Musiała jak najszybciej poczuć znowu smak życia.
3.
– Słyszałaś już o śmierci Noaha Smitha? – zapytał Charlie Dodd nazajutrz rano, kiedy Kate usiadła za biurkiem. – Musiałabym znaleźć się na dnie morza, żeby o tym nie słyszeć. Odkąd to się stało, radio i telewizja nie informują o niczym innym. To straszne.
– Liczba ofiar wzrosła do dziewięćdziesięciu dwóch. Niewidzącym wzrokiem wpatrywała się w leżące przed nią sprawozdanie.
– Co ze Smithem? Znaleźli już jego ciało?
– Nie, ale przeszukają cały czas zgliszcza. Muszą wykluczyć jego udział w podłożeniu bomb.
Poderwała głowę do góry.
– Jakich bomb?
– Nie czytałaś jeszcze porannej prasy? – Wskazał na gazetę rozłożoną na biurku. – Ktoś podłożył tam cztery bomby. Stąd ta eksplozja.
– Ale dlaczego? – Kate spoglądała na niego oszołomiona.
– Kto to wie? – Charlie wydął usta. – Kto wie, dlaczego nasz instytut pikietowany jest bezustannie przez czterdziestu rozjuszonych szaleńców? Na szczęście w Genetechu wzmacnia się ochronę. Szczęście, że nie przyjęłaś tamtej pracy, co? Niech to diabli, o czym ja mówię? Dobrze, że ja ci nie podebrałem tamtej posady.
Machinalnie przytaknęła ruchem głowy. Przed oczami miała nadal straszliwe sceny zniszczenia prezentowane przez CNN.
– Czy firma J. & S. nie prowadziła jakichś badań zleconych przez rząd?
– Myślisz o terrorystach? To i tak byłoby nie do wykrycia. – Usiadł przy swoim biurku. – W każdym razie poszukiwania prowadzone są znacznie bliżej.
– Co masz na myśli?
– Ubezpieczenie. Ostatni rok oznaczał dla J. & S. kłopoty finansowe. Dlatego właśnie przeczesują teraz zgliszcza w poszukiwaniu ciała Smitha. Wydaje im się, że mogą znaleźć jakiś wyraźny dowód…
– Naprawdę myślą, że on wysadził w powietrze fabrykę i siebie? To niedorzeczne.
Charlie obronnym gestem podniósł ręce do góry, udając, że przeraził go szorstki ton jej głosu.
– Posłuchaj, nie mam pojęcia, co się stało. Wiem tylko tyle, ile wyczytałem z gazet.
– Przepraszam. – Dopiero teraz zorientowała się, jak gwałtownie zareagowała. Ale samobójstwo byłoby poddaniem się, a Noah Smith, jakiego znała z rozmów telefonicznych, nie był typem człowieka, który daje za wygraną. – To nie w porządku. Ten człowiek nie żyje i nie może się bronić.
– Słyszeliście, co się stało z Noahem Smithem? – Do pokoju wbiegła Benny i stanęła przy biurku Kate.
– Już omówiliśmy całą sprawę – mruknął przeciągle Charlie i wzdrygnął się ostentacyjnie. – Dajmy temu spokój.
– Tak? Cóż… i tak nie miałam już ochoty o tym mówić. Ci biedacy… – Ściszyła głos, aby nie mógł jej usłyszeć Charlie. – Wczoraj wieczorem zadzwonił do mnie Michael. Na pewno nie masz nic przeciw temu, abym przyszła po południu na mecz?
– Na pewno.
– Wiesz chyba, jakiego mam bzika na punkcie Josha.
– Wiem. – Kate pragnęła, aby Benny poszła sobie wreszcie. Nie była teraz w odpowiednim nastroju do rozmyślania o jej związku z Michaelem. Czuła się roztrzęsiona i poirytowana, nie wiedziała jednak, czy to z powodu Noaha Smitha, czy samej siebie. – Spotkamy się na meczu.
– Dobrze. – Benny uśmiechnęła się. – Zobaczysz, jak wspaniale dopinguję.
– Byłem dobry, prawda? – pytał podniecony Joshua. – Widziałaś mój ostatni dublet?
– Widziałam. – Kate uklękła, aby pomóc mu włożyć kurtkę. – Stój spokojnie. Teraz, po zachodzie słońca, robi się chłodno. Widziałam wszystko. Byłeś bohaterem meczu.
Skrzywił się.
– Wcale nie. Przegraliśmy. Nie mogę być uważany za czołowego zawodnika, skoro moja drużyna przegrała.
– A jednak ja patrzę na ciebie jak na asa zespołu.
– To dlatego, że jesteś moją mamą. – Wyglądał mimo wszystko na usatysfakcjonowanego. – A co mówił tata?
– Zapytaj go sam. – Podniosła się i ujrzała Michaela i Benny; oboje szli w ich stronę, przedzierając się przez tłum rodziców. – Według mnie ma minę dumnego ojca.
– Wspaniała gra, chłopie. – Michael z szerokim uśmiechem klepnął syna po ramieniu. – Gdybyś miał trochę więcej wsparcia ze strony kolegów, starlibyście przeciwnika na proch.
– Ćśś… – Joshua zerknął z niepokojem na grupę przygnębionych kolegów. – Rory starał się, jak mógł.
– Przepraszam. – Michael zniżył głos. – Ale przewyższałeś ich o całą klasę, synu.
Benny poparła go.
– Kiedy odbiłeś tego dubleta, zerwałam się z miejsca i omal nie zepchnęłam twojej mamy z ławki. Buch! – Uśmiechnęła się. – Twój tata i ja wybieramy się do „Chucky Cheese” na pizzę. Może byś poszedł z nami?
Kate zesztywniała, rzuciła badawcze spojrzenie na Michaela. Niemal niedostrzegalnie pokręcił głową. Nie, to nie jego inicjatywa, on zaakceptował jej żądanie, aby posuwać się powoli. Benny wyszła z tą propozycją zapewne pod wpływem nagłego impulsu.
– Jasne. – Joshua spojrzał na Kate. – Mamo, a ty?
Pokręciła głową.
– Muszę popracować. Pojadę już do domu. Ale ty możesz iść na pizzę.
Joshua wyglądał na niezdecydowanego.
– Na pewno nie masz nic przeciw temu?
Zacisnęła dłoń na jego ramieniu.
– Na pewno. – Przeniosła wzrok na Michaela. – Przywieź go do domu przed dziewiątą. Jutro idzie do szkoły.
– Dobrze. – Spojrzał na nią ponad głową syna. – Dzięki. Chodź, Josh. – Ruszył na przełaj po trawie w stronę otwartego pola oznakowanego jako parking.
Benny uśmiechnęła się, pomachała do Kate i pobiegła za nimi.
Kate odprowadzała ich wzrokiem. Musisz się do tego przyzwyczaić. Tak będzie łatwiej dla Josha. Oto konsekwencje rozwodu. Zawsze jest ktoś, kto zostaje sam.
Joshua spojrzał za siebie.
Z wysiłkiem uśmiechnęła się i pomachała mu ręką. Nie odwzajemnił gestu. Nagle stanął w miejscu. Powiedział coś do Benny i puścił się pędem z powrotem.
– Zapomniałeś czegoś?
– Nie idę z nimi. – Wepchnął ręce do kieszeni kurtki. – Pojadę z tobą do domu.
– Dlaczego?
Spojrzał na nią z nachmurzoną miną.
– Po prostu jadę z tobą. Mam dość pizzy.
To było do niego niepodobne: Joshua nigdy nie miał dość pizzy.
– Benny i twój tata będą rozczarowani.
– Może pojadę z nimi następnym razem. Jedźmy już, dobrze? Tamci stali w miejscu, patrząc na nią, wreszcie Michael wzruszył z rezygnacją ramionami, wziął Benny pod ramię i ruszyli dalej w stronę parkingu.
Widocznie nie rozegrała tego należycie. Joshua musiał wyczuć, że czuje się samotna, stąd ta nieoczekiwana reakcja: nagły instynkt opiekuńczy wobec matki. Wolnym krokiem skierowała się do samochodu.
– Zanudzisz się w domu. Może jednak pobiegniesz za nimi? Benny cieszyła się tak bardzo, że spędzisz z nimi resztę wieczoru. Przecież ją lubisz.
Joshua szedł obok niej.
– Jasne, że ją lubię. Jest zabawna. – Patrzył prosto przed siebie. – Tata też ją lubi, prawda?
– Nawet bardzo – odparła Kate. – I dobrze, że tak. Był samotny.
– Nie masz nic przeciw temu, żeby ona… – Urwał w pół zdania.
– Byłabym egoistką, mając coś przeciw szczęściu twojego taty. – Doszła już do hondy i wyjęła z torebki kluczyki. – To samo odnosi się do ciebie. Dlatego sądzę, że mógłbyś pojechać z nimi do „Chucky Cheese”. Spędziłbyś miło czas. – Spojrzała na drugą stronę parkingu, gdzie Michael właśnie pomógł Benny zająć miejsce w swoim Ghevrolecie, zamknął drzwiczki i począł obchodzić auto, aby usiąść za kierownicą. – Jeszcze byś zdążył.