Ogłuszający huk ręcznego granatu był znakiem, iż żołnierze KGB znów przystąpili do akcji. Rasul odpowiedział ogniem i rozdzierającym bębenki syrenom pożarowym zawtórowały krzyki umierających. Tolkaze ruszył spiesznie w kąt sali. Podłoga była śliska od krwi. Otworzył puszkę z bezpiecznikami i wyrwał główny korek. Następnie strzałem z pistoletu zniszczył całą instalację. Gdyby ktoś chciał ją naprawić, będzie to musiał zrobić po ciemku.
Zadanie wykonane. Ibrahim obejrzał się i spostrzegł, że jego potężnie zbudowany kompan został trafiony śmiertelnie w pierś odłamkiem granatu. Rasul chwiał się, próbując ustać na nogach; do końca strzegł swych towarzyszy.
– Oddaję się w ręce Pana wszystkich światów! – krzyknął wyzywająco Tolkaze pod adresem żołnierzy, którzy nie znali słowa po arabsku. – Królu wszystkich ludzi, Boże wszystkich ludzi, od zła podszeptywanego przez szatana…
Zza załomu ściany wyskoczył na podest schodów sierżant KGB i pierwszą serią wytrącił z bezwładnych rąk Rasula pistolet maszynowy. Kiedy ponownie znikał za rogiem, w powietrzu szybowały już łukiem dwa granaty. Nie było gdzie i nie było po co uciekać. Mohammed i Ibrahim stanęli nieruchomo w drzwiach, a granaty podskakiwały i toczyły się po kafelkach podłogi w ich stronę. Wydawało się, iż cały świat staje w ogniu. Świat rzeczywiście miał zapłonąć z tego powodu.
– Allah akbar!
– Boże wielki! – sapnął sierżant.
Pożar, który zaczął się w sekcji benzyn i olei napędowych, był na tyle duży, że zaalarmował strategicznego satelitę dalekiego wykrywania krążącego po orbicie geostacjonarnej trzydzieści osiem i pół tysiąca kilometrów nad Oceanem Indyjskim. Informacja została natychmiast przesłana do tajnej placówki sił powietrznych Stanów Zjednoczonych. W ośrodku kontroli satelitarnej dyżur pełnił akurat pułkownik lotnictwa. Odwrócił się natychmiast do starszego technika.
– Mapę, proszę – powiedział.
– Tak jest, sir.
Sierżant wystukał na klawiaturze komputera sygnały zmieniające czułość zainstalowanych w satelicie kamer. Satelita natychmiast zlokalizował źródło energii cieplnej. Obok optycznego obrazu na ekranie pokazała się komputerowa mapa z dokładną lokalizacją.
– Pożar rafinerii naftowej, sir. Jezu słodki, zupełnie jakby ktoś szczał ogniem! Pułkowniku, za dwadzieścia minut będzie tam przelatywał w odległości stu dwudziestu kilometrów Wielki Ptak.
– Cóż – mruknął pułkownik, kiwając głową. Uważnie obserwował ekran. Gdy nabrał już pewności, że źródło ciepła nie przemieszcza się, sięgnął prawą ręką po słuchawkę Złotej Linii – połączenia z siedzibą Północnoamerykańskiego Dowództwa Obrony Powietrznej w Cheyenne Mountain w Kolorado.
– Punkt kontroli Argus. Pilna wiadomość dla głównego dowódcy.
– Proszę zaczekać – odparł czyjś głos.
– Głównodowodzący – odezwał się kto inny.
– Mówi pułkownik Burnette, sir, z punktu kontroli Argus. Widzimy potężne promieniowanie termiczne; współrzędne: sześćdziesiąt stopni, pięćdziesiąt minut szerokości północnej i siedemdziesiąt sześć stopni, czterdzieści minut długości wschodniej. To rafineria naftowa. Źródło ciepła nie przemieszcza się, powtarzam: nie przemieszcza się. Za dwadzieścia minut przelatywać tam będzie KH-11. Moja wstępna ocena, generale, jest taka, iż mamy do czynienia z potężnym pożarem pola naftowego.
– A nie kierują przypadkiem na pańskiego satelitę promienia laserowego? – zapytał dowódca. Istniała możliwość, że to Rosjanie próbują jakichś sztuczek.
– Wykluczone. Źródło światła zawiera się w podczerwieni, a jego widzialne spektrum nie jest, powtarzam: nie jest monochromatyczne. Za parę minut będziemy wiedzieli więcej, sir. Jak dotąd, wszystko wskazuje na to, iż jest to rozległy ogień na powierzchni ziemi.
