element wojska. W teorii.

– Cały problem tkwi w tym – ciągnął Aleksiejew – że nie znamy rzeczywistego stanu gotowości bojowej. Nasi pułkownicy używają we wszystkich raportach tego samego języka. Każdy z nich rozwodzi się o normach: o takiej samej ilości godzin przeznaczonych na ćwiczenia, na szkolenie ideologiczne. Przytaczają taką samą liczbę oddanych strzałów na strzelnicach – tutaj akurat różnice wahają się w granicach trzech procent – oraz podają wymaganą ilość odbytych na poligonach ćwiczeń; wszystkich, oczywiście, takich samych…

– Zgodnych z regulaminem – zauważył generał-pułkownik.

– Oczywiście. Dokładnie; cholera, zbyt dokładnie! Bez poprawek na złą pogodę. Bez poprawek na zwłoki w dostawie paliwa. Bez poprawek na nic! Na przykład, 703. Pułk Piechoty Zmotoryzowanej cały zeszły październik pomagał przy żniwach na południe od Charkowa, a jednocześnie wykonał miesięczny plan ćwiczeń przypisanych tej jednostce. Już samo fałszowanie prawdy jest rzeczą naganną, ale to jest fałszowanie głupie!

– Nie może być tak źle, jak myślicie, Pawle Leonidowiczu.

– Czy ośmielilibyśmy się zakładać, że jest inaczej, towarzyszu?

Generał spuścił wzrok.

– Nie. Cóż, Pasza. Przygotowałeś plan. Możesz mi go wyłuszczyć?

– Wy towarzyszu generale, musicie opracować scenariusz ataku na kraje muzułmańskie. Ja natomiast wyjadę w teren i wezmę do galopu naszych polowych dowódców. Jeśli mamy osiągnąć cel do czasu operacji na Zachodzie, musimy dać przykład, rozprawiając się z najgorszym elementem. Mam na myśli czterech dowódców. Zasługują na kryminał. Proszę, oto dane personalne winowajców i postawione im zarzuty – wręczył pojedynczą kartkę papieru.

– Widzę tu nazwiska dwóch dobrych ludzi, Pasza – zaoponował generał.

– Stoją na straży Państwa. Zajmują stanowiska, które uzyskali dzięki zaufaniu. Ale zawiedli to zaufanie, fałszując raporty, tym samym narażając Państwo – odparł Aleksiejew.

Ciekawe, ile osób w tym kraju mogłoby to samo powiedzieć o nim i jego dowódcy – zastanowił się.

Odrzucił tę myśl. Miał i tak zbyt wiele innych problemów.

– Czy zdajecie sobie sprawę z konsekwencji oskarżeń, które mi wręczyliście?

– Naturalnie. Karą za zdradę jest śmierć. Czy kiedykolwiek fałszowałem raporty o gotowości bojowej? Albo wy? – Aleksiejew odwrócił na chwilę wzrok. – To trudna sprawa i decyzja nie przyszła mi łatwo. Lecz jeśli nie doprowadzimy naszych jednostek do porządku, iluż młodych ludzi umrze za błędy swoich oficerów? Bardziej nam potrzebna gotowość bojowa niż czterej krętacze. Jeśli nawet istnieje jakiś inny, łagodniejszy środek, by osiągnąć cel, ja go nie znam. Armia bez dyscypliny jest po prostu niewiele wartym motłochem. Dostaliśmy wytyczne od Naczelnego Dowództwa, by ukarać niesfornych i przywrócić autorytet kadry podoficerskiej. Skoro żołnierze ponoszą odpowiedzialność za swe wykroczenia, to samo musi dotyczyć ich dowódców. Na nich bowiem spoczywa większa odpowiedzialność. Oni otrzymują wysokie gaże. Kilka surowych wyroków rozpocznie długą drogę do naprawy armii.