Выбрать главу

– Zadzwonię do ciebie jutro.

Kiwnęła głową. Tak, najwyższy czas wysiąść z tego auta i wejść do domu. Ktoś musi przecież powiadomić Phyliss. I powinien to być ktoś, kto kocha ją i kochał kiedyś jej syna.

Michael…

Boże, nie wolno się teraz rozkleić.

– Dzięki, Alan. – Wysiadła z samochodu i ruszyła do domu. Pamięć podsuwała jej ciąg scen. Michael uśmiechnięty. Michael namiętny. Michael rozgniewany.

Michael dumny i czuły – wtedy w szpitalu, kiedy urodziła Josha. Michael żywy.

Otwierając drzwi, czuła łzy, które spływały jej po twarzy. Phyliss oglądała telewizję.

– Ciekawy był mecz? – zapytała, nie odwracając głowy.

– Phyliss.

Dopiero teraz spojrzała za siebie.

– Kate? – Ujrzała jej twarz i zerwała się na równe nogi. – Co się stało? Joshua?

– Nie. – Trzymaj się. Musisz zapanować nad sobą. Musisz to powiedzieć. Podeszła bliżej, objęła ją mocno. – Nie, nie Joshua.

– Nadal pamiętam go jako małego chłopca – mówiła cicho Phyliss. – Jego pierwszy dzień w szkole. Boże Narodzenie… – Po jej policzkach popłynęły łzy. – Czy to nie dziwne? Zachował się w mojej pamięci niejako dorosły mężczyzna, lecz jako mały chłopczyk. – Zacisnęła powieki, na twarzy odmalował się wyraz bólu. – Zabili mi synka!

– Phyliss… – Co powiedzieć, żeby ulżyć jej w rozpaczy? Kate mogła tylko ją objąć i zapłakać razem z nią, dać teściowej odczuć, że nie jest sama.

Upłynęło parę godzin, zanim odważyła się zostawić Phyliss samą i pojechać do Alana po syna. W drodze do domu Joshua nie płakał, siedział, cały czas milcząc. Szok? Jeśli tak, będzie musiała zająć się tym nazajutrz. Teraz trzeba położyć się spać, próbować wypocząć.

Dochodziła już północ, zanim zdołała jakoś uspokoić Phyliss i Josha, po czym udała się do swojego pokoju i zamknęła drzwi. Wiedziała, że nie uśnie. Ból nie znikał, dręczył bezlitośnie, chociaż łzy wyczerpały się już doszczętnie.

A może nie.

Znowu napłynęła fala rozpaczy i Kate natychmiast poczuła, jak pieką ją oczy.

Michael…

– Musimy już wracać do domu. – Kate delikatnie starała się odciągnąć Phyliss od otwartego grobu. – Kilku przyjaciół Michaela ma wpaść, żeby złożyć kondolencje.

– Dobrze. – Ale nie chciała jeszcze odchodzić. – To niesprawiedliwe, Kate. On był takim dobrym człowiekiem!

Kate zamrugała gwałtownie, powstrzymując łzy.

– Tak, bardzo dobrym.

– Nie zawsze zgadzaliśmy się ze sobą, ale nawet jako dziecko starał się zawsze robić to, co uważał za słuszne. Dlatego został policjantem.

– Wiem.

– I za to go zabili.

– Phyliss!

– Już dobrze, nic więcej nie powiem. Tylko utrudniam ci sytuację.

– Mów, co tylko chcesz, ale chodźmy stąd.

Phyliss rozejrzała się na wszystkie strony.

– Tak – szepnęła. – Wszyscy już poszli, prawda? A gdzie Joshua?

– Alan Eblund i jego żona zawieźli go do domu.

– Zawsze lubiłam Alana.

– My też powinnyśmy już pojechać. Przywiozę cię tutaj jutro.

– Za chwilę. – Spojrzała znowu na grób. – Idź do samochodu. Chciałabym pobyć parę chwil sam na sam z moim synem, pożegnać się z nim.

Lepiej nie zostawiać jej samej, pomyślała Kate. Phyliss trzymała się bardzo dobrze przez ostatnie trzy dni, od śmierci Michaela, ale lepiej nie ryzykować.

– Poczekam tutaj.

Phyliss nie odrywała wzroku od grobu.

– Nie chciałabym być niegrzeczna, Kate. Byłaś dla mnie cudowna, ale teraz wolę zostać tu sama, bez ciebie.

Kate drgnęła, kiwnęła gwałtownie głową.

– Dobrze, zaczekam w samochodzie. – Szła powoli alejką wiodącą ku bramie cmentarza, oczy piekły ją boleśnie. Phyliss nie chciała jej zranić, a jednak rana była i dręczyła ją teraz uparcie. Dręczyło ją także sumienie. Nie sprawdziła się. Michael był jej pierwszą miłością, ojcem jej dziecka, a ona rozbiła małżeństwo. Powinna była starać się je utrzymać. Powinna była rozumieć i słuchać, zamiast unosić się gniewem, gdy tylko on…

Czyjaś dłoń zacisnęła się na jej ręce, pociągnęła za pień olbrzymiego dębu.

Jęknęła przerażona, a serce skoczyło do gardła, kiedy druga dłoń, tak samo silna i twarda jak pierwsza, zakryła jej usta.

– Proszę nie krzyczeć. – Głos był męski, ochrypły. – Nie chcę pani skrzywdzić.

Nie krzyknęła. Zamiast tego zatopiła zęby w dłoni przyciśniętej do ust i jednocześnie zadała napastnikowi cios kolanem w pachwinę.

– Chryste! – jęknął z bólu. Na moment przywarł do niej, jakby szukając oparcia, ale jego uchwyt nie zelżał ani trochę. – Proszę posłuchać.

– Niech mnie pan puści.

– Musi mnie pani wysłuchać! – Przyparł ją do pnia drzewa, zatopił w niej płonący wzrok. – I, na Boga, jeśli kopnie mnie pani jeszcze raz, uduszę… – Odetchnął głęboko. – Nie, nie mówiłem teraz serio. Nie zamierzam pani obrabować ani zgwałcić. Po prostu musiałem…

– Mój Boże! – wyszeptała Kate, wpatrując się w niego z niedowierzaniem. – Przecież pan nie żyje!

– Jeszcze przed minutą nie zgodziłbym się z takim twierdzeniem – mruknął Noah Smith. – Ale teraz to co innego. Omal nie zabiła mnie pani tym kolanem.

Nie odrywała od niego oczu. Miał na sobie nie eleganckie ubranie, lecz dżinsy i szarą bluzę, na lewym policzku widniał ślad po uderzeniu, na czole dostrzegła bliznę po skaleczeniu, a na rękach bandaże, ale był to z pewnością Noah Smith.

– Zaskoczył mnie pan. Myślałam już, że chce mnie pan… – Nie, to teraz nieważne. – Co pan tu robi?

– Musimy porozmawiać. – Skrzywił się. – A zbliżyć się do pani to prawdziwy problem. Nie chciałem kręcić się tu po cmentarzu jak jakiś upiór. Nie odpowiadała pani na moje telefony, a potem w domu zaroiło się od gliniarzy i różnych gości składających kondolencje.

Dopiero teraz otrząsnęła się z szoku.

– Muszę już wracać do domu. Nie wiem, dlaczego pan…

– Nie zabiorę dużo czasu – zapewnił spiesznie. – Chciałbym spotkać się z panią dziś wieczorem w motelu „King Brothers” przy autostradzie 41. Proszę zjawić się tam jak najwcześniej. Będę czekał cały wieczór. Niech pani przywiezie też syna i zabierze rzeczy niezbędne do dłuższego pobytu poza domem.

– Dlaczego miałabym to zrobić?

– Aby uratować swoje życie. – Po chwili dodał: – I może także życie syna.

Wpatrywała się w niego z szeroko otwartymi ustami.

– Pan chyba oszalał – wyjąkała wreszcie.

– Proszę zaparkować za rogiem po powrocie do domu, a jadąc do mnie, zachować ostrożność. Gdyby zauważyła pani coś dziwnego, proszę natychmiast wracać i zadzwonić do mnie z domu.

– Miałabym zabrać ze sobą Josha? Mój syn nie przyszedł jeszcze do siebie po śmierci ojca. Nie zamierzam wyciągać go na jakieś niejasne eskapady i narażać na przykre przeżycia.

– Dobrze, proszę go na razie zostawić. Postaramy się potem przyjechać po niego. Może tak będzie dla niego bezpieczniej. Niech pani przyjedzie sama.

Pokręciła głową.

– Dlaczego nikt nie wie, że pan żyje?

– Wyjaśnię to wieczorem.

– Proszę wyjaśnić teraz.

– No więc: dlatego, że chcę pozostać wśród żywych – odparł krótko. – I chcę, aby pani pozostała wśród żywych.

– Jeśli o mnie chodzi, nie mam nic wspólnego z panem i pańskimi problemami.

– Ależ tak, nawet bardzo dużo. – Umilkł na chwilę. – A nasze problemy wykazują zdumiewające podobieństwo. Moja fabryka wyleciała w powietrze. Następnego dnia w powietrze wyleciał samochód pani eksmęża. Interesujące są doniesienia prasy. Otóż zdaniem policji, w tym samochodzie znajdowalibyście się także oboje z synem, gdyby nie to, że wyłamała się pani owego dnia z utartego już zwyczaju i nie pojechała razem z Michaelem.