Выбрать главу

– Michaela zamordowali handlarze narkotyków.

– Czyżby? Moim zdaniem, stał się tylko przypadkową ofiarą. Prawdziwym celem była pani.

– Bzdura.

– W porządku. Wiem, że to brzmi dziwnie, ale chyba uda mi się panią przekonać… Niech pomyślę.

– Nie mam więcej czasu. Moja teściowa będzie…

– Już wiem. Prasa podała, że zapalnik czasowy, który wywołał eksplozję bomb w mojej fabryce, był produkcji czeskiej. Proszę dowiedzieć się na policji, gdzie był wyprodukowany zapalnik czasowy bomby podłożonej w aucie pani eksmęża. – Spojrzał ponad jej głową w dal. – Ktoś nadchodzi. Muszę uciekać. Proszę nie mówić nikomu, że mnie pani widziała. – Puścił jej ręce i cofnął się, nie odrywają od niej wzroku. – Niech pani koniecznie przyjdzie wieczorem. Ja nie kłamię. Naprawdę staram się ocalić pani życie. Pani musi żyć.

Odwrócił się i odszedł szybkim krokiem.

Patrzyła za nim osłupiała. Ten człowiek z pewnością oszalał.

– Kto to był? – Phyliss stała już obok niej, patrząc na Noaha Smitha, który znikał w oddali.

– Pracownik z laboratorium, złożył mi kondolencje. – Kłamstwo wymknęło jej się z ust, zanim jeszcze zdołała zebrać myśli. Sama nie wiedziała, dlaczego chroni Smitha. Jego wersja wydarzeń to jakiś stek niedorzecznych bzdur…

– Wydaje mi się, że skądś go znam. – Phyliss zmarszczyła brwi. – Może spotkałam go już przedtem?

Kate była zbyt zdenerwowana i oszołomiona, aby zaprzątać sobie głowę Smithem i jego opowieścią. Nie miała zamiaru iść na dzisiejsze spotkanie z nim, intrygowała ją jednak dziwna postawa tego człowieka; dlaczego zależało mu tak bardzo na tym, aby nikt nie dowiedział się, iż przeżył wybuch? Jego natarczywość wywarła na niej duże wrażenie.

Ale sprawy, o których mówił Smith, te jego niedorzeczne oskarżenia… to wszystko musi poczekać. Teraz trzeba myśleć przede wszystkim o ludziach przybyłych na stypę, o swoich obowiązkach.

– Nie sądzę, abyś go znała – odparła. Ujęła Phyliss pod ramię. – Chodź, pojedziemy do domu. Do Joshuy. Jesteśmy mu potrzebne.

– Wygląda na to, że dzieciak trzyma się świetnie. – Charlie Dodd, z filiżanką kawy w jednym ręku i kanapką w drugiej, poruszał się szczególnie ostrożnie, jakby obawiał się, że upuści coś na podłogę. – A jak ty się czujesz, Kate?

Skierowała wzrok na Josha, który siedział w drugim kącie zatłoczonego pokoju obok najstarszego syna Alana, Marka. W tym niebieskim garniturze wygląda niezwykle blado i dorośle, pomyślała z bólem. Dziś przynajmniej był starannie uczesany, zadał sobie nawet wiele trudu, aby ujarzmić niesforny kosmyk włosów. Garnitur, nienoszony od świąt Bożego Narodzenia, zrobił się już trochę za mały, dlatego musiała oddać go poprzedniego dnia do krawca, aby przerobił go w ekspresowym tempie.

– Oboje czujemy się dobrze, Charlie. Dziękuję, że przyszedłeś.

– Och, chętnie zrobiłbym dla was coś więcej. Benny została pochowana w Tucson, ale we wtorek zostanie tu odprawiona msza w jej intencji, słyszałaś o tym?

Kiwnęła głową.

– Tak. Przyjdę na nią.

– Podobno bierzesz tydzień urlopu. Zamierzasz gdzieś wyjechać?

– Zawsze relaksuję się najlepiej na łonie rodziny. Teraz właśnie odczuwam potrzebę, aby spędzić trochę więcej czasu z Joshuą i Phyliss.

– Mogę coś dla ciebie zrobić? Na przykład przejąć część badań? Przynieść coś do domu?

– Nie, chyba nie mam zaległości. Może wstąpię potem do biura po niektóre sprawozdania. – Znowu skierowała wzrok na Joshuę. – Ale nie teraz.

– No cóż, daj mi znać w razie potrzeby.

– Jasne. – Uśmiechnęła się do niego. Wysoki i chudy, wydawał się w swoim ciemnym garniturze jeszcze bardziej niezgrabny niż Joshua.

Najwyraźniej czuł się na tym przyjęciu dość nieswojo, wobec niej jednak zachowywał się bardzo troskliwie i taktownie. Jak zresztą wszyscy z Genetechu. – Ale naprawdę nic nie możesz dla mnie zrobić. Odetchnął jakby z ulgą i odstawił filiżankę.

– To może już pójdę? Wiem, że powinienem dotrzymać ci towarzystwa, pocieszać w miarę możliwości, ale naprawdę jestem w tym kiepski.

Machnęła ręką. – Idź.

– Dzięki. – Ruszył do wyjścia.

Kate odstawiła swoją pustą już filiżankę i spojrzała na zegar. Dopiero minęła piąta. Boże, kiedy oni wreszcie pójdą? Czuła ogarniające ją zmęczenie. Również Phyliss wyglądała na wyczerpaną. Oto skutki nadmiaru uprzejmości.

– Może już się pożegnam, dam przykład innym? – Obok niej stanął Alan. – Wydaje mi się, że masz dość tego tłumu gości.

– Byłeś wspaniały, Alanie. – Do oczu napłynęły jej łzy. – Byliście wspaniali oboje, ty i Betty. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.

– Na pewno byś sobie dała radę. Potrafisz uporać się ze wszystkim, nie ma dla ciebie sytuacji bez wyjścia. Tak właśnie zachwalał cię zawsze Michael.

– Doprawdy? – Pokręciła głową. – Nie wiem, czy zachwalanie jest tym, na czym mi zależy.

– On po prostu był z ciebie dumny. I zawsze znaczyłaś dla niego wiele. – Ścisnął jej ramię. – Nawet jeśli radzisz sobie ze wszystkim, pamiętaj, że każdy z nas może czasem potrzebować pomocy drugiej osoby. Tak więc jeśli Betty lub ja możemy coś dla ciebie zrobić, daj znać. Może Joshua chciałby spędzić parę dni u nas?

– Zapytam go. – Jej wzrok znowu powędrował do syna. – Martwię się o niego.

– Wydaje mi się, że zachowuje się zupełnie normalnie.

– Zbyt normalnie. Odkąd przywiozłeś go do domu, nie zapłakał ani razu.

– Wiesz przecież, że mamy w departamencie policji psychoterapeutę, który może pomóc tobie lub Joshowi, gdybyście mieli problemy z… – Umilkł. – Widzieć na własne oczy, jak ginie bliska osoba, to rzeczywiście okropne. Zwłaszcza jeśli widzi się… jak ta osoba wylatuje w powietrze – dokończyła za niego, kiedy umilkł. – Mam nadzieję, że to nie będzie potrzebne, ale oczywiście nie omieszkam zgłosić się do psychoterapeuty, gdyby wynikły jakiekolwiek kłopoty z Joshuą. – Spojrzała na niego bacznym wzrokiem. – Czy coś się już wyjaśniło?

– Ochrona szkoły zna większość rodziców i nie zauważyła przed meczem niczego podejrzanego. Ktokolwiek to zrobił, musiał się zjawić na parkingu, kiedy wszyscy przebywali na trybunach.

– Żadnych tropów?

– Badamy ślad narkotykowy i sprawdzamy każdego, kto mógłby żywić jakąkolwiek urazę do Michaela.

– Znaleźliście coś na miejscu wybuchu?

– Niewiele.

– Może chociaż zapalnik czasowy? – Dopóki to pytanie nie wyrwało jej się z ust, nie wiedziała nawet, że zamierza je zadać.

Kiwnął głową.

– Owszem. Bardzo skomplikowany.

– Możesz wnioskować coś bliższego w tej sprawie?

– Zajmujemy się tym. To może nam zająć trochę czasu. W każdym razie zapalnik nie pochodzi stąd. Został wyprodukowany w Czechach.

Na chwilę zabrakło jej tchu, jakby otrzymała cios w żołądek. Może to tylko zbieg okoliczności. Niemożliwe, aby te bzdurne fantazje Noaha Smitha miały jakikolwiek związek z rzeczywistością.

– Nie mówmy już o tym. Wyglądasz, jakbyś lada chwila miała paść. – Odwrócił się. – Wykurzę stąd tych wszystkich maruderów, żebyś mogła trochę odpocząć.

– Dziękuję – szepnęła.

W Czechach. To nie musi jeszcze nic znaczyć. Michael zginął, bo taką miał pracę. Nie z jej winy. Dlaczego ktokolwiek miałby chcieć ją zabić?

– Ciężki dzień. – Kate usiadła na brzegu łóżka obok Joshuy i troskliwie okryła go kołdrą. – Dziękuję, że byłeś taki dzielny.