– W takim razie nie będzie pan miał chyba nic przeciw temu, abym sprawdziła pańską tożsamość?
– Czy mam coś przeciw temu? – Uśmiechnął się i sięgnął do kieszeni. – Skądże znowu. Żałuję tylko, że moja żona nie jest tak czujna, jak pani. Proszę sobie wyobrazić: ona wpuszcza do domu każdego, kto zapuka.
Obejrzała odznakę i dowód osobisty, oddała mu jedno i drugie.
– Dziękuję. – Odwróciła się, aby wrócić do domu, ale przedtem dodała: – Nie poczuje się pan urażony, jeśli zatelefonuję jeszcze do Alana, aby to potwierdził?
– Oczywiście że nie. Byłbym rozczarowany, gdyby pani tego nie uczyniła. Widać, że Michael był dobrym nauczycielem. – Todd pomachał przyjaźnie Phyliss stojącej na ganku, potem nachylił się i włączył radio. – Proszę iść spać i dobrze wypocząć. Będę tu, aby panią ochraniać.
Phyliss patrzyła na nią badawczo.
– Wszystko w porządku? – zapytała, kiedy Kate zbliżyła się do niej.
– Chyba tak. – Jasne, że wszystko w porządku. Po prostu staję się paranoiczką. – Mówi, że przysłał go tu Alan, aby czuwał nad naszym bezpieczeństwem.
– To bardzo miłe ze strony Alana. – Phyliss zamknęła drzwi i wzięła płaszcz od Kate. – Może wreszcie odłożysz ten rewolwer? Kiedy tak szłaś do samochodu, wyglądałaś zupełnie jak Sam Spade*. [*Samuel Spade, prywatny detektyw, bohater klasycznego kryminału Dashiella Hammetta „Sokół maltański”, wydanego w 1929 roku]
– Co to za jeden ten Sam Spade?
– Nieważne. Ale to właśnie, że tego nie wiesz, świadczy o przepaści międzypokoleniowej. – Phyliss przeniosła wzrok na rewolwer. – Schowaj go wreszcie.
– Za chwilę. – Kate podeszła do telefonu w holu, podniosła słuchawkę i w notesie odszukała numer telefonu Alana. – Jeszcze tylko coś sprawdzę.
– O tej porze?
– Jestem pewna, że wszystko jest w porządku. Po prostu poczuję się lepiej, jeśli upewnię się, że ten człowiek nie kłamie. – Wystukała numer. – Zresztą jest dopiero parę minut po dziesiątej.
– Słucham – odezwał się Alan.
Jego głos zdradzał zmęczenie i Kate poczuła wyrzuty sumienia.
– Nie chciałam ci przeszkadzać, naprawdę.
– W porządku, nic się nie stało. – Zdawało jej się, że słyszy, jak Alan tłumi ziewnięcie. – Masz ochotę porozmawiać?
– Nie, chcę ci tylko podziękować za tego policjanta, którego skierowałeś do pilnowania naszego domu.
W słuchawce nastała długa chwila milczenia. A potem:
– O czym ty, u diabła, mówisz? – Alan rozbudził się już chyba na dobre.
Kate zacisnęła dłoń na słuchawce.
– Chodzi mi o Todda Campbella. Tego policjanta, którego wysłałeś, aby pilnował naszego domu.
– Nie znam żadnego Todda Campbella. – Urwał na chwilę. – I nie podoba mi się to wszystko.
Ani jej. Nagle ogarnęła ją fala strachu. Spojrzała na drzwi frontowe. Jezu, czy Phyliss zamknęła je porządnie?
– Zamknij drzwi – szepnęła.
Phyliss nie musiała pytać dlaczego. Już stała przy nich i przekręcała gałkę w zamku.
– Powiedział ci, że jest z policji? – zapytał Alan.
– Obejrzałam jego dokumenty.
– Chryste, Kate, przecież wiesz, że dokumenty można sfałszować. Jaki miał samochód?
– Ostatni model forda.
– Zapamiętałaś jego numer?
– Nie. – A myślała, że jest taka ostrożna! – Ale podeszłam do niego i rozmawiałam z nim. Zna ciebie. I znał Michaela.
– Nie wierzę. Mógł zdobyć mnóstwo informacji z gazet. W ten sposób tacy jak on namierzają swoje ofiary. Nie sądzę, aby teraz groziło ci niebezpieczeństwo, gdyż on już wie, że zorientowałaś się w sytuacji. Może to jeden z tych szakali, które wyszukują domy, gdzie odbyła się jakaś uroczystość żałobna, i liczą na łup.
– To samo powiedziałam Phyliss.
– Podejdź do okna i zobacz, czy to auto jeszcze tam stoi.
Z przenośnym aparatem w ręku stanęła przy oknie i odetchnęła z ulgą na widok pustej ulicy.
– Nie ma go. Samochód odjechał.
– Doskonale. Teraz sprawdź, czy drzwi i okna są dobrze zamknięte. Wyślę zaraz wóz patrolowy, niech mają na oku twój dom przez całą noc. Przyjadą za parę minut. Będziesz zupełnie bezpieczna. Chcesz, żebym też przyjechał?
– Nie, musisz sam odpocząć. Dziękuję za wszystko, Alanie. Czuję się już znacznie lepiej.
– W porządku, zadzwonię do ciebie z samego rana. W razie potrzeby, gdyby cię coś zaniepokoiło, dzwoń.
– Dobrze, tak zrobię. – Odłożyła słuchawkę i zwróciła się do Phyliss: – Alan przyśle tu radiowóz, ale nie sądzi, aby to było konieczne. Jego zdaniem, ten człowiek to włamywacz, który szukał tu łupu.
Phyliss pokiwała głową.
– Że też bywają tacy okropni ludzie! Okradać dom, w którym panuje żałoba!
– Alan radził, żeby na wszelki wypadek dobrze zamknąć drzwi i okna.
– Już zamknęłam.
– W takim razie idź spać. Poczekam tu, aż przyjedzie radiowóz. – Delikatnie pocałowała Phyliss w policzek. – Postaraj się zasnąć.
Phyliss odwróciła się i stąpając ciężko, udała się do swojej sypialni.
– Okropni ludzie…
Kate zacisnęła pięści w bezsilnym gniewie. Phyliss, u której nigdy nie widziała piętna wieku, wyglądała teraz jak stara kobieta. Mało, że musiała być dziś na pogrzebie syna, to jeszcze ten łajdak…
Znieruchomiała. Ulicę rozświetlił snop światła reflektorów.
Wóz patrolowy.
Odprężyła się na widok radiowozu policyjnego, który zatrzymał się naprzeciw domu. Jest bezpieczna. Z samochodu wysiadł młody policjant, pomachał do niej. Odwzajemniła gest i odwróciła się od okna. Wszystko w porządku. Może wreszcie iść spać…
Nie, jeszcze nie. Może to znowu fałszywy policjant? Spisała numer rejestracyjny radiowozu i zadzwoniła na posterunek.
Radiowóz okazał się prawdziwy.
Nie mogła jeszcze iść spać. Weszła do pokoju Josha.
Sprawdziła, czy okno jest porządnie zamknięte, a potem stanęła przy łóżku, patrząc na syna. Dzięki Bogu, śpi smacznie. Pod powiekami zapiekły ją oczy. Omal go nie straciła. Gdyby jej posłuchał i wsiadł do auta razem z Michaelem i Benny, zginąłby jak i oni.
Aby ocalić pani życie. I może życie pani syna.
Nie, ten Noah Smith wygadywał bzdury. Dlaczego ktoś miałby chcieć ją zabić?
Zapalnik czasowy, który wywołał eksplozję bomb w mojej fabryce, został wyprodukowany w Czechach.
Och, to na pewno zbieg okoliczności.
A ten złodziej ze wspaniale podrobionymi dokumentami, który chciał się włamać do jej domu?
To jeszcze jeden powód, aby siedzieć tu bezpiecznie, zamiast kręcić się gdzieś po mieście nie wiadomo po co.
Joshua wymamrotał coś przez sen, odwrócił się na bok.
Boże, omal go nie straciła!
Jonathan Ishmaru wystukał na telefonie samochodowym w fordzie numer Ogdena.
– Ishmaru – przedstawił się, kiedy Ogden podniósł słuchawkę. – Nie mogę tego zrobić dzisiaj.
– Dlaczego?
Musiałem uciekać. Ona wyszła z domu, zaczęła mnie wypytywać. – Patrzył na światła mknące autostradą i przypomniał sobie nagle Kate Denby, gdy stała tuż przy nim. Ogarnęła go wtedy pokusa, aby wyjść z auta i załatwić ją, wiedział jednak, że w takim wypadku stałby się tylko jeszcze jednym z celów Ogdena. – Co gorsza, powiedziała, że zadzwoni zaraz do Eblunda.
– Gdzie teraz jesteś?
– Jakieś dwadzieścia mil od domu. Wrócę tam jutro wieczorem.
– Żeby dać się złapać i zamknąć w pudle?
– Będę przygotowany.
– Ona też. Cała okolica będzie się pewnie roiła od glin. – Ogden urwał. – Takie sprawy najlepiej załatwia bomba, podobnie jak ostatnio. Żeby wyglądało na robotę kogoś z tłumu protestujących. Tak będzie bezpieczniej, niż próbować wejść do środka i zabić ich. Oto zadanie dla ciebie.