– Zabrakło nam czasu – wtrąciła Kate. – Zadzwonię później do Alana. – Otworzyła tylne drzwi. – Chodź, Joshua.
– Nie podoba mi się tutaj – wyszeptał chłopiec, gramoląc się na zewnątrz. – Długo tu zostaniemy?
– Nie, niedługo – uśmiechnął się Noah. – Jeszcze się nie znamy. Jestem Noah Smith i zadbam o to, żeby tobie, twojej mamie i babci nie groziło już odtąd żadne niebezpieczeństwo.
– Jest pan policjantem?
– Nie, ale mogę wam pomóc.
– Nie jest pan wystarczająco dobry. Nie było pana przy mamie, kiedy potrzebowała pomocy. Mało brakowało, a on by ją zabił.
Noah skrzywił się.
– Wiem. To się więcej nie powtórzy. – Podał Phyliss klucze. – Mogłaby pani zaprowadzić go do pokoju i zająć się nim? Muszę porozmawiać z Kate.
Phyliss spojrzała pytającym wzrokiem na synową. Kate kiwnęła głową.
– Bądź tak dobra. Niedługo przyjdę i wszystko wyjaśnię. – Lekko popchnęła syna w stronę Phyliss. – Idźcie już do pokoju, skarbie.
– Nie. – Stał z opuszczonymi rękami, nerwowo otwierał i zaciskał pięści. – Nie zostawię cię samej. Co będzie, jeśli tamten typ odnajdzie cię tutaj? – Spojrzał wzgardliwie na Noaha. – On wcale nie jest dobry. Nie pomógł ci przedtem.
– Tamten typ nie zjawi się tutaj. Jest ranny. Postrzeliłam go.
– Ale nie zabiłaś. Powinnaś była strzelić do niego jeszcze raz. Albo pozwolić, żeby zabił go Seth, tak jak tego chciał.
– Joshua, zapewniam cię, że nic mi już nie grozi. Będę w sąsiednim pokoju.
Phyliss podeszła bliżej, ujęła chłopca za rękę.
– Chodźmy już, nie stójmy na tym wietrze. Zziębłam trochę. Stał dalej bez ruchu.
– Obiecujesz, że zaraz do nas przyjdziesz?
– Obiecuję – odparła Kate.
– I zawołasz mnie, jeśli będę ci potrzebny? Przytaknęła w milczeniu.
– Ale nie pójdę spać. – Posłusznie poszedł za Phyliss. – Będę na ciebie czekał.
Bystry chłopak – mruknął z uznaniem Noah, kiedy drzwi zamknęły się za nimi. – Ma właściwy instynkt. – Otworzył drzwi do swojego pokoju, puścił Kate przodem. – Ale oczywiście nie wobec mnie.
– Jest bardzo opiekuńczy – przyznała. – Dzieci, podobnie jak ludy niecywilizowane, kierują się faktycznie instynktem. Dorośli zazwyczaj nie zachęcają ich do takiej postawy, pragną odwieść je od niej. Ja też nie pochwalam tego, że wysłałeś do mnie człowieka pokroju Setha Drakina i tym samym pokazałeś chłopcu, do jakiego stopnia potrafimy być barbarzyńscy. Nieświadomie zaczęła do niego mówić „ty”.
– Czasem trzeba się zachować po barbarzyńsku. Joshua miał rację. Bylibyście znacznie bardziej bezpieczni, gdyby zagrożenie zostało całkowicie wyeliminowane.
– Zostanie wyeliminowane. Przez policję. Oto sposób na rozwiązywanie podobnych problemów. – Opadła na krzesło. – Właściwie nie wiem nawet, dlaczego tu jestem. Powinnam była zaczekać na policjantów.
– Jesteś tu dlatego, że i ty masz dobrze rozwinięty instynkt. Tylko że, niestety, walczysz z nim. – Oparł się plecami o drzwi. – Seth powiedział mi, że dzisiaj wieczór byliście wszyscy o mały krok od śmierci.
– To był prawdziwy koszmar – mruknęła ze znużeniem. – Ishmaru odzyskał przytomność, zanim jeszcze odjechałam. Nazwał mnie Emily, ale wydaje mi się, że wiedział, kim jestem. W każdym razie on nie jest normalny.
– Co powiedział? Uśmiechnęła się niewesoło.
– Zamierza liczyć swoje triumfalne zwycięstwa. Nie odpowiedział od razu.
– Wiesz, co to znaczy?
– O tak. Zanim Joshua odkrył baseball, bawił się często w kowbojów i Indian. Próbowałam położyć nacisk na wspaniałą integralność rodzimej kultury amerykańskiej, ale jego interesowały jedynie bitwy i triumfalne zwycięstwa. Uroczy jest ten stary zwyczaj. Polega to na tym, że podchodzi się jak najbliżej do wroga i zabija go własnoręcznie, zyskując w ten sposób coś w rodzaju mistycznego honoru. – Zacisnęła dłonie na poręczy krzesła, aby powstrzymać drżenie rąk. – Temu człowiekowi chodziło o mnie, Phyliss i Joshuę. O całą naszą trójkę.
Podszedł bliżej i uklęknął przy niej.
– Ale nie dosięgnął was i nie dosięgnie – powiedział łagodnie. Ujął jej dłonie i ścisnął delikatnie. – Przy mnie jesteście bezpieczni.
Była skłonna mu uwierzyć. Czuła kojący dotyk jego silnych i ciepłych dłoni, w jego wzroku dostrzegła niezwykłą siłę woli. Zapragnęła nagle, aby zamknął ją w ramionach i przytulił, podobnie jak sama czyniła to z Joshuą, kiedy dręczyły go złe sny.
– Czy teraz wysłuchasz, na czym polega mój plan? – zapytał.
Kiwnęła głową.
– Przed czterema miesiącami wynająłem domek w górach niedaleko Greenbriar w Zachodniej Wirginii. Byłem tam kiedyś z przyjacielem. Dom znajduje się z dala od ubitej drogi, nawet od sklepu dzieli go piętnaście mil. Urządziłem w nim doskonale wyposażone laboratorium z komputerem, zgromadziłem też jedzenie, którego wystarczy na pół roku. Ukryłem wszystkie dokumenty dotyczące tego miejsca, żeby nikt nie mógł wpaść na mój trop.
– Przed czterema miesiącami? – powtórzyła przeciągle.
– Wiedziałem przecież, że kiedy zdecydujesz się ze mną współpracować, będzie nam potrzebne takie miejsce.
– Ale cztery miesiące temu nie miałam zamiaru z tobą współpracować.
Noah milczał.
Poczuła nagle, że ogarniają niepokój graniczący z lękiem. Patrząc na niego, uświadomiła sobie, że nigdy przedtem nie spotkała bardziej nieustępliwego człowieka.
– Jak przypuszczam, powinnam wyrazić ci wdzięczność za to, że nie porwałeś mnie i nie zataszczyłeś do swojego legowiska – powiedziała sucho.
– Zrobił przeczący gest. Miałaś tam przybyć z własnej woli.
– I zadowolić cię, pracując nad twoim cudownym projektem. – Pokręciła głową. – Nie do wiary!
– To wcale nie tak. Liczy się głównie fakt, że przygotowałem bezpieczne schronienie dla ciebie i twojej rodziny. I załatwię wam ochronę przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Jedziemy tam?
– Nie popędzaj mnie, jeszcze się nie zdecydowałam. – Sięgnęła ręką po słuchawkę telefoniczną. – Przede wszystkim muszę zadzwonić na policję i powiedzieć im, dlaczego uciekłam.
– Wtedy przyjadą tu po ciebie, a Joshua zostanie tylko z twoją teściową.
Ogarnął ją lęk. Seth Drakin użył tego samego argumentu; Noah wie z pewnością, że to najlepszy sposób, aby napędzić jej stracha.
– Nieprawda. Zadzwonię przecież do mojego dobrego znajomego.
Wzruszył ramionami.
– Proszę bardzo.
Spiesznie wystukała numer telefonu domowego Eblundów. Alan podniósł słuchawkę po drugim sygnale.
– Gdzie się, u diabła, podziewasz? – napadł na nią od razu. – Właśnie wracam z twojego domu. Co tam się wydarzyło?
– Postrzeliłam go. Próbował mnie zabić.
– Kto?
– Ten sam, który był pod moim domem wczorajszej nocy. Strzeliłam do niego. Nie wiem, dokąd poszedł tamten policjant, Brunwick, ale on…
– Brunwick nie żyje. Znaleźliśmy go na podłodze radiowozu za przednim siedzeniem. Miał skręcony kark.
– Skręcony kark? – Odruchowo uniosła rękę, dotknęła swojej szyi. Wydało jej się, że czuje jeszcze na niej palce wpijające się w ciało. – Gdzie on jest, w szpitalu?
– Powiedziałem przecież, że nie żyje.
– Nie, pytam o tego, którego postrzeliłam. Chodzi mi o Ishmaru.
– Znaleźliśmy jedynie ciało Brunwicka, trochę krwi na trawie i w salonie, oraz kawałek szyby z okna, a twoi sąsiedzi opowiadali jakieś niesamowite historyjki.