Выбрать главу

– O co tu chodzi, Kate?

– Po prostu czy mógłbyś to zrobić?

– Dobrze, spróbuję. Od razu teraz?

– Jak tylko będzie to możliwe.

– Potrzebuję trochę czasu. – Zastanawiał się przez chwilę. – Wydaje mi się, że coś przede mną ukrywasz. I to mi się nie podoba.

Ani mnie, pomyślała.

– Muszę już kończyć, Alan. Dzięki za wszystko.

Odłożyła słuchawkę.

– Jak słyszę, nie będziesz na nabożeństwie żałobnym Benny – odezwał się Charlie. – Myślałem, że zostaniesz na ten czas w mieście.

Rzeczywiście, zapomniała zupełnie o nabożeństwie. Będzie musiała pamiętać o wysłaniu kwiatów.

– Uznałam, że lepiej zadbać o zmianę w scenerii.

– To ci właśnie doradzałem.

– I jak zwykle miałeś rację.

– Tak, miewam ją przeważnie zawsze.

– W tak skonstruowanej wypowiedzi tkwi poważny błąd logiczny.

– Musiałem dodać to zastrzeżenie. Nie chciałem, aby zabrzmiało to zbyt samochwalczo. Daj spokój! – Odwróciła się do wyjścia. – Bywaj, Charlie. Zobaczymy się za parę tygodni.

– Dobrze. Przykro mi z powodu Rudzika. Zastygła w pół ruchu, odwróciła się do niego. – Co?

– Nie słyszałaś jeszcze? Rudzik nie żyje.

– Jak to się stało? Wzruszył ramionami.

– Nie bierz sobie tego do serca, to nie ma nic wspólnego z twoimi eksperymentami. Rudzik zdechł dwa dni temu.

– Skąd wiesz, że to nie rezultat eksperymentów? Mogła przecież nastąpić opóźniona reakcja.

– Nie, skręcił sobie kark.

Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem.

– Skręcił sobie kark? Wydostał się z klatki?

– Nie, to musiał być jakiś dziwaczny wypadek. Hej! – dodał spiesznie. – Tylko nie dostań szoku. To był tylko szczur doświadczalny, a nie twój najbliższy przyjaciel!

Tak, to prawda, ale ona naprawdę lubiła tego szczura. Cztery ostatnie eksperymenty przeprowadziła z jego udziałem i potem wydawało jej się, że Rudzik odczuwa, podobnie jak ona, dumę i podniecenie z powodu pomyślnych wyników.

– Jesteś pewien, że nie wydostał się z klatki?

– Laborantka twierdzi, że przedwczoraj nakarmiła go o wpół do siódmej i wtedy siedział w klatce cały i zdrowy. – Charlie uśmiechnął się. – Głowa do góry. Obiecuję, że zanim wrócisz, w laboratorium znajdzie się inny szczur doświadczalny, równie uroczy jak Rudzik.

– Dzięki – mruknęła Kate z roztargnieniem i czym prędzej skierowała się do wyjścia.

Zaginione dokumenty. Martwy szczur doświadczalny.

Wybuch miał także zatrzeć wszelkie ślady po RU2.

Może Ogden myśli nawet, że już teraz współpracujemy.

Ale żeby zabijać szczura tylko dlatego, że służył jej do przeprowadzania eksperymentów? Zresztą ochrona w Genetechu działa znakomicie. W jaki sposób sprawca mógłby się dostać do budynku niezauważony, a potem spokojnie odszukać jej pracownię i laboratorium? Może to rzeczywiście nieszczęśliwy wypadek, jak powiedział Charlie. Każda inna próba wyjaśnienia tej sprawy jest niedorzeczna.

Nie, nie tak: każda inna próba wyjaśnienia tej sprawy jest przerażająca.

– Masz beznadziejny gust w doborze moteli – orzekł Seth, kiedy Noah otworzył drzwi. – Założę się, że pełno tutaj pluskiew.

– Co tu, u diabła, robisz? – ofuknął go Noah. – Mówiłem przecież, żebyś czekał w chacie.

– Rozmyślałem o Ishmaru. – Seth wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi. – Doszedłem do przekonania, że jestem ci potrzebny tutaj.

– Z Ishmaru poradzę sobie sam.

Seth pokręcił głową.

– Tak ci się tylko wydaje. – Opadł na krzesło, przerzucił nogę przez oparcie. – Wyszedłeś już z wprawy. Może nawet nigdy jej nie miałeś. Nie jesteś równorzędnym przeciwnikiem, przynajmniej nie wobec Ishmaru.

– A co w nim takiego szczególnego?

– Jest szalony… a ty normalny. Nie mógłbyś go pojąć.

– A ty?

– Do diabła, tak! Mnie też ogarnia nieraz szaleństwo. – Zrobił żartobliwy grymas. – W przeciwnym razie nie przyjechałbym do ciebie, proponując, że rozdepczę tego szczura. – Rozejrzał się dokoła. – Nie ma ekspresu do kawy. Teraz jestem już pewien, że to wszawy motel. Chodźmy gdzieś na lunch. Nie miałem nic w ustach od wczorajszego wieczoru.

– Nie mogę stąd wyjść. Muszę czekać, na wypadek gdyby zjawiła się Kate. – Spojrzał na Setha. – Jedź do chaty. Mówię poważnie, Seth. Nie powinieneś był tu przychodzić. Nie lubię, jak coś krzyżuje mi plany.

Powiedział to ostrym tonem, wykluczającym sprzeciw. Seth powoli wyprostował się na krześle.

– A ja nie lubię otrzymywać rozkazów. Dawniej wspólnie ustalaliśmy plan działania.

– Tym razem to niemożliwe. Musimy załatwić to na mój sposób.

– Na twój sposób… – Seth obserwował go przez chwilę. – Wiesz, coś mi przyszło do głowy. Mieliśmy sześcioletnią przerwę w kontaktach, kiedy odszukałeś mnie pięć lat temu. To było po wynalezieniu przez ciebie RU 2.

Noah zesztywniał.

– I co z tego?

– Po prostu zastanawiam się, czy kierował wtedy tobą sentyment do dawnych dobrych czasów, czy też zamierzałeś mnie po prostu wykorzystać.

Odpowiedziało mu milczenie.

A więc jednak to prawda, uświadomił sobie Seth. Noah nigdy nie potrafił kłamać.

– Poświęciłeś wiele energii, aby zwerbować mnie do realizacji swego planu. Wspominałeś dawne czasy, abym przypadkiem nie zapomniał, ile jestem ci winien. Te tygodnie spędzone na pokładzie „Cadro”, wspólne polowania…

– Nie bądź głupcem. Jesteś moim przyjacielem. I tak bym cię odszukał, wcześniej czy później, nawet gdyby nie wyniknęła ta sprawa.

– Tak, po prostu znalazłeś pretekst, aby zrobić to wcześniej. Nie lubię, jak się mnie wykorzystuje, Noah. To pozostawia we mnie uczucie niesmaku.

– Mam rozumieć, że się wycofujesz?

Nie. – Seth uśmiechnął się krzywo. – Przecież wyświadczyłeś mi kiedyś olbrzymią przysługę. Obiecałem ci wsparcie i dotrzymam słowa. Ale widzę, że to cholerne RU 2 znaczy dla ciebie diabelnie dużo. – Wstał, podszedł do drzwi. – Tak więc udam się posłusznie do chaty i zaczekam tam na ciebie.

– Seth. – Noah zmarszczył brwi. – Jesteś moim przyjacielem. Najlepszym przyjacielem.

– Wiem. Jesteś do mnie przywiązany, prawda? Przez ten mój fatalny urok. – Seth otworzył drzwi. – Nie martw się, nie stać mnie na to, aby wyrzucić cię za burtę. Nie mam aż tylu przyjaciół, żebym mógł się ich pozbywać. – Spojrzał mu prosto w oczy. – Tylko że tych, których mam, nigdy nie wykorzystuję. Nie próbuj mną manipulować w przyszłości, Noah. – Postąpił parę kroków do przodu, ale zatrzymał się znowu. – Jeśli chcesz ocalić życie tej Kate Denby, to coś ci poradzę: nie siedź tu bezczynnie na tyłku, nie czekaj biernie, ale rusz się i miej na nią oko, bo możesz być pewien, że ubiegnie cię Ishmaru.

– Jeden ze znajomych Kate, oficer policji, wysłał radiowóz, aby patrolował jej ulicę. A ja muszę zostać tutaj, na wypadek gdyby przyszła. – Po chwili dodał: – I nie jestem jednym z twoich ludzi, Seth. To moja gra.

Tak, twoja, która zresztą może wyjść ci bokiem, pomyślał Seth. Ale co to mnie obchodzi? Już cię ostrzegłem.

– Jasne, to twoja gra – powiedział na głos.

Zamknął za sobą drzwi i wsiadł do wynajętego samochodu. Żałował już, że tu przyjechał. Postąpił jak głupiec. Powinien był wiedzieć, że Noah spróbuje utrzeć mu nosa.

Dowiedział się za to więcej, niż chciał wiedzieć.

Najlepiej o tym zapomnieć. I tak niczego to nie zmienia, nawet jeśli wie teraz, iż Noah nie jest tak czysty, jak się wydawało. Nadal są przyjaciółmi.