Chłopiec pokręcił głową.
– Zostanę z tobą.
Boże, miała już dość roli szlachetnej cierpiętnicy. Czy Michael nie może sam walczyć o swoje? Spróbuje jeszcze raz.
– Naprawdę nie mam nic przeciw temu, żebyś… Nagły podmuch cisnął ją z ogromną siłą na bok hondy.
– Mamo!
– Nic mi nie jest. – Wyciągnęła na oślep ręce, aby oprzeć się o maskę samochodu, potem odwróciła się do Josha, który gramolił się z ziemi. – Nie zrobiłeś sobie nic złego? Nie wiem, co się…
W odległości zaledwie paru kroków od miejsca, gdzie stali, dojrzała nagle drzwiczki od auta Michaela. Chevrolet płonął.
– Michael? – szepnęła.
Joshua, całkowicie oszołomiony, wpatrywał się w płonący wrak.
– Ale gdzie jest tata… – wyjąkał.
A potem z jego gardła wydarł się przeraźliwy krzyk.
– Jak się czujesz?
Kate podniosła wzrok i ujrzała na schodach trybuny Alana Eblunda. Przyciągnęła do siebie Josha, otuliła jego i siebie kocem. Zimno. Koc nie pomógł wiele, ale jednak stopniowo robiło jej się trochę cieplej. Przypomniała sobie niejasno, że ktoś podał im ten koc. Ach tak, matka Rory’ego. To miłe z jej strony. Wszyscy byli dla niej mili.
Alan usiadł obok niej.
– Wiesz chyba, co czuję, Kate. – Mówił z trudem.
Tak, domyślała się. Alan może się czuć tak, jakby stracił brata.
– Joshua powinien wrócić do domu. Policja nie chciała nas puścić.
– Wiem.
– On powinien wrócić do domu.
– Przywiozłem Betty, czeka w samochodzie. Zawieziemy go do nas.
Mocniej przytuliła syna do piersi.
– Nie!
– Posłuchaj, Kate, jesteś prawie w szoku, podobnie jak Joshua. Nie możesz teraz się nim zająć. – Umilkł na chwilę. – Zresztą nie powinien być w domu, kiedy powiadomisz Phyliss.
Phyliss. Boże, musi po tym wszystkim jechać do domu, aby powiedzieć Phyliss, że jej syn nie żyje.
Michael nie żyje. Znowu przeszył ją ból wywołany tą straszliwą świadomością.
Alan zwrócił się do Joshuy.
– Wiem, że wolałbyś zostać z mamą, ale ona musi teraz porozmawiać z twoją babcią. Betty czeka tu obok. Zawiezie cię do nas do domu, zgoda?
– Nie. – Chłopiec kurczowo objął Kate oburącz. – Muszę zostać z mamą.
Alan spojrzał na Kate.
Pragnęła zatrzymać syna przy sobie, sprawić, aby wszystko było w porządku. Ale jak to zrobić, skoro na jego oczach ojca rozerwało na strzępy? Będzie mu potrzebna bardziej nieco później, kiedy już opuści ją odrętwienie. Kiwnęła głową.
– Nic mi nie będzie, Joshua. Proszę cię, pojedź z Betty. Przyjadę po ciebie za parę godzin.
– A jeśli… – Niechętnie puścił matkę, wstał i zaczął schodzić na dół. Jeszcze na schodach przystanął i odwrócił się do Alana. – Zajmie się pan nią? – zapytał z naciskiem.
– Możesz być tego pewny.
Oboje odprowadzali go w milczeniu wzrokiem.
– Widział wszystko? – zapytał wreszcie Alan. Kate przytaknęła ruchem głowy.
– Byliśmy akurat na parkingu.
– Dobrze się trzyma.
– Wcale nie. Przez całą godzinę trząsł się jak galareta. – Wzdrygnęła się. – Zresztą ja też. O co tu chodzi, Alan?
– Podejrzewamy, że do zapłonu samochodu podłączono bombę. – Objął ją ramieniem. – Michael przekręcił kluczyk w stacyjce i… buch.
– Bombę – powtórzyła. – Ale kto to zrobił?
– Michael rozpracowywał handlarzy narkotyków. Wiesz, jakie to ryzykowne. Przygotowywaliśmy wielką akcję, obaj otrzymywaliśmy pogróżki. – Znużonym gestem wzruszył ramionami. – A może to ktoś, komu Michael dobrał się do skóry w przeszłości. Rozważam obie możliwości. Mam nadzieję, że będę wiedział więcej, kiedy chłopcy z laboratorium przebadają dokładnie samochód.
Zrobiło jej się słabo na samo wspomnienie płonącego auta.
– Nie wiem, co można by tam jeszcze przebadać.
– Byłabyś zdumiona, jak wiele. Michael przychodził na te mecze co wtorek?
– Tak. I w każdą sobotę.
– Aha. A więc miał jakby stały rozkład zajęć? Obserwując go, można było stwierdzić, że będzie tu o określonej porze?
Chyba tak. – Pokręciła głową, nadal nie mogąc zebrać myśli. – Ale to po prostu niemożliwe. Podczas meczu drużyny juniorów? To nie powinno się było tu wydarzyć. A w jaki sposób umieszczono tę bombę? Przecież cały czas kręcili się tutaj ludzie.
– Cały czas oprócz ostatniej rundy meczu. Nie wyobrażam sobie, aby w takiej chwili jacyś rodzice nie obserwowali swoich dzieci w akcji. To oznacza, że parking opustoszał na parę minut, a fachowiec nie potrzebuje dużo czasu, aby zainstalować bombę.
– Ale obok stały inne samochody… bawiły się małe dzieci. Na miłość boską, mało brakowało, a Joshua wsiadłby do tego auta. – Jej głos zadrżał, musiała przerwać, aby opanować się i zdławić grozę, która owładnęła nią na samą myśl o takim koszmarze. – To cud, że nikt inny nie ucierpiał wskutek wybuchu. Ten, kto to zrobił, musi być potworem!
– W pełni się z tobą zgadzam. – Odwrócił wzrok w inną stronę i powiedział z wyraźnym zażenowaniem: – Ze słów świadków wynika, że w samochodzie siedziała jeszcze jakaś kobieta.
– Benny. Benita Chavez. Pracowała w Genetechu.
– Miała tu rodzinę?
Prawda, trzeba jeszcze powiadomić rodzinę Benny. Biedna Benny! Kate poczuła wyrzuty sumienia: śmierć przyjaciółki nie wstrząsnęła nią tak bardzo, jak śmierć Michaela. Benny była jeszcze młoda i pełna życia. Zasłużyła na to, aby ją opłakiwać.
– Rodzina panny Chavez – nalegał Alan.
Wytężyła pamięć.
– Nie, mieszkała tu sama, ale wspomniała mi kiedyś, że ma matkę w Tucson. Niestety, nie znam adresu.
– Znajdziemy go na pewno w aktach Genetechu. – Wstał. – Chodźmy już. Odwiozę cię do domu.
Do domu. Na spotkanie z Phyliss. Kate podniosła się, skierowała wzrok na parking, rozświetlony niebieskimi błyskami radiowozów policyjnych i furgonetki koronera. Wolała nie podchodzić do niej, nie patrzeć na te okropne, popalone szczątki samochodu Michaela.
– Gdzie zaparkowałeś?
Alan nie potrzebował wyjaśnień.
– Nie musisz tam iść. Ustawiłem twoją hondę w drugim końcu placu. Wóz patrolowy pojedzie za nami.
– Dzięki. – Ścisnęła jego ramię. – Dziękuję za wszystko.
– Nie ma za co. – Zawahał się. – Wiesz, razem ze mną zjawili się tu dziennikarze. Radziłbym ci nie odbierać żadnych telefonów. Mogą cię wyprowadzić z równowagi.
– Jeszcze bardziej niż jestem? Wątpię, czy to możliwe. Ale i tak nie mam ochoty na żadne wywiady dla prasy.
– Mogą insynuować pewne rzeczy… – Alan najwyraźniej czuł się nieswojo. – No wiesz, rozwiedziona żona… nowa przyjaciółka eksmęża…
Wpatrywała się w niego zaszokowana.
– Sam powiedziałeś, że śmierć Michaela wiąże się z narkotykami…
– Jasne – przerwał jej. – Ale wiesz chyba dobrze, jak czepialscy potrafią być dziennikarze, zawsze doszukują się we wszystkim nie wiadomo czego. Zrobię, co tylko możliwe, aby zostawili cię w spokoju, a ty po prostu nie odbieraj telefonów.
– Nie martw się, nie będę. Wyłączę po prostu dzwonek – obiecała. – Zrobię to choćby dla Josha.
– Zaopiekujemy się nim, ja i Betty. – Pomógł jej zejść po schodach, ujmując pod ramię stanowczo, lecz zarazem delikatnie. – A ty zadbaj o siebie i Phyliss.
Utkwiła wzrok w drzwiach frontowych.
Nie miała ochoty wchodzić do domu. Jeśli wejdzie, zobaczy Phyliss i będzie musiała powiedzieć jej… Alan otworzył już drzwiczki.