Pół godziny później byli tego pewni. Nad horyzontem pojawił się satelita zwiadowczy KH-11 i osiem kamer telewizyjnych zarejestrowało panujący na dole chaos. Urządzenie przetransmitowało sygnał do geostacjonarnego satelity komunikacyjnego i Burnette oglądał wszystko „na bieżąco". Na żywo i w kolorze. Ogień pochłonął już ponad połowę kompleksu rafinerii oraz przylegających do niej terenów produkcyjnych; rozmiaru katastrofy dopełniał pożar ropy wypływającej z otwartych zaworów przerzuconego nad Obem rurociągu. Mogli oglądać, jak gnane wiatrem wiejącym z szybkością siedemdziesięciu kilometrów na godzinę płomienie rozprzestrzeniały się coraz bardziej. Choć prawie wszystko przesłaniał gęsty dym, czujniki podczerwieni wyławiały wiele źródeł ciepła, które mogły być wyłącznie rozległymi rozlewiskami produktów naftowych płonących żywym ogniem.
Odbywający z Burnette'em dyżur sierżant pochodził ze wschodniego Teksasu i jako chłopak pracował na polach naftowych. Z pamięci komputera wywołał zdjęcia zakładu zrobione jeszcze w ciągu dnia i porównał je z obrazem transmitowanym teraz przez satelitę.
– Do licha, pułkowniku! – odezwał się, potrząsając z niedowierzaniem głową. – Rafineria… no cóż, jest stracona, sir. Wiatr roznosi ogień i nie ma sposobu powstrzymać pożogi. To koniec; będzie się tak palić trzy, może cztery dni, a niektóre partie nawet i z tydzień. Jeśli nie znajdą jakiegoś sposobu, by ugasić pożar, zagładzie ulegnie również całe pole naftowe, sir. Kiedy znów tam pojawi się nasz satelita, rafineria wciąż będzie płonąć, rozsypią się wszystkie wieże, sfajczą się po prostu… Boże drogi, myślę, że nawet nasz Teksańczyk, Red Adair, nie chciałby się tym zajmować.
– Niewiele zostanie z rafinerii? No tak… – Burnette przeglądał na taśmie zapis zarejestrowany podczas przelotu Wielkiego Ptaka. – To był ich najnowszy i największy zakład; to klęska dla ich przemysłu paliwowego. Zanim wszystko odbudują, będą musieli zdrowo przestawić swoją produkcję gazu i paliw. Coś panu powiem. Kiedy Iwanowi zdarza się katastrofa przemysłowa, nawet się nie skrzywi. Ale ten pożar to bardzo duży kłopot dla naszych rosyjskich przyjaciół, sierżancie.
Wszystkie analizy potwierdziła następnego dnia CIA; a dzień później tajne służby angielskie i francuskie. Grubo się myliły.
CZŁOWIEK, KTÓREGO GŁOS PRZEWAŻYŁ
DATA-CZAS 01/31-06: 15 kopia 01 z 01 dot. RADZIECKIEGO POŻARU BC-Radziecki pożar, Bjt, 1809. FL.
Katastrofalny pożar pól naftowych w Niżnewartowsku. FL.
EDS: środa, godziny popołudniowe. FL.
William Blake. FC.
American Press (AP) Wojskowość/Wywiad
WASZYNGTON (AP) – Wywiad i źródła wojskowe w Waszyngtonie donoszą, iż w środkowych rejonach Związku Radzieckiego wybuchł gigantyczny pożar pól naftowych; największy od czasu katastrofy w Texas City w roku 1947 i w Mexico City w 1984 roku. Ogień odkryły amerykańskie „Narodowe Środki Techniki", którym to terminem ogólnie określa się satelity rozpoznawcze podległe Centralnej Agencji Wywiadowczej. CIA uchyliła się od wszelkich komentarzy. Źródła Pentagonu potwierdzają to doniesienie, dodając, iż rozmiary pożaru spowodowały chwilowy zamęt w Północnoamerykańskim Dowództwie Obrony Powietrznej, gdyż istniała realna szansa, że ogień mógł powstać wskutek próby wystrzelenia rakiety w kierunku Stanów Zjednoczonych lub też próby oślepienia amerykańskich satelitów dalekiego wykrywania za pomocą lasera lub innego urządzenia naziemnego.
Pentagon podkreśla, iż nie ogłoszono alarmu i nie postawiono w stan podwyższonej gotowości bojowej amerykańskich sił nuklearnych. „Zamieszanie trwało zaledwie pół godziny" – głosiło oświadczenie.
Radziecka agencja prasowa TASS nie potwierdziła doniesień, ale Sowieci bardzo rzadko informują o takich sprawach. Podobnie jak w przypadkach wspomnianych wyżej dwóch ogromnych katastrof przemysłowych, obecny gigantyczny pożar może doprowadzić do większej tragedii. Źródła obrony nie chciały spekulować na temat liczby przypuszczalnych ofiar wśród ludności cywilnej. Zakłady petrochemiczne przylegają bezpośrednio do Niżnewartowska.