– To było dla niego święte miejsce. Wścieknie się, oszaleje – bełkotał Jimenez.
– Mam nadzieję, że tak będzie. – Jeszcze przez krótką chwilę Seth obserwował płomienie, wreszcie odwrócił się do wyjścia. – Idziemy.
– Co pan zrobi z tymi rzeczami?
Nie odpowiedział.
Dopiero gdy znaleźli się przy samochodzie, Jimenez odezwał się ponownie:
– Może mi pan już oddać zapalniczkę?
– Musiałem ją zgubić w jaskini. Może koło ogniska. Chyba już jej nie odnajdziemy.
Jimenez wybałuszył szeroko oczy.
– Jak to? Na zapalniczce były wygrawerowane moje inicjały. – Krzyczał teraz piskliwym głosem, pełnym paniki. – Co będzie, jeśli Ishmaru wróci tu i ją znajdzie? Jeszcze pomyśli, że to moja robota!
Seth odwrócił się, spojrzał na niego.
– Przykro mi.
Ogłoszono jego lot.
Seth w pośpiechu wystukał odpowiedni adres na drukarce do nalepek, którą kupił w drogerii, jadąc na lotnisko. Przed zapieczętowaniem kartonowego pudła wyjął z niego książkę o mistycznych wojownikach. Może mu się potem przydać.
Nakleił na pudle nalepkę z adresem oraz znaczki, po czym podbiegł do skrzynki pocztowej zainstalowanej w poczekalni lotniska. Z trudem wepchnął pudełko w dużą skrzynkę.
Drugie wezwanie do samolotu.
Seth zdjął rękawiczki, wsunął je do tylnej kieszeni. Na pudle, zaadresowanym do biura prokuratora okręgowego w Los Angeles, znajdowały się tylko odciski palców Ishmaru i Jimeneza. Seth nie bardzo wierzył w schwytanie Ishmaru przez policję, ale może jego przesyłka okaże się chociaż sygnałem alarmowym. Nawet gdyby przymknęli jedynie Jimeneza, byłby to już spory plus. On sam odczuwał chęć zabicia sukinsyna. Do tej pory był przekonany, że widział już w życiu wszystko i nic nie zdoła wytrącić go z równowagi, jednak widok jedwabistych włosów dziewczynki…
Ostatnie wezwanie do samolotu.
Nie myśl już o tym. I tak nie możesz pomóc temu biednemu dziecku, Ishmaru pozostaje nieosiągalny, a ty masz coś do załatwienia.
Pośpieszył do przejścia dla pasażerów.
Chata stała z dala od drogi, skryta za drzewami i kępą krzewów. Kate nie odnalazłaby nigdy tego miejsca, gdyby nie jechała tuż za Noahem.
– Czy to tutaj? – zapytała Phyliss.
– Chyba tak. – Zatrzymała auto za dżipem Noaha. – Najwyższy czas. – Zdawało jej się, że jazda tymi krętymi, wyboistymi dróżkami ciągnęła się bez końca. Zerknęła na Joshuę, który spał na tylnym siedzeniu. Lepiej go nie budzić. Niech przyjdzie do siebie. Podróż była naprawdę wyczerpująca, zarówno pod względem emocjonalnym, jak i fizycznym. Ona obudzi syna, kiedy już pościele mu łóżko.
Wysiadła z auta i popatrzyła na chatę. Właściwie była większa od jej domku w Dandridge, ponieważ jednak zbudowano ją z bali i kamieni, wyglądała na tyle rustykalnie, że zasługiwała na miano chaty. Okalał ją rozległy taras.
– Ile tu jest pomieszczeń?
– Siedem. – Noah wyjął z bagażnika swoją torbę. – Kuchnia połączona z salonem, trzy sypialnie, dwie łazienki. I laboratorium w tylnej części.
– Rozpakuję nasze rzeczy – zaoferowała się Phyliss, wysiadając z samochodu.
– Proszę tego nie robić – powstrzymał ją Noah. – Pani nie zostaje tutaj.
Kate stanęła jak wryta.
– Co?
Zaczął wchodzić na schodki wiodące na taras.
– Przewiozę Phyliss i Joshuę do leśniczówki, cztery mile dalej.
– Dlaczego? Tu mamy wystarczająco dużo pokoi.
– Będziesz zajęta pracą.
Weszła za nim na schodki.
– Nie na tyle, by nie móc się zająć własnym synem. On zostanie tu ze mną.
Spojrzał na nią.
– Nie, nie zostanie z tobą. Obiecałem ci, że zadbam o jego bezpieczeństwo. I zamierzam dotrzymać słowa…
– Rozdzielając nas?
– Pomyśl tylko. – Ściszył głos, tak aby nie usłyszał go nikt prócz niej. – Główne cele dla napastników to my oboje. Jesteśmy pierwsi na liście. Jeśli Joshua i Phyliss zostaną blisko ciebie, może przy okazji także ich spotkać coś złego.
Rozdzielić się z synem i teściową? Sama myśl o tym była dla Kate nie do przyjęcia.
– Mówiłeś, że to miejsce jest bezpieczne.
– Staram się, żeby takie było. – Zacisnął usta. – Nie jestem w stanie zagwarantować ci, że wyjdziesz z tego wszystkiego żywa, ale chłopiec z pewnością przeżyje. Dość już przypadkowych ofiar.
Mimo woli zaczęła ustępować przed siłą jego logiki i pasją, z jaką przedstawiał swoje argumenty.
– Nie chcę, aby byli zdani tylko na siebie.
– I nie będą. Powiedziałem już, że będą chronieni. Zmarszczyła brwi.
– Miałby ich ochraniać strażnik leśny z tej leśniczówki?
– W pewnym sensie. – Po chwili wyjaśnił: – Mówiąc ściśle, Seth zdołał nakłonić strażnika leśnego do wzięcia urlopu. Na ten okres on zajmie jego miejsce.
Zesztywniała.
– Seth?
Noah podszedł do drzwi frontowych, nacisnął klamkę. Drzwi były otwarte.
– Seth? – zawołał.
– On tu jest? – zapytała wstrząśnięta.
– Do diabła, jasne, że jestem. Długo kazaliście na siebie czekać. Zaczynałem się już nudzić. – Seth wstał z krzesła stojącego pod ścianą. – Miło znów panią widzieć, Kate. Jak się ma Joshua?
– Dobrze, dziękuję – odparła machinalnie, patrząc na niego, gdy podchodził bliżej. Po raz pierwszy widziała go w pełnym świetle. Miał bardzo ciemne włosy, przycięte na tyle krótko, aby ujarzmić ich naturalną tendencję do kręcenia się. Jego wiek oceniała na trzydzieści parę lat, poruszał się jednak z tą samą chłopięcą werwą, co Joshua. Jego twarz była równie szczupła i kanciasta jak całe ciało, a dominowały w niej błękitne oczy i szerokie usta. – Co pan tu robi?
– Zostałem zaproszony. – Spojrzał na swego wspólnika. – Nie powiedziałeś jej?
– Jest zbyt płochliwa.
Płochliwa? Nagła fala gniewu pozwoliła Kate otrząsnąć się z oszołomienia. Odwróciła się na pięcie, spojrzała na Noaha.
– Powiedziałeś, że nikt nie zna tego miejsca.
– Skłamałem – odparł krótko.
– Bo byłam płochliwa?
– To jego określenie, nie moje – przypomniał jej Seth. Noah nie zwracał na niego najmniejszej uwagi.
– Bo byłaś mi tu potrzebna, a szukałaś jakiegoś pretekstu, żeby odrzucić moją propozycję.
Wyciągnęła rękę, wskazując na Setha:
– On miałby być tym pretekstem?
– Moje uczucia zostały zranione – oświadczył Seth. – Zazwyczaj wszyscy łakną mego towarzystwa.
– Kto jeszcze wie? – zapytała Kate.
– Nikt więcej. – Uniósł dłoń, aby obalić oskarżenie, którego się spodziewał. – Tym razem nie kłamię.
– Jak mogę być tego pewna? – Miarka się przebrała; zmęczenie i niezwykłe emocje kilku ostatnich dni, a teraz jeszcze to! – Niech cię diabli! – wybuchnęła Kate. – Wynoszę się stąd!
Odwróciła się gwałtownie i wybiegła z chaty.
– Phyliss, wsiadaj z powrotem!
– Znowu? – Phyliss skrzywiła się, zajmując poprzednie miejsce na siedzeniu. – Zdecyduj się wreszcie.
– Już się zdecydowałam.
– Dokąd się wybierasz? – krzyknął za nią Noah.
Nie odpowiadając nawet jednym słowem, usiadła za kierownicą.
– Możesz mnie wysłuchać? – zawołał Noah. – Kate, nie mogę pozwolić, żebyś tak odjechała!
Zapuściła silnik i ruszyła.
– Drażliwa osóbka, co? – Seth wyszedł z chaty i podał Noahowi springfielda, którego wyciągnął ze skrzyni przy drzwiach.
– Po co mi ta pukawka? Mam ją zastrzelić, czy co?