Kate spojrzała na nią z czułością. Szczupła, wysoka, o krótkich, kręconych kasztanowatych włosach Phyliss wyglądała młodziej niż wiele kobiet, z którymi Kate stykała się codziennie w pracy, miała też znacznie więcej wigoru. Kiedy przed dwoma laty Kate przeprowadziła rozwód, Phyliss Denby zaskoczyła ją mile, wprowadzając się do niej. Zamiast pozwolić, aby ich przyjaźń zakończyła się wraz z rozwiązaniem małżeństwa syna, zajęła się prowadzeniem domu, opiekowała się również wnukiem, gdy Kate przebywała w pracy. Niezależna, konkretna i pełna życia, była dla nich obojga, Kate i Joshuy, prawdziwym błogosławieństwem.
– Tak, wierzę ci – pokiwała głową Kate. – Ale nie przypuszczałam, że zechcesz się przeprowadzić do innego miasta. Przecież spędziłaś tu całe swoje życie.
– Może nadeszła pora, kiedy i mnie przyda się jakieś urozmaicenie.
– Podeszła bliżej. – Jeśli oferta pracy ci odpowiada, nie odrzucaj jej.
– Nie jest aż tak dobra. Noah Smith to… typ ekscentryka. Nie wydaje mi się, abyśmy mogli pracować razem.
– Ekscentryka?
– Badania z dziedziny genetyki to powolny, systematyczny proces prób i eliminacji. On natomiast lubi nagłe zmiany.
– Z jakim wynikiem?
Kate wzruszyła ramionami.
– Ten człowiek jest znakomitym naukowcem. Oczywiście odnosi sukcesy.
– A więc może takie nagłe zmiany to metoda godna naśladowania.
– Nie dla mnie. – Kate odwróciła się i ruszyła ku drzwiom. – I nie ma sensu mówić o tym. Nawet gdybym uznała, że potrafię pracować z tym człowiekiem, nie mogę stąd wyjechać.
– Nie możesz? – Phyliss spojrzała na nią zaintrygowana. – Zawsze podziwiałam w tobie między innymi to, że zdawałaś się nie wiedzieć, co znaczy słowo „nie mogę”.
– W porządku. A więc po prostu: nie wyjadę stąd. – Kate uśmiechnęła się do niej przez ramię. – Czy znalazłaś piłkę Joshuy?
– Jak widzę, temat rozmowy został zamknięty – mruknęła Phyliss.
– Piłka leżała pod krzewem różanym. Joshua powiedział, że musisz dziś popracować. Mam go zabrać do kina?
– Jeśli chcesz. Dla mnie nie ma to znaczenia. I tak przestaję go słyszeć, kiedy zabieram się do pracy.
– A tak, zapomniałam. Praca pochłania cię do tego stopnia, że nie słyszałabyś nawet erupcji wulkanu.
To prawda. Wszystko dlatego, że każda chwila przybliżała moment uzyskania odpowiedzi, a oczekiwanie stawało się nie do zniesienia. Ostatnie eksperymenty były bardzo obiecujące. Kate uśmiechnęła się lekko.
– W Oklahomie nie ma żadnych wulkanów – zauważyła.
Są za to w pobliżu Seattle. Taka zmiana mogłaby być dla ciebie niezwykle pobudzająca, Kate rozejrzała się po małym, przytulnym saloniku, spojrzała na wygodną kanapę i krzesła z wypłowiałym nieco obiciem, przeniosła wzrok na stary dębowy stolik okolicznościowy, o który Joshua zawsze opierał nogę, kiedy oglądał telewizję. Wspólnymi siłami ona i Phyliss zrobiły z tego domu ciepłe gniazdko. Nie potrafiłaby teraz opuścić go tak po prostu. Potrzebowała stabilizacji, jak również tkwiących tu korzeni.
– Obejdzie się bez takich podniecających przeżyć – powiedziała stanowczo. – Zostanę tutaj.
– Znowu cię spławiła? – zapytał Anthony Lynski, kiedy Noah odwrócił się od telefonu. – Prawdziwy z niej twardziel. Na pewno jest ci potrzebna?
– Jeszcze jak. – Noah usiadł za biurkiem. – Muszę poznać system porodu, a ona go opracowała. Albo opracuje niebawem.
– Przeczytałem jej ostatni artykuł dla tego czasopisma medycznego i wydał mi się czystą teorią, opartą raczej na domysłach.
– A czegoś się po niej spodziewał? Że opisze wszystkie szczegóły jeszcze przed opatentowaniem systemu?
– W takim razie po co w ogóle napisała ten artykuł?
– Bo była za bardzo podniecona, żeby zachować milczenie. Niemal czułem to, czytając tekst. W podobnej sytuacji znalazłem się trzy lata temu, gdy po raz pierwszy udało mi się rozwikłać problem RU 2. Po prostu chciała się z kimś podzielić swoją wiedzą, porozmawiać o tym, a jednocześnie miała świadomość, że nadmiar zaufania wobec innych może się okazać niebezpieczny.
Tony spojrzał na niego nieufnie… – Skąd wiesz? Przecież nie znasz tej kobiety. Noah wyjął z górnej szuflady biurka szarą papierową teczkę i otworzył ją.
– To prawda, ale dzięki cenionemu przez ciebie detektywowi Barlowowi wiem wszystko na jej temat. – Raport rozpoczynała fotografia Kate Denby. Krótkie, jedwabiste popielato-blond włosy okalały twarz będąc ruchliwym połączeniem siły i wrażliwości. Mocno zarysowana szczęka, szerokie usta, w których czaiła się zmysłowość, szeroko osadzone piwne oczy patrzące śmiało – te cechy zdawały się emanować ze zdjęcia najbardziej intensywnie. – A przynajmniej sądziłem, że wszystko. Nie ma tu na przykład informacji o tym, że dzieckiem zajmuje się teściowa.
– Barlow to dobry detektyw. Prawdopodobnie myślał, że ma się skoncentrować na jej kwalifikacjach zawodowych. – Tony podniósł teczkę z dossier i przejrzał akta. – Materiał wygląda na dość kompletny. Córka Roberta Murdocka, znakomitego lekarza, zmarłego jakiś czas temu. Była czymś w rodzaju cudownego dziecka, szkołę średnią ukończyła w wieku szesnastu lat, a akademię medyczną, kiedy miała dwadzieścia dwa lata. Uzyskała szereg dyplomów w dziedzinie genetyki. Pracowała w laboratorium Brelanda w Oklahoma City, potem przyjęła posadę w Genetechu, gdzie zaoferowano jej wprawdzie mniejszą pensję, ale za to możliwość prowadzenia własnych badań w czasie wolnym przy użyciu sprzętu służbowego. Rozwódka, sprawuje opiekę nad swoim ośmioletnim synem.
– Kiedy prosiłem o dossier na jej temat, wiedziałem niemal o wszystkim, co tu napisano – mruknął Noah. – Nie miałem jednak pojęcia, że nadal utrzymuje na tyle dobre stosunki z teściową, aby pozwolić jej zajmować się swoim synem.
– To chyba niezbyt ważna informacja, czyż nie?
– Ważna, o ile fakt ten wpływa na wygodę gniazdka, które zbudowała sobie Kate Denby.
Tony uniósł brwi.
– Och, gniazdka, z którego chcesz ją wyrzucić?
Noah podniósł na niego wzrok i wyszczerzył zęby.
– Źle mnie oceniasz. Potraktowałem ją bardzo łagodnie… jak na mnie. Nie było mowy o żadnym wyrzucaniu. Z mojej strony miały miejsce jedynie perswazja, przekupstwo i wytrwałość.
– Jak dotąd – zauważył sucho Tony. – Ale twoja cierpliwość zaczyna się wyczerpywać.
Uśmiech na twarzy Noaha przygasł.
– Zgadłeś.
– Czy powiedziałeś jej, nad czym miałaby tu pracować?
– Nie chcę ryzykować. Muszę zaczekać, aż sprowadzę ją tutaj. – Nachmurzył się. – A czas ucieka.
– Może nawet szybciej, niż myślisz. – Tony umilkł na moment. – Tropiłem tę podróż. Chyba od Londynu.
Noah zmełły w ustach przekleństwo.
– Jesteś pewien?
– Owszem. Spodziewałeś się tego, może nie?
– Spodziewałem się, ale nie tak szybko. Myślałem, że uda mi się przedtem ułożyć wszystko jak należy. – W jego głosie zabrzmiała wyraźnie nuta rozpaczy. – Niech to szlag, nie jestem jeszcze gotów! Wiesz, kto go opłaca?
Tony pokręcił głową.
– Jestem przecież prawnikiem, nie wróżbitą. A ty wiesz?
– Może. Wczoraj zadzwonił do mnie Raymond Ogden.
Tony zagwizdał przeciągle.
– To gruba ryba. Do niego należy jedna z największych firm farmaceutycznych na świecie, prawda?
Noah skinął głową.
– I cały arsenał nieczystych sztuczek, jakie stosuje.
– Skąd wiesz?
– Sześć lat temu próbował przejąć moją firmę. – Noah uśmiechnął się krzywo. – Próbował wszystkiego: od kuszenia akcjonariuszy do wszczęcia kampanii reklamowej, sugerującej, iż nasza linia produkcyjna jest zaniedbana.