– Połowa? – zapytał cicho sekretarz generalny.
– Dokładnie tyle, towarzyszu – odparł Siergietow.
– A ile czasu trzeba, by podjąć eksploatację złóż?
– Towarzyszu sekretarzu generalny, jeśli dostarczymy odpowiedniej ilości wiertnic, które pracować będą dwadzieścia cztery godziny na dobę, to wedle moich wstępnych obliczeń przywracanie poziomu produkcji zajmie dwanaście miesięcy. Oczyszczenie terenu po katastrofie zabierze co najmniej trzy miesiące; trzy dalsze należy poświęcić na montaż aparatury i wież. Ponieważ znamy lokalizację szybów i ich głębokość, pominąć możemy normalny w takich okolicznościach czynnik niepewności. A więc w ciągu roku – to jest w sześć miesięcy po tym, jak przystąpimy do ponownych wierceń – zaczniemy stopniową eksploatację szybów. Ich pełna rekonstrukcja skończy się w ciągu dwóch dalszych lat. Równolegle z tymi pracami musimy też rozmieszczać aparaturę do przyśpieszonej eksploatacji złóż…
– Do czego? – zapytał minister obrony
– Przyśpieszonej eksploatacji złóż, towarzyszu ministrze. Gdyby w Niżnewartowsku szyby były stosunkowo młode, samo ciśnienie podtrzymywałoby ogień jeszcze całymi tygodniami. Ale, jak wiecie, towarzysze, ze złóż wydobyto już sporą część zasobów. By przyspieszyć eksploatację wpompowywaliśmy do szybów wodę, która sprawiała, że uzyskiwaliśmy dużo więcej ropy. Obecnie będzie miało to fatalny wpływ na regenerację tych otworów, gdyż uszkodzone są warstwy roponośne. Z tym problemem próbują uporać się geolodzy. Kiedy więc zabrakło energii i zniknęły siły wypychające naftę, ogień na polach gwałtownie wygasa z powodu braku paliwa. Gdy odlatywałem do Moskwy, ognia prawie nie było.
– Tak więc i trzech lat może być mało? – zapytał minister spraw wewnętrznych.
– Zgadza się, towarzyszu ministrze. Nie istnieją tu żadne naukowe podstawy. Sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy, nie miała dotąd miejsca ani na Zachodzie, ani na Wschodzie. W ciągu dwóch, trzech miesięcy możemy wywiercić parę kontrolnych otworów, co da nam pewne wskazówki. Ekipa, którą tam zostawiłem, zaczęła już działać w tym kierunku tak szybko, jak to umożliwia posiadany sprzęt.
– Bardzo dobrze – skinął głową sekretarz generalny.
– Mam następne pytanie: jak długo kraj może funkcjonować w takiej sytuacji?
Siergietow wrócił do notatek.
– Towarzysze, powiedzmy szczerze, jest to katastrofa gospodarcza na skalę dotąd nie notowaną. Choć ostra zima pochłonęła zapasy naszych ciężkich olei w stopniu większym niż zakładaliśmy, niektóre gałęzie energetyki muszą pozostać relatywnie nietknięte. Na przykład produkcja prądu w zeszłym roku wchłonęła trzydzieści osiem procent ogólnej produkcji naftowej; też dużo więcej niż planowaliśmy. Wzięło się to z niskiego w ubiegłych latach wydobycia węgla i gazu, które miały ograniczyć ilość zużywanej ropy. Przemysł węglowy aktualnie modernizujemy, ale wymaga to pięciu lat, by zaczął w pełni funkcjonować. Poszukiwania gazu idą obecnie wolniej z przyczyn klimatycznych. Z czysto technicznych względów ciężko jest operować niezbędnym do tego sprzętem w bardzo niskich temperaturach…
– Więc niech te dranie od wierceń nie lenią się i wezmą do roboty – doradził sekretarz moskiewskiego oddziału Partii.
– Tu nie o robotników chodzi, towarzyszu – westchnął Siergietow. – Chodzi o maszyny. Niska temperatura bardziej działa na metal niż na człowieka. Podczas silnych mrozów narzędzia i części maszyn stają się kruche i łatwo pękają. Warunki atmosferyczne utrudniają transport do obozów. Marksizm-leninizm niestety nie ma wpływu na pogodę.
– Czy trudno byłoby pokryć czymś teren wierceń? – spytał minister obrony.
– Trudno? Towarzyszu ministrze, to niemożliwe. W jaki sposób zasłonić kilkaset wież wiertniczych o wysokości od dwudziestu do czterdziestu metrów każda? Z równym powodzeniem można przykryć kosmodrom w Plesecku.
Siergietow po raz pierwszy zauważył, że minister obrony wymienił spojrzenia z sekretarzem generalnym.
– Musimy zatem ograniczyć przydziały ropy dla przemysłu elektrycznego – oświadczył ten ostatni.
– Towarzysze, pozwólcie, że przedstawię wam kilka pobieżnych spostrzeżeń na temat zużywania przez nasz kraj produktów naftowych. Proszę uwzględnić, że dane będę czerpał z pamięci, gdyż roczny raport mojego departamentu jeszcze nie jest w pełni gotowy. W ubiegłym roku uzyskaliśmy pięćset osiemdziesiąt dziewięć milionów ton ropy naftowej, to znaczy o trzydzieści dwa miliony mniej niż zakładaliśmy, a i obecny poziom wydobycia możliwy jest wyłącznie dzięki owym środkom nadzwyczajnym, o jakich wspomniałem. Około połowę naszej produkcji stanowi mazut będący wynikiem połowicznej destylacji lub ciężki olej opałowy. Stosuje się je na przykład w elektrowniach lub w fabrykach do ogrzewania kotłów parowych. Większość ropy nie może być po prostu wykorzystana w inny sposób, gdyż dysponujemy tylko trzema – przepraszam, obecnie już dwiema – rafineriami z wystarczająco skomplikowaną aparaturą oraz komorami do krakowania katalitycznego, zdolnymi do przetwarzania owych olei ciężkich w produkty destylacji lekkiej. Wytwarzane przez nas paliwa służą gospodarce w sposób różnoraki. Jak już wspomniałem, trzydzieści osiem procent idzie na elektryczność i inne formy energii. Szczęśliwie jest to głównie mazut. Paliwa lżejsze – olej napędowy, gazolina i oczyszczona nafta – wykorzystywane są przez rolnictwo, przemysł spożywczy, transport dóbr i towarów, zużycie społeczne, przewozy pasażerskie oraz wojsko. To pochłonęło ponad połowę zeszłorocznej produkcji. Innymi słowy, towarzysze, po utracie Niżnewartowska tylko wymienieni przeze mnie użytkownicy potrzebują więcej niż jesteśmy w stanie wydobyć i przetworzyć. Dla takich gałęzi jak metalurgia, przemysł maszynowy ciężki, chemiczny czy budownictwo nie zostanie już nic. Nie wspominam naturalnie o eksporcie do bratnich krajów socjalistycznych Europy Wschodniej ani o eksporcie światowym. Natomiast odnośnie poruszonej przez was kwestii, towarzyszu sekretarzu generalny, możemy zapewne pozwolić sobie na skromne cięcia w przemyśle elektrycznym, choć już obecnie odczuwamy poważne niedobory energii, czego skutkiem były czasowe ograniczenia zużycia prądu, a nawet całkowite przerwy w jego dostawach. Dalsze redukcje w tej dziedzinie wywrą katastrofalny wpływ na inne sektory gospodarki państwowej, takie jak produkcja przemysłowa czy transport kolejowy. Pamiętacie, towarzysze, jak trzy lata temu celem oszczędności paliw zmieniliśmy doświadczalnie woltaż wytwarzanej energii elektrycznej? Spowodowało to masowe awarie silników w całym Donieckim Okręgu Przemysłowym.
– A węgiel i gaz?
– Towarzyszu sekretarzu generalny, już teraz wydobycie węgla jest o szesnaście procent niższe od planowanego i spada coraz bardziej. Spowodowało to zresztą przechodzenie opalanych węglem fabryk i elektrowni na ropę. Co więcej, ponowne przestawienie się z ropy na węgiel jest bardzo kosztowne i czasochłonne. Dużo tańszym i prostszym rozwiązaniem jest przejście na gaz i do tego zmierzamy. Produkcja gazu wprawdzie też jest poniżej normy, ale ten dział gospodarki rokuje nadzieje. Pod koniec bieżącego roku spodziewamy się przekroczyć plan. Tutaj z kolei musimy brać pod uwagę fakt, iż wiele naszego gazu idzie do Europy Zachodniej. Wyciągamy w ten sposób twardą walutę, by kupować zagraniczną ropę oraz, naturalnie, zboże.
Na ostatnią wzmiankę odpowiedzialny za rolnictwo członek Politbiura zamrugał oczyma. Ileż już osób przepadło z kretesem za to, że nie poradziło sobie z radzieckim rolnictwem – pomyślał Siergietow. Nie dotyczyło to obecnego sekretarza generalnego, który też doznał w tej dziedzinie porażki, a mimo to zdołał obrócić ją na swoją korzyść. Ale dobrzy marksiści nie wierzą w cuda i za wyniesienie na to tytularne stanowisko trzeba było zapłacić wysoką cenę, co Siergietow dopiero teraz zaczynał rozumieć.