Siergietow wyprostował się w skórzanym fotelu. O co chodzi, co on wygaduje? Na twarzy kandydata nie drgnął jednak ani jeden mięsień.
– Jeśli na początku usuniemy ze sceny NATO, Ameryka znajdzie się w niezwykle interesującej sytuacji – kontynuował minister obrony. – Stany Zjednoczone mogą zaspokajać swoje potrzeby energetyczne ze źródeł na półkuli zachodniej, więc nie muszą wcale bronić krajów arabskich. Zwłaszcza, że nie cieszą się one popularnością w środowisku amerykańskich syjonistów.
Czy on naprawdę w to wierzy? – zastanawiał się Siergietow. – Czy oni naprawdę sądzą, że Stany Zjednoczone będą stały z założonymi rękami? Co się wydarzyło wczoraj na tym późniejszym zebraniu?
Jeszcze jedna osoba podzielała jego wątpliwości.
– Musimy zatem tylko podbić Europę Zachodnią, tak, towarzyszu? – zapytał jeden z kandydatów. – Czy bez przerwy nie ostrzegacie nas przed jej bronią konwencjonalną? Czy nie mówicie corocznie o zagrożeniu, jakie stanowi dla nas zmasowana armia NATO? I nagle oświadczacie niedbale, że musimy ją pobić. Wybaczcie, towarzyszu ministrze obrony, ale czy Francja i Anglia nie posiadają własnego arsenału nuklearnego? Dlaczego Amerykanie nie mieliby dotrzymać układu o użyciu broni nuklearnej w obronie Paktu Atlantyckiego?
Siergietowa zaskoczyła odwaga młodszego członka. A jeszcze bardziej zdumiony był tym, że na pytanie odpowiedział minister spraw zagranicznych. Kolejny element łamigłówki. A co o tym wszystkim myśli KGB? Czemu nie ma tu ich reprezentanta? Szef KGB odbywa wprawdzie rekonwalescencję po operacji, ale powinien przybyć ktoś inny – chyba, że już poprzedniego dnia podjęto jakieś wiążące decyzje.
– Siłą rzeczy nasze cele muszą być ograniczone i takie niewątpliwie są. Zmuszają nas do kilku politycznych posunięć. Po pierwsze: należy uśpić czujność Ameryki na tyle, by nie zdążyła użyć przeciw nam całych swych sił. Po drugie: powinniśmy rozbić sojusz polityczny NATO – minister spraw zagranicznych pozwolił sobie na rzadki u niego uśmiech. – Jak wiecie, KGB pracowało nad tym od paru lat i dysponujemy ostateczną wersją tego planu. Przedstawię go wam w skrócie, towarzysze.
Kiedy skończył, Siergietow pokiwał tylko głową nad zuchwałością przedsięwzięcia. Ale też w innym świetle ujrzał panujący w tej sali układ sił. A więc za wszystkim stało KGB. Powinien się był tego domyślić. Ale czy pójdzie na to reszta Politbiura?
– Tak właśnie ma to wyglądać – ciągnął minister. – Poszczególne elementy pasują do siebie. Spełniając wszystkie te wstępne warunki, siejąc zamieszanie, rozgłaszając, że nie zamierzamy wcale zagrozić bezpośrednio dwóm mocarstwom atomowym Paktu Atlantyckiego, odsuwamy istniejące wciąż przecież ryzyko wojny jądrowej, które i tak jest mniejsze od tego, czym grozi nam załamanie się naszej gospodarki.
Siergietow wyciągnął się w fotelu. Tak więc wojna; wojna stanowiła mniejsze ryzyko niż zimny, głodny pokój. Decyzja zapadła. Zapadła? Może jeszcze jakieś tajemne powiązania poszczególnych członków Politbiura okażą się na tyle mocne, że wpłyną na zmianę decyzji? Czy on sam odważy się sprzeciwić temu szaleństwu? Zapewne na początek należy zadać jakieś rozsądne pytanie.
– Czy mamy wystarczające siły, by pokonać NATO?
Gładkość odpowiedzi zatrwożyła go.
– Naturalnie – odparł minister wojny. – Jak myślicie, po co mamy armię? Już skonsultowaliśmy plan z wyższymi dowódcami.
Kiedy w zeszłym miesiącu towarzysz minister obrony prosił o więcej stali na nowe czołgi, czy tłumaczył, że NATO jest za słabe? – pomyślał ze złością Siergietow. – Cóż to za intryga? Czy cała sprawa została omówiona z doradcami wojskowymi, czy też jest to czysta fanfaronada towarzysza ministra? Może zastraszył czymś sekretarza generalnego? Co na to minister spraw zagranicznych? Czy wyraził jakiś sprzeciw? Czy tak właśnie zapadają decyzje o losach narodów? Co by o tym pomyślał Włodzimierz Iljicz?
– Towarzysze, to czyste szaleństwo! – odezwał się Piotr Bromkowskij. Najstarszy członek Politbiura, wątły osiemdziesięciolatek, w swoich wystąpieniach często nawiązywał do dawnych, romantycznych czasów, kiedy to członkowie Partii Komunistycznej głęboko wierzyli, że stanowią napędową siłę historii. Zakończyły to czystki Jeżowa. – Tak, stanęliśmy w obliczu załamania się naszej gospodarki. Tak, jest to śmiertelne zagrożenie Państwa; ale czy nie sprowadzamy sobie na głowę jeszcze gorszego nieszczęścia? Zakładając, że wojna wybuchnie, kiedy, towarzyszu ministrze obrony, proponujecie zacząć operacje wojskowe przeciw NATO?
– Zostałem zapewniony, iż nasza armia znajdzie się w stanie pełnej gotowości bojowej za cztery miesiące.
– Cztery miesiące. Domyślam się, że na cztery miesiące paliwa nam starczy. Starczy, by zacząć wojnę! – Pietia był stary, ale nie był głupcem.
– Towarzyszu Siergietow – sekretarz generalny wykonał ruch ręką, podkreślając wagę swego stanowiska. Po której stronie stanąć?
Młody członek-kandydat dokonał błyskawicznego wyboru.
– Zapasy paliw lekkich: gazoliny, olei napędowych et setera mamy obecnie duże – przyznał Siergietow. – Zawsze podczas najzimniejszych miesięcy, kiedy zużycie tych surowców spada, gromadzimy zapasy. Te, dodane do rezerw, którymi dysponuje nasza obrona strategiczna, wystarczą na czterdzieści pięć…
– Sześćdziesiąt! – przerwał mu z naciskiem minister obrony.
– Czterdzieści pięć dni to bardziej prawdopodobne, towarzyszu – podkreślił Siergietow. – Podległy mi departament przeprowadził drobiazgową analizę poziomu zużycia paliwa przez jednostki wojskowe. Był to zresztą jeden z punktów programu mającego na celu powiększenie naszych strategicznych rezerw. Tak na marginesie, w minionych latach problem ten był zupełnie lekceważony! Otóż wprowadzając cięcia w innych dziedzinach konsumpcji i przy pewnych ograniczeniach w przemyśle, możemy rozszerzyć ten margines do sześćdziesięciu, może nawet i do siedemdziesięciu dni. Plus rezerwy dla intensywnych ćwiczeń armii. Na krótką metę koszty nie byłyby wysokie, ale już w połowie lata sytuacja diametralnie się zmieni…
Siergietow urwał, poruszony łatwością, z jaką podjął decyzję. Sprzedałem duszę… A może zachowałem się jak patriota? Czy stałem się taki sam jak ci przy tym stole? A może po prostu powiedziałem prawdę? Ale co to jest prawda? Jednego był pewien: przetrwał. Na razie.
– Jak mówiłem wczoraj, odbudowa przemysłu naftowego nie przyjdzie nam łatwo. Moi fachowcy szacują, że przy obecnych, zmniejszonych mocach produkcyjnych możemy uzyskać najwyżej dziewięcioprocentowy wzrost produkcji ważnych militarnie paliw. Ostrzegam jednocześnie, iż zdaniem analityków wszelkie istniejące aktualnie wyliczenia zużycia ropy w warunkach bojowych są bardzo optymistyczne.
Ostatecznie, słabo bo słabo, ale zaprotestował.
– Dajcie nam tylko paliwo, Michaile Edwardowiczu – odparł z chłodnym uśmiechem minister obrony – a zostanie ono użyte właściwie. Moi z kolei analitycy obliczyli, iż założone cele możemy osiągnąć w dwa tygodnie, a nawet szybciej: Ale że zgodzę się z wami co do oceny sił NATO, więc podwójmy tę liczbę – i tak wciąż mamy paliwa więcej, niż potrzeba.
– A jeśli NATO odkryje nasze zamiary? – zapytał stary Pietia.
– Nie odkryje. Maskirowka, nasz podstęp, jest już w trakcie realizacji. NATO nie stanowi zbyt spoistego sojuszu. Nie może stanowić. Ministrowie poszczególnych państw kłócą się o kwoty przeznaczone na obronę ich krajów. Społeczeństwa są miękkie i zantagonizowane. Niejednolitość uzbrojenia powoduje straszliwy chaos w dostawach i zaopatrzeniu. A najpotężniejszy sojusznik znajduje się za oceanem w odległości pięciu tysięcy kilometrów. Związek Radziecki od granicy niemieckiej dzieli tylko noc jazdy pociągiem. Pietia, stary przyjacielu, odpowiem na twoje pytanie. Jeśli wszystko weźmie w łeb, a nasze zamiary zostaną ujawnione, cofniemy się, twierdząc, że były to wyłącznie manewry i wrócimy do stosunków pokojowych. Będzie to i tak lepsze od nierobienia niczego. Po prostu, kiedy będziemy gotowi, uderzymy. Ale zawsze zostawimy sobie drogę odwrotu.