Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem.
– Czy to znaczy, że ktoś wysadził fabrykę w powietrze, aby zabić pana?
– Nie, wybuch miał także zatrzeć wszelkie ślady po RU 2. Sądząc po zdjęciach, jakie widziałem, można przypuszczać, że ten człowiek osiągnął swój cel.
– To znaczy kto?
– Raymond Ogden. Słyszała pani o nim?
– Oczywiście. Kto o nim nie słyszał? – Opowieść Smitha stawała się coraz bardziej niesamowita. – Oskarża pan jego?
– Tak. – Spojrzał na nią bacznym wzrokiem. – Zdaje się, że niełatwo pani pojąć to wszystko.
– Rzeczywiście. – Ironicznym tonem dodała: – Ciekawe dlaczego?
– Bo nie zna pani głównych elementów tej łamigłówki. To tak jakby głowić się nad układanką, nie wiedząc, czym wypełnić jej środek.
– A śmierć Michaela to jeden z tych głównych elementów?
Pokręcił głową.
– Mówiłem już pani: on nie miał z tym w ogóle nic wspólnego. Zginął tylko dlatego, że tak im pasowało.
Drgnęła gwałtownie.
– Pasowało?
– Ci ludzie chcieli, żeby pani śmierć wyglądała na przypadkową. Michael był policjantem, zajmował się ryzykowną sprawą. Gdyby zginęła pani razem z nim, wszyscy byliby przekonani, że bomba była przeznaczona dla niego.
– Bo była.
Pokręcił zdecydowanie głową.
– Nie. Była przeznaczona dla pani. – Nie.
– Tak. – Wzruszył ramionami. – Ogden dowiedział się o pani. Patrzyła na niego zaintrygowana.
– O mnie? Ale czego?
– Że jest mi pani potrzebna. Może nawet myśli, że już teraz współpracujemy. Raczej na pewno jest o tym przekonany; w przeciwnym razie nie przykładałby tak dużej wagi do pani osoby.
– A skąd miałby w ogóle wiedzieć, że kontaktował się pan ze mną?
Myślałem już o tym. Pewna osoba, ekspert w tych sprawach, przychodziła do mnie co tydzień, żeby sprawdzić, czy ktoś nie założył mi podsłuchu w telefonie, ale nie znalazła nigdy nic podejrzanego. Tak więc mogę mieć pewność, że Ogden nie zna treści naszych rozmów. Wie jednak wystarczająco wiele o pani, aby wyciągnąć odpowiednie wnioski. Może przekupił kogoś z firmy telekomunikacyjnej i otrzymał w ten sposób wykaz moich połączeń telefonicznych. W ciągu ostatniego miesiąca dzwoniłem do pani dość często. Potem wystarczyło tylko dowiedzieć się, jaki jest pani zawód. I w taki oto sposób cel został namierzony.
– Tak po prostu?
– Czemu nie?
– A Joshua?
– Z Joshuą jest tak, jak z pani byłym mężem. Zginie, jeśli jego śmierć będzie dla nich wygodna.
– Zabiją małego chłopca?
– Zginie – powtórzył Noah. – Podobnie jak dziewięćdziesięciu siedmiu pracowników mojej fabryki, którzy zginęli podczas tego przeklętego wybuchu.
Pracowników mojej fabryki.
Wypowiedział te słowa tonem zaborczym i jednocześnie pełnym goryczy. Niewątpliwie zagrały w nim silne emocje.
Przeszedł ją zimny dreszcz. Jeśli część jego historyjki jest prawdziwa, to samo może dotyczyć jej reszty. Czy rzeczywiście Michael zginął przez nią? Czy istotnie jej synowi grozi śmierć, dlatego tylko, że taki rozwój wydarzeń byłby dla nich wygodny?
– Mówię prawdę. – Noah przeszywał ją intensywnym wzrokiem. – Dlaczego miałbym panią okłamywać? Po co bym przemierzał taki szmat drogi, zamiast siedzieć spokojnie w bezpiecznej kryjówce?
– Nie mam pojęcia. – Wsunęła ręce do kieszeni kurtki, aby nie dostrzegł, jak mocną drżą. – Nie wiem też, dlaczego miałby się pan ukrywać. Nic z tego wszystkiego nie rozumiem. Nie mam pojęcia, dlaczego ktoś mógłby chcieć mnie zabić tylko z tego powodu, że jakoby zostałam zatrudniona przez pana.
– RU 2.
– Co to jest, do diabła, RU 2?
– Myślę, że poznała już pani dość faktów, aby je teraz przetrawić.
– Wcale nie. Najpierw twierdzi pan, że mam zostać zabita z powodu jakiegoś RU 2, a potem nie chce wyjaśnić, co to takiego!
– Nie powiedziałem, że nie chcę tego wyjaśnić. – Ściągnął z łóżka leżącą tam zieloną kurtkę wojskową i włożył ją. – Mówiłem tylko, że dam pani trochę czasu. Chodźmy.
– Dokąd? Nigdzie się nie wybieram.
– Tylko kawałek autostradą, milę lub coś koło tego – upierał się. – Jest tam zajazd dla kierowców ciężarówek, a mnie przydałaby się filiżanka kawy.
– Może pan się napić, kiedy już sobie pojadę.
– Nie. – Otworzył drzwi. – Zostało mi jeszcze dziesięć minut i spędzimy je w restauracji.
Patrzyła na niego poirytowana. Dziesięć minut upłynie z pewnością, zanim się znajdą na miejscu. Ale z równowagi wytrącało ją coś innego, nie przekroczenie trzydziestominutowego limitu, jaki mu wyznaczyła na początku rozmowy. Przede wszystkim była zalękniona, czuła się niepewnie, zagubiona w zaistniałej sytuacji, odkąd przestąpiła próg tego motelu.
– Niech pani przestanie się opierać – poprosił Noah Smith znużonym tonem. – Weźmiemy oba samochody, tak aby mogła pani stamtąd odjechać, kiedy tylko zechce. Czy to coś złego, filiżanka kawy?
Właściwie ma rację, robię z igły widły, przyznała w duchu. Uświadomiła sobie nagle, że ów odruchowy bunt to wynik strachu. Nie lubiła odczuwać lęku. Lęk nie pozwala myśleć, a zwłaszcza teraz sytuacja wymagała od niej trzeźwego myślenia i zdolności dokonywania oceny. Dla dobra Joshuy i jej samej.
Skierowała się do wyjścia.
– Zgoda – powiedziała. – Jedna filiżanka kawy.
– Jedna filiżanka kawy? – zapytała z ironią, patrząc na opróżnione przez niego talerze na stoliku. – Zamówił pan chyba połowę menu.
– Byłem głodny – odparł krótko Noah. – Siedziałem cały wieczór w tamtym pokoiku motelowym. Czekałem na panią. – Uniósł widelczyk z ostatnim kawałkiem szarlotki i uśmiechnął się. – Ale w pewnym sensie powiedziałem prawdę. Wypiła pani jedną filiżankę kawy. – Skinął na kelnerkę. – Najwyższy czas na drugą.
– Zawsze dopisuje panu taki wilczy apetyt? Przytaknął ruchem głowy.
– Lubię dobrze zjeść.
A mimo to zachował szczupłą sylwetkę!
– I założę się – mruknęła kwaśnym tonem – że jest pan jednym z tych obrzydliwych osobników, którzy nigdy nie tyją.
Uśmiechnął się.
– Przykro mi. – Przesunął po niej wzrokiem. – Ale pani też chyba nie ma kłopotów z nadwagą.
Skrzywiła się.
– Bo biegam codziennie. Gdybym miała choćby trochę mniej ruchu, przybrałabym kształt balonu.
– Bardzo zresztą interesującego. – Odwrócił się do kelnerki, która podeszła do niego. – Poprosimy jeszcze kawy. – Uśmiechnął się. – I dodatkową porcję szarlotki, Dorothy.
Kelnerka odwzajemniła uśmiech, przyjmując zamówienie. Uśmiecha się do Noaha, odkąd tu weszliśmy, pomyślała Kate. Pewnie kobiety zawsze zachowują się wobec niego w ten sposób. Noah Smith miał w sobie wiele czaru, emanował z niego jakiś zwierzęcy magnetyzm. W ciągu tych paru chwil, jakie poświęcił rozmowie z Dorothy, sprawił, iż poczuła się nagle najważniejszą kobietą w jego życiu.
Dostrzegł, że Kate patrzy na niego, i uniósł brwi.
– O co chodzi?
– Nie, nic. – Machnęła ręką. – Zastanawiałam się tylko, czy Dorothy zamierza tkwić przy panu cały wieczór, czy też pozwoli nam na chwilę prywatności.
Przeniósł wzrok na kelnerkę, która stała właśnie za bufetem, przyrządzając kolejną kawę.
– Miła kobieta – mruknął i przytknął do ust filiżankę.
– Czy teraz odpowie pan wreszcie na moje pytanie?
– Proszę wypić kawę – odparł i zaatakował widelcem szarlotkę. – Za chwilę zrobię to samo.
Zdecydowanym gestem odsunęła filiżankę.
– Proszę odpowiedzieć teraz